Autor |
Wiadomość |
<
Wampir Maskarada
~
[Sesja] Wieża z zapałek
|
|
Wysłany:
Wto 10:54, 16 Wrz 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Zabij ich. Zabij! Hałaśliwi jak zwierzęta! To przecież tylko zwykłe dzieciaki... Wścibscy. Ten z przodu zwłaszcza. Nie, nie, przestańcie. Poszukaj może tego po co tu... A po co tu jest? Żeby ich zabić!
Cholery, dajcie mi spokój... Kpisz sobie? Nie potrafisz sobie poradzić...robicie to właśnie wtedy...na każdym kroku...gdy nie mogę się odezwać.
- Dziś krążyłam błędnie po mieście przez parę godzin. Ogólnie się uczę... - zawsze czegoś nowego. – A wy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 12:43, 16 Wrz 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
- Imprezujemy!! - wykrzyknął chłopak po lewej stronie - kiedy tylko można.
W tej samej chwili samochód podskoczył na wypukłości jezdni i tylko dzięki błyskawicznej reakcji prowadzącego nie wpadł w poślizg. Zwolnił, włączył długie światła i zatrzymał wycieraczki.
- O ile dojedziemy na miejsce w jednym kawałku - podsumował jego kolega spod drugiego okna.
Minęli już tą - zdawałoby się - najgorszą część dzielnicy. Teraz miejsce opuszczonych hal produkcyjnych i zapuszczonych warsztatów zajęły rozświetlone soczyście zakłady pracujące cała dobę oraz całkiem nieźle zadbane baraki dla pracujących. Co chwila mijali jakieś miejsce budowy, gdzie błąkało się mnóstwo ludzi w każdym niemal wieku. Kierowali się w stronę głównej ulicy, aby potem móc skorzystać z objazdu i dostać się jak najszybciej do celu, który nadal leżał daleko - kilka kwartałów wciąż czekało na pokonanie.
- Bruce i ja pracujemy w banku - odezwał się ten, który wcześniej wątpił w bezpieczeństwo jazdy - i całkiem nieźle nam idzie - uśmiechnął się serdecznie.
- Młody kończy właśnie jakąś -logię czy -zofię, nie wiem nawet. - wskazał palcem na chłopaka na siedzeniu pasażera - a Mike rozwala się samochodami z niepewnych źródeł. Kierowca milczał.
- Kiedy ostatnio byliśmy w "Chimerze" Bruce nam....
- Ona jest jakaś dziwna... - mruknął ten, którego nazwano "Młodym".
- Zimna? Jasne, że jest zimna. Jeszcze nic nie wypiła - dwie pary oczu skupiły się na moment na Vivian.
- Powiedział: dziwna. - rzucił kierowca-Mike.
- Dziwna? Co ci jest mały? Przecież nie takie laski już z nami jeździły. O co ci chodzi?
- Nie chcę z nią jechać...
- Popieprzyło go! - krzyknął Bruce - i wyciągnął przed siebie ręce, jakby chciał go złapać za koszulę.
- Zostaw go. Widzisz, że nic z niego dzisiaj nie będzie. Daj mu spokój.
Kiedy się okazało, że objazdu nie ma w miejscu, gdzie go wszyscy oczekiwali, samochód krążył trochę po okolicy aż w końcu Mike postanowił przeciąć kilka dróg z zakazem wjazdu tak, by dostać się do odpowiedniej ulicy.
- Co byśmy bez ciebie zrobili - powiedział Bruce do Mike'a.
Kierowca milczał. Młody wpatrywał się w jakiś punkt na szybie i też się już nie odzywał.
- Zaraz będziemy na miejscu.
- Najtańsze piwo w okolicy.
- To jak, Bruce złotko? Dwa metry dzisiaj.
- Tak, skarbie. - padła odpowiedź.
Obaj siedzący po bokach Vivian nastolatkowie roześmiali się swoimi niskimi głosami i przez dłuższą chwilę nie mogli się uspokoić.
- Nie wyglądasz na tutejszą. Jesteś z Londynu? - zapytał kierowca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 19:53, 16 Wrz 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Zabij! Załatwię cię, zobaczysz, jesli tylko o tym... Zabij! Pamiętasz, jak ostatnim razem... Jak to było... pam pam tara...
- Trochę makijażu i od razu dziwna? - Zdziwiłam się szczerze. - Chociaż...to chyba rodzinne.
Uśmiechnełam się w zamyśleniu, po czym dodałam:
- Parę dni temu dopiero przyjechałam z Liverpoolu. I nawet nie było kiedy się zabawić. A to szukanie lokum, a to koncert, a to znowu spotkanie rodzinne. Ale na szczęście udało mi się wyrwać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 21:04, 16 Wrz 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Ale... kanał. Dosłownie. Karykatury uwikłały mnie w swoją gierkę i skutecznie wywiodły do miejsca, o którym nie mam pojęcia. Nie jest dobrze.
Broń? Chwilowo nie mam. - Nie mam - odparłem machinalnie. -Można jaśniej? Jacy oni? Jakie zasady? Gdzie mnie ciągniecie? Chyba mi się należą jakieś podstawowe informacje w nagrodę za "dojście aż tutaj"?! - Popatrzyłem badawczo po zdeformowanych twarzach, z których mimiki i tak nie dałoby się niczego odczytać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 23:46, 16 Wrz 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
- Masz tu rodzinę?! - prawie jednocześnie krzyknęły trzy gardła. Młody nadal milcząco gapił się w szybę albo w to, co było za nią. Ciemne kształty ścierały się jeden z drugim, aby po chwili ustępować miejsca innym upiorom.
Zanim doczekali się reakcji, już posypały się kolejne słowa:
- A jeśli nie masz się gdzie zatrzymać, to może Mike by mógł... - dyskretnie zasugerował chłopak.
- Odpada. - uciął kierowca.
- Może ty braciszku? - zaproponował Bruce.
- No... eee... pewnie. To znaczy jasne, ale po ostatnim... no wiesz....
- Czyszczeniu żołądków?
- Można to i tak nazwać...
- A jak tamta niebieska wykładzina? Zostało coś z niej?
- Uhm... zrobiliśmy z niej serwetkę. Na nic więcej się nie nadała.
- Dobra, czyli też odpada. Ale za to u mnie... - brunet po prawej uniósł triumfująco palec wskazujący w powietrze, jakby chciał zrobić nim dziurę w dachu.
- Daj spokój. Kto by się zadawał z pijakiem.
- I kto to mówi.
- A co było ostatnio? I w zeszłym tygodniu? A przed rocznicą?
- To był pojedynczy incydent.
- Trzy razy?!
- Uspokójcie się. - warknął okularnik zza kierownicy. - jak dzieci.
- To masz się gdzie zatrzymać czy nie? - nieśmiało zwrócił się do niej Bruce.
- Wysadźmy ją tutaj. Nie chcę dalej jechać. - wymamrotał Młody.
- Zamknij się.
- Właśnie. Pani jedzie z nami i dowieziemy ją na miejsce - próba ukłonienia się siedząc zgiętym w pół, nie powiodła się.
- Idiota.
- Sam jesteś idiota.
- Jak dzieci. - powtórzył Mike - masz się gdzie zatrzymać? W razie czego możemy cię potem odwieźć.
***
Najmniej oszpecony wampir otworzył usta, które dziwacznie się przekrzywiły, a wargi nasuwały jedna na drugą, kiedy ktoś z tyłu, zza pleców całej czwórki, donośnym głosem, go zagłuszył.
- Zostawcie go i precz stąd.
W pierwszej chwili polecenie wypełniło cały korytarz i unosiło się w powietrzu jeszcze przez chwilę. Zupełnie jakby dźwięk ożył i opływał Kainitów stłoczonych na małej przestrzeni. Umilkły wszystkie szmery, szelesty, a kapanie wody odbywało się bezgłośnie. Nie było to naturalne zjawisko. Czas na moment zwolnił, organizm reagował z opóźnieniem i dopiero po kilku ciągnących się niemiłosiernie sekundach wszystko zaczynało wracać do normy.
- Kiedy my... - zaczął nieśmiało Kainita.
- Nie jesteście już potrzebni. Możecie odejść. - odparł formalnym tonem głos. Głos, który Sergio poznałby zawsze i wszędzie, niezależnie od pory roku i stanu fizycznego. Katrina.
Miała na sobie garnitur podobny do tego, który zapamiętał jeszcze z pierwszego ich spotkania w hiszpańskim hotelu. Podobnie też jak wtedy patrzyła na wszystko spod tych swoich gęstych, ciemnych rzęs. Krótka sukienka i szpilki tylko dopełniały wizerunku czarnowłosej wampirzycy. Zupełnie jak wtedy - przemknęło mu przez myśl.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała z delikatnym uśmiechem i zbliżyła się o dwa kroki tak, że teraz stała tuż przy wampirze.
Na ten widok trzy zdeformowane istoty wykrzywiły twarze w grymasie obrzydzenia i zniknęły. Zniknęły. Rozpłynęły się w powietrzu, nie zostawiając po sobie ani śladu. Tylko ledwo wyczuwalny zapach zgnilizny i zepsucia wciąż drażnił nozdrza.
- Chodź ze mną - wzięła Sergia za rękę i pociągnęła lekko za sobą, prowadząc do wydrążonej pod ziemią komnaty, do której wejście było za jej plecami. Zanim jednak doszli, zdążyła zapytać:
- Wszystko w porządku?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 2:36, 17 Wrz 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
- Tak. Eee... po co ten cały cyrk? - wskazałem głową na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stało trzech dziwaków powykręcanych jak gałązki japońskiej wierzby.
- Może tak od początku... Gdzie jesteśmy? - Zadałem kolejne pytanie, z pewnością nieostatnie. Zdziwienie potęgowało odczucie dezorientacji. Patrzyłem pytająco w oczy wampirzycy, której krew wypełniała moje żyły.
- Chwilowy brak pomysłów co jest grane.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 13:09, 17 Wrz 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
- To, że nie jesteśmy u siebie nie znaczy jeszcze, że mogą nami pomiatać - zaczęła wyjaśniać - jesteśmy wśród Szczurów. Pewien co bardziej znaczący w mieście Nosferatu urządził sobie tutaj schronienie. Całkiem przytulnie, nie sądzisz? - parsknęła.
Zanim weszli do pomieszczenia, zatrzymała się i raz jeszcze upewniła, że Sergio nie odniósł żadnych obrażeń. Zmierzyła go wzrokiem, popatrzyła na ubranie, przyglądała się każdemu szczegółowi niczym żona pilnująca, aby mąż udający się na ważne spotkanie służbowe, niczego nie zapomniał i odpowiednio się prezentował.
- To niesamowity zbieg okoliczności, że tu trafiłeś. A już miałam cię szukać. Będziemy musieli porozmawiać, ale nie tutaj - ogarnęła ręką przestrzeń wokół - ściany mogą mieć uszy i nigdy nie wiadomo czy akurat nie przemyka tu któryś z tych śmierdzieli, kryjąc się przed naszym wzrokiem. Oni tak lubią. Niestety czasem musimy z nimi współpracować. Nawet z nimi. Na razie mamy mała naradę wojenną. Wpadłeś w samą porę. - skończyła mówić i znowu pociągnęła wampira za sobą. Jeszcze jeden zakręt i będą na miejscu.
- A przy okazji: gdzie się zatrzymałeś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 13:58, 17 Wrz 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Rozejrzałem się wokoło, czy rzeczywiście nikt nie bawi się z nami w podchody.
- U Księcia w Elizjum. Po rozmowie zaoferował lokum. -
Po słowach Katriny powiększyła się lista rzeczy, o których przydało by się wiedzieć coś więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 17:42, 17 Wrz 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
- Koniecznie musimy cię stamtąd zabrać – powiedziała szybko. Już miała coś dodać, kiedy wyszli z korytarza i ich oczom ukazała się duża owalna sala nieprzypominająca nic, co do tej pory można było napotkać po drodze.
- Później – szepnęła.
Pomieszczenie wyglądało jak skrzyżowanie centrum dowodzenia ze śmietnikiem i rzeczywiście nie sprawiało wrażenia wygrzebanego z ziemi. Podłoga była wyłożona różnokolorowymi płytkami ceramicznymi, które od biedy można było uznać za kafelki. Reprezentowały wszystkie kolory tęczy, od najjaśniejszych przez najbardziej pstrokate i bijące po oczach aż po bure i przyciemnione, jakby moczone w błocie. Rozrzucono je zupełnie chaotycznie (a może nie?) mając na uwadze tylko, żeby zająć cała powierzchnię „podłogi”. Jeżeli dodać do tego jaskrawe światło bijące z trzech zdezelowanych, olbrzymich żyrandoli ledwo trzymających się metalowego sufitu, odbijające się we wszystkich kierunkach, to wewnątrz było niesamowicie jasno. Ściany pokrywały cienkie jasnobrązowe deseczki, ale podniszczone, a przynajmniej mocno wyeksploatowane. To chyba boazeria. Gdyby to połatać, gdzieniegdzie podkleić, podmalować i zakryć te kilkadziesiąt prześwitujących dziur, to może dałoby się porównać to do obskurnego motelu gdzieś na skraju miasta albo obleśnej knajpy w zapomnianej londyńskiej dzielnicy. Po bokach stało mnóstwo mebli, wszystkie do siedzenia. Krzesła, taborety, pufy, małe kanapy i zwykłe stołki. Były w bezładzie, ale i tak widać było, że ktoś je próbował układać. Nie to, co ze stolikami. Ten największy stał na samym środku – był to rozłożysty blat na czterech grubych nogach, przykrytymi różnego rodzaju papierami, wokół którego stało pięć osób i bacznie je studiowało. Dokładnie na końcu sali ściśnięto cztery biurka z komputerami, i podobnie w drugim rogu pomieszczenia. Dostawione siedzenia przypominały koce ponarzucane jeden na drugi i tak aż osiągnie się odpowiednią wysokość. Przy maszynach siedziało dwóch pryszczatych młodziaków w grubych okularach, którzy bacznie obserwowali cyferki na monitorach, zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych obecnych. Słuchawki na uszach oznaczały, że prawdopodobnie nawet nie usłyszeli wejścia kolejnych osób.
- Co to za jeden? - śpiewnym głosem odezwała się wysoka kobieta ubrana po wojskowemu. Brązowe włosy spięte w kucyk, ciężkie buty, plamiaste spodnie i oficerska kurtka narzucona na umięśnione ramiona. Spoglądała nieufnie spod ciemnych binokli, mierząc nowego wampira pogardliwym wzrokiem.
Zaraz obok niej stał wyprostowany mężczyzna w lśniąco białym garniturze, również w okularach. Jego bardzo jasne włosy wydawały się białe, a nieskazitelny strój aż bił po oczach. Wyróżniał się spośród pozostałej piątki. Zapach perfum (zapewne najdroższych na rynku) wypełniał całe pomieszczenie i mieszał się ze smrodem wydalanym przez trzeciego uczestnika spotkania. Bez wątpienia był to Nosferatu. Pożółkła skóra nie była pokryta bąblami, jak u tych widzianych poprzednio. Nie było żadnych odbarwień, sińców, krwiaków ani obrażeń. On w ogóle nie miał skóry. Ciało pokryte przezroczystym naskórkiem, jaki odsłaniał każdy mięsień i ścięgno, nie tworzyło zachęcającego widoku. Zupełnie jakby uległ jakiemuś poparzeniu albo wręcz dobrowolnie zrzucił własny naturalny „płaszcz” i zastanawiam się teraz czy warto przyjmować nowy. Obrzydlistwo. Chyba zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie wywiera, ponieważ nieustannie na jego ustach gościł ironiczny uśmieszek, a wargi poruszały się w bezgłośnym rechocie.
- Wiesz, że spotkanie jest zamknięte dla osób z zewnątrz – odezwał się z kolei ciemnoskóry osobnik oparty oboma rękami o blat stołu. Miał mocno nażelowane czarne włosy i był w typowym garniturze, jaki noszą prezesi wielkich koncernów i banków. Gesty miał pewne i szybkie, bacznie obserwował pozostałych zebranych, starając się nie stracić żadnego szczegółu. Kolorem skóry przypominał metysa, a sposobem wymowy pewnych słów kogoś z dalekiej zagranicy. Był nerwowy i spięty.
Zupełne przeciwieństwo ostatniego członka „okrągłego stołu”. Najlepszym słowem-kluczem, które doskonale go opisywało było: wiking. Duża owłosiona głowa, długie włosy posplatane w kilkanaście warkoczy, część zostawiona samym sobie, potężne bary, masywny korpus, nogi niczym kolumny na placu św. Marka, a dłonie siłą pewnie w niczym nie ustępowały solidnym imadłom. Brakowało tylko topora i drakkaru. Jak na człowieka Północy był jednak wyjątkowo spokojny. Gdzieś zniknęła ta słynna zapalczywość i brutalność tak rozsławiana w eposach i sagach. Stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi, przymknął oczy i prawie zupełnie się nie poruszał. Gdyby nie jakieś dziwaczne kołysanie się i ciągłe przenoszenie ciężaru ciała z nogi na nogę, można by pomyśleć, że zasnął tak jak stał. Chłopaki przy komputerach nawet nie zareagowali.
- On... – Katrina odczekała aż idący za nią Kainita podejdzie bliżej i stanie tuż obok niej, po czym położyła mu dłoń na ramieniu – ...jest ze mną. Wszystko w porządku. - omiotła spojrzeniem każdego z piątki z osobna, prawdopodobnie potwierdzając swoje słowa jakąś niewypowiedzianą myślą.
To wystarczyło. Całe pomieszczenie jakby odetchnęło z ulgą. Ktoś na moment popatrzył w bok, ktoś inny rzucił okiem na świecące monitory, inny odchrząknął. Tylko ciemnoskóry wpatrywał się raz w jednego raz w drugiego Tremere'a. W końcu i on dał za wygraną.
- Śmierdziele? - odezwał się pytająco ten pokiereszowany i jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Objął wargi, potem całe usta i nadal się rozszerzał. W końcu pod naskórkiem zniknął nos i większa część brody, a ukazały się zęby. Uśmiech od ucha do ucha... dosłownie.
- Czasami działacie mi na nerwy. Te wasze podchody, podkradanie się i jeszcze... - tłumaczyła Katrina.
- Przestań – podniesionym głosem powiedział wampir ubrany na biało. Tremerka zamilkła, ale dopiero po chwili dotarło do niej, że słowa były skierowane do kogoś innego.
- Ale co? - niewinnie zapytał zdeformowany wampir i zrobił wielkie „O”, doskonale udając zdziwienie. Jego usta zajmowały teraz pół twarzy.
- Właśnie to. - elegancki pan zaszczycił dziwoląga spojrzeniem swych srebrzystych oczu.
- Czy możemy wrócić do sedna sprawy? - burknął ze zniecierpliwieniem milczący dotąd brodacz.
- A on...? - tym razem odezwała się ta najbardziej po lewej i wskazała palcem Sergia.
- On jest ze mną – powtórzyła kobieta z naciskiem, cedząc każdą sylabę przez zęby.
- I jest...? - nie dawała za wygraną.
Dwójka Tremere'ów podeszła bliżej tak, żeby wszyscy ich widzieli możliwie najdokładniej. Stali teraz w pełnym świetle nad stołem, na którym oprócz zapisanych papierów leżały także mapy i jakieś pióra z długopisami.
- Sergio Veloso – wskazanie na nowo przybyłego – o nim wam mówiłam, mając na myśli, że przypłynęliśmy do Londynu we dwoje.
Nastała cisza. Katrina czekała zapewne na jakieś uwagi, komentarze, a w najgorszym wypadku złośliwe docinki. Nic jednak takiego się nie stało. Kobieta w wojskowym stroju ujęła się pod boki, ale milczała. Nosferatu zamknął usta i przez to znacznie zmienił się na twarzy. Uśmieszek jednak pozostał. Mężczyzna w białym garniturze oceniał mankiety marynarki i poprawiał okulary na nosie, a jego sąsiad skubał brzeg kartki odrywając po kawałku. Wielki niedźwiedź po prawej stronie wyglądał jak totem: groźny, z nieprzeniknioną miną i jednocześnie zupełnie nieruchawy.
- To jest Sobrarbe. Nasza amazonka. - zaczęła przedstawiać stworzycielka Sergia – główna bojowniczka przeciwko Sabatowi w tym mieście, która ma pod sobą wielu z Rodziny i którymi kieruje w szczytnym celu zniesienia z powierzchni ziemi tej przeklętej sekty. Ukłoniła się, na co tamta skinęła głową. Wydawała się udobruchana jej słowami.
- Pan Andre Malraux z Marsylii. Niedawno wybrany przez Wewnętrzny Krąg Justycjariuszem. I z tej racji najważniejsza osoba w mieście. Jest tutaj, bo... jest. Wampir w białym stroju uśmiechnął się drwiąco i tak samo drwiąco uśmiechnęła się Katrina. Skinęli sobie głowami.
- Hmm.. a ciebie jak nazywać? - popatrzyła z zaniepokojeniem na mięśnie i ścięgna następnego z zebranych.
- Niech będzie... czy ja wiem... Casanova! Tak! - ucieszył się z własnej pomysłowości. Tremerka nie kryła obrzydzenia.
- Najważniejszy ze Szczurów w mieście – wyjaśniła Sergiemu. Może nie najpiękniejszy, ale z pewnością najlepiej poinformowany... a przynajmniej zdolny do pozyskania największej ilości informacji.
- A gdzie buzi buzi...? - wspomniany wampir zrobił krok w stronę dwójki Czarodziejów. Przecież etykieta nakazuje...
- Innym razem, przystojniaku.
Zwrócili się do następnego.
- Nasz wspólklanowiec. Przybył tu aż z odległego Egiptu. Ma tu jakiś interes do załatwienia, podobnie jak my. Almanazar 'Abd al-Malika. Może zechce nam pomóc, a wtedy my pomożemy jemu... - uśmiechnęła się. Uśmiech odwzajemniono.
- Wiecie, Hiszpania należała niegdyś do Maurów... - zaczął spokojnym tonem.
- To już historia. - uprzejmie przerwała kobieta.
- Zapraszam do mnie. Chętnie ugoszczę takie osobistości.
Nie padła odpowiedź.
- Jako ostatniego przedstawiam ci naszego Duńczyka.
- Szweda.
- Szweda. Asta Gudbrandsdottir. Dobrze, nic nie przekręciłam?
- Jak zwykle jesteś nieomylna – warknął w odpowiedzi – czy możemy wrócić do tematu? W końcu? - najwyraźniej gdzieś mu się spieszyło, robił się niecierpliwy, choć zupełnie nie dawał tego po sobie poznać.
- Kontynuujcie. - zgodziła się – byłeś świadkiem czegoś niezwykłego w mieście podczas swojego pobytu? Jakieś dziwne zjawiska, zgony wśród Kainitów, miejsca nasycone nieznaną mocą? - zwróciła się do Sergia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 19:02, 17 Wrz 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Starałem się zapamiętać imiona załogi, drużyny, armii zbawienia... czymkolwiek byli. Sprawa na pewno była poważniejsza, niż początkowo można było przypuszczać. Na pewno nie byli amatorami, a fakt, iż przybyli z daleka potwierdza, że szykuje się jakaś większa akcja.
- Najwięcej czasu jak dotąd spędziłem w Elizjum. Hmm... i właśnie tam, mimo tego co to za miejsce, można było mieć jakieś podejrzenia. Po pierwsze. To "kapłan" - jak go nazywano, który należał ponoć niegdyś do Sabatu. Oprócz krótkiej, praktycznie nic nie znaczącej pogawędki z nim, nie mam więcej informacji. Druga sprawa, to coś, co przydarzyło się mi i dwóm wampirzycom, po tym jak przedstawiliśmy się Księciu. Na korytarzu, prowadzeni przez pewnego wampira dziecięcej postaci o imieniu Artur, trafiliśmy na kainitę, który zrobił coś dziwnego. - Zastanowiłem się chwilę. - Wybaczcie, ale nie potrafię tego wytłumaczyć. Jak gdyby ktoś nas zamroził, zatrzymał czas. Najgorsze, że nawet nie byłem do końca świadomy tego co się działo. - Sięgnąłem pamięcią do początku dzisiejszej nocy. - Potem była krótka wizyta u szeryfa, ale w sprawie jednej z wcześniej wspomnianych wampirzyc. Nic szczególnego. Następnie ruszyłem w miasto się rozejrzeć... i trafiłem tu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 19:31, 17 Wrz 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Spróbuj zmienić taktykę... Jesteś...tak blisko...głodna. Wiem. Wiemy, że tak. Tu szepty stały się na chwile niezrozumiałe. Mogłoby tak zostać. Tyle krwi tak blisko. A skąd! W zasięgu ręki... Najpierw zabierz się za tych z tyłu...
- Mam, mam oczywiście. - Jeszcze chwila, a nie ręczę za siebie. Pamiętacie te tabletki, którymi nas szprycowali? Ej no, to..nie odważysz się... bolało. Będziesz samotna, pusta. Nie poradzisz sobie. Słabeusz. Zawsze ktoś musi ci pomagać. Haha, jeszcze zaboli. Spró... - Słyszałam o jakimś specyficznym cyrku? A raczej trupie aktorskiej. Obiło wam się coś o uszy?
Jeszcze chwila, a się obije. Chmury patrzą. Tobie też. Widzą i...Jakie chmury?! drzewa, budynki...kici kici HAHAHA...czekają. Kiedy to w... Ty nigdy niczego nie widzisz...końcu...a powinnaś!...zauważysz? Wiele...powinnaś, tak tak... tu oczu!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Śro 19:33, 17 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 19:58, 17 Wrz 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
- Brednie neonaty... - skwitował Malraux i pochylił się nad rozpostartymi mapami.
- Ale mi nowiny. - pół poważnie, pół cynicznie skomentował al-Melika i uczynił to samo.
- Gówno. - z przekonaniem stwierdziła Sobrarbe i poszła w ślady tamtych dwóch.
Tylko mężczyzna ze Skandynawii milczał. Nie było wiadomo czy milczy, bo szuka słowa, którym mógłby podsumować wypowiedź Sergia czy po prostu nie miał zamiaru nic mówić. A może w ogóle nie słyszał?
- Zajmiemy się tym później - uspokajającym tonem odezwała się Katrina, patrząc Sergiemu prosto w oczy. A teraz wracając do sprawy... - zaczęła.
- Tak, tak. Już jestem. - otrząsnął się wampir, każący nazywać się Casanovą.
- No, to do rzeczy - zatarł dłonie Francuz.
- Wreszcie. - Asta także się przebudził. Jego małe oczka zaczęły podążać za każdym gestem Nosferatu.
Ten czując, że jest w centrum uwagi, zaczął swój wywód:
- Było tak, jak wam mówiłem poprzednio. Zdobyte informacje to potwierdzają. Nie mam co prawda gwarancji, a tym bardziej niech mnie nikt nie prosi o stu procentową pewność, ale na ogól moi informatorzy i sieć kontaktów jest na tyle sprawna, że nie pamiętam sytuacji...
- Do rzeczy. To już mówiłeś.
- Jak to tak?
- Normalnie. Do rzeczy - długobrody zwinął dłoń w pięść i za chwilę rozprostował.
- A, o to chodzi.
- Zaraz mu coś zrobię - odezwała się Sobrarbe.
- Spokojnie - Katrina popatrzyła po zebranych - panie Casanova, pomińmy to, co mówiłeś już przedtem i to, co nie należy do poruszanej sprawy. Gdzie będą stali?
Nerwowe milczenie. Tylko komputery za plecami siódemki wampirów wydawały z siebie jakieś brzęki.
- Trzy ciężarówki od wschodu. - wskazał placem dużą zieloną plamę na mapie - wyładowane skrzynkami. Co do obstawy spodziewamy się około trzydziestki łowców. Motory albo samochody sportowe.
- A skąd niby wiesz, że akurat trzydziestu? - Sobrarbe wydęła wargi, gotowa zacząć kpić z mówiącego.
- Nie wiem. Ale to standardowa ochrona czterech inkwizytorów ze Stowarzyszenia Leopolda, którzy tam będą.
Zrobiło się cicho. Tym razem nikt nie poganiał Casanovy.
- Mogę? - biorąc ogólne milczenie za znak zgody, kontunuował - do tego trzeba liczyć kogoś znaczniejszego. Na ogóle oni podróżują albo in cognito w pojedynkę, jak wolni strzelcy, takich najtrudniej wytropić, albo cała kupą jak pieprzone wilcze stada. A wtedy muszą mieć jakiegoś Dönitza. Nie udało nam się co prawda ustalić jeszcze...
- Ja pierdolę - jęknął Malraux. Nikogo nie zdziwiła reakcja Justycjariusza. Wszyscy czuli to samo.
-... jeżeli mi pozwolisz skończyć - Nosferatu wykonał teatralny gest - nie udało się, nie znaczy, że się nie uda. To tylko kwestia czasu. Taka banda ludzi gdzieś przecież musi mieszkać, coś musi jeść, mieć możliwość kupienia sprzętu i tak dalej - wyliczał Casanova. Nawet sobie nie wyobrażacie, gdzie mam dojścia. Ustalimy to. Tak jak mówię, potrzebuję tylko trochę więcej czasu.
- Którego nie mamy - wszedł mu w słowo Tremere.
- Bez paniki - Asta załagodził sytuację. Powęszę ze swoimi chłopakami, poszukamy śladów.
- A ja zobaczę się z pozostałymi przyjezdnymi - Egipcjanin zaoferował pomoc.
- W takim razie pozostaje nam jeszcze jeden problem...
Wszystkie głowy zwróciły się w stronę Sobrarbe.
- Biskup Llantada. - powiedział cicho Casanova.
Wydawało się, że zapadnie jakieś kłopotliwe milczenie, dziewczyna będzie uciekała wzrokiem od wzroku pozostałych, nie będzie chciała odpowiedzieć albo będzie kluczyła, unikając odpowiedzi. Nic z tych rzeczy.
- Powiem wprost. Nie wiem czy damy radę. - zdecydowanie aż biło jej z oczu.
- A nie lepiej: nie damy rady? - zasugerował Malraux.
- Nie, nie lepiej. - odcięła się dziewczyna.
- Ale posłuchaj, Kim... - spróbował Asta.
- Nie do cholery! Nie skazujecie nas od razu na klęskę! A jeżeli się uda? To co wtedy? Nie jesteśmy tylko zgrają zabijaków. Damy z siebie wszystko... tego możecie być pewni - syknęła na koniec i ruszyła w stronę korytarza. Nikt jej nie zatrzymywał.
Nastąpiło małe poruszenie. Tremere o coś pytał Casanovy, ten uporczywie coś tłumaczył, ale co drugie zdanie przerywał mu wampir z Północy. Malraux tylko trzymał się za głowę. Sergio jednak nie słyszał słów, gdyż zajęło go pytanie Katriny:
- Cokolwiek ustalą, musisz się przenieść w inne miejsce. Potem dam ci wizytówkę hotelu, który upatrzyłam rozglądając się po mieście. Opowiedz o tym dziwnym gościu, który zatrzymał czas. Widziałeś się z Księciem? I jak?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 21:06, 17 Wrz 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
A co można do cholery zrobić w niecałą noc?
Ustalenie i wymiana zdań wyglądała bardziej jak sprzeczka osób, które zostały przymuszone do współpracy. jedynie Katrina traktowała mnie w miarę poważnie.
- Cóż... Facet stał w korytarzu, kawał chłopa. Barczysty, potężny w czarnej szacie do ziemi, w długich włosach. Tylko tyle pamiętam. Był jeszcze chłód, jakby nagle mroźny przeciąg przebiegł obok nas. Potem tylko dziwne uczucie, że coś jest nie tak i że pamięć ominęła kilka faktów. Potem się nie pokazał, ani nie było żadnych skutków tego co zrobił. O ile coś robił. A Książę? Toreador, trochę dziwak. Bezpośredni, otwarty. "Mówcie mi Richard" - udałem jego intonację. - Chciał dłużej ze mną porozmawiać, ale... pewna wampirzyca uporczywie go nawoływała. To wszystko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 21:49, 17 Wrz 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Tremerka uśmiechnęła się jednym z tych swoich bajecznych uśmiechów zdolnych pewnie zwalić z nóg tuzin śmiertelników gdyby zaszła taka potrzeba.
- Wiesz o Księciu więcej ode mnie, a to dobre. Widać też będę musiała się rozejrzeć po Elizjum. Jeśli chodzi o jego pochodzenie, to na pewno jest jednym z Malkavian, a nie Toreadorem. A ten koleś... hmmm... może to ktoś od nas? Odszczepieniec? Z tym chłodem tak czasem jest. Niektórzy mają takie... zaburzenie. To nic takiego. Szata do ziemie właściwie też nie musi nic znaczyć... każdy może sobie kupić płaszcz. Ale to wrażenie, ten efekt, jaki wywarł na tobie... nas was. - zamyśliła się - Kto go tam wie...?
Rzuciła okiem na rozmawiających, ale raczej żeby upewnić się, że nie usłyszą jej słów a nie czy już skończyli.
- A jak tam nasze zadanie? Udało ci się coś ustalić, bo ja póki co nic a nic nie znalazłam?
***
- Trupa? To od trupów...? - zdążył zapytać Bruce, kiedy dwóch pozostałych chłopaków wybuchło śmiechem. Nawet Młody się uśmiechnął.
- Tak stary. Trupy aktorów. Właśnie o to chodzi. Nasza koleżanka jest jakimś cholernym wampirem, który chce się napić trochę krwi i stąd te trupy.
Ponowny wybuch powszechnej wesołości. Pojawiły się łzy i samochód nieco zwolnił - pewnie Mike przestraszył się, że śmiejąc się straci nad nim panowanie. Dopiero po dłuższej chwili doszli do siebie.
- Nie bywam w takich miejscach - parsknął prowadzący pojazd.
- Nie znam żadnego teatru - odezwał się Bruce, ciągle chichocząc.
- Boś głupi i ciemny - podsumował go brat siedzący na drugim końcu.
- Sam jesteś głupi.
- Ej! - krzyknął niespodziewanie kierowca.
Uciszyło się.
- A ja znam. - odezwał się ten nazywany Młodym - jakiś czas temu przyjechało kilka wozów z Cyganami. Od początku dziwnie wyglądali i obawiano się, co ludzie powiedzą. Krążyły plotki o jakichś dziwnym pokazach, tajemniczych stworzeniach, które tam były i inne takie. Nikomu jednak nic się stało i nawet zaczęło im się powodzić. - w miarę jak chłopak opowiadał, wszyscy pozostali go słuchali - aż do czasu, kiedy doszło do tego incydentu z policjantem. Gazety się nie rozpisywały, ale coś było na rzeczy, bo podejrzanie szybko ukręcono łeb całej sprawie.
- Dobra, też coś kojarzę - wszedł mu w słowo Mike - to chodzi o tych, co rozbili namioty koło Bermondsey. Jedzie się New Kent Road do Borough i potem prosto albo od drugiej strony przez most Tower. Rzeczywiście mają tam kilka wozów i tych no... nie wiem jak to się nazywa.
- Tak czy siak od tamtej pory mają wszystko zamknięte na cztery spusty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 22:14, 17 Wrz 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Nie poradzisz sobie. Nic a nic. Postanowiłam ich ignorować. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Ignorować, słyszeli? Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Ignoruję. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Ile można? Już ja się...Nic a nic...z wami policzę! Nic a nic. Nic a nic. Nic a nic. Kto z kim?! Hahahaha! Nic a nic. Nic a nic...
- Jakiego incydentu z policjantem? Zniknął? Zginął? Chyba o to zwykle chodzi w takich sytuacjach? - Zainteresowałam się choć dość umiarkowanie. Jeszcze chwila, a moje nerwy będą napięte do granic wytrzymałości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|