Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Wampir Maskarada   ~   [Sesja] Wieża z zapałek
Koval
PostWysłany: Pon 15:27, 08 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Kobieta w żakiecie odwróciła się, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, coś rzucone zza siatki uderzyło ją w głowę. Upadła na ziemię. Z jej czoła popłynęła krew i w tej samej chwili zrobił się straszliwy hałas. Krzyczeli. Kilka osób stojących za siatką zaczęło się siłować i okładać pięściami, inni zaczęli uciekać w popłochu gdzie pieprz rośnie. Wpadali jedni na drugich, poturbowani podnosili się, aby biec. Do przodu, przed siebie, byle dalej. Szlochali leżąc wprost na ziemi, darli się wniebogłosy, machali rękami, podskakiwali w miejscu. Nieliczni, których to nie dotknęło, patrzyli sparaliżowani strachem, na całe to widowisko. Zaświeciły się światła, odgłos pospiesznych kroków na terenie zajmowanym przez pobliskie budynki, ktoś próbował bezskutecznie uruchomić samochód - a wszystko to wśród przeraźliwych krzyków, jęków bólu i wrzasków godnych krzyżowanych.
Błysnęły lampki nocne w mieszkaniach w budynkach położonych na wprost głównej bramy. Zaczęły się rozsuwać zasłony i żaluzje. Kolejni gapie. Zaalarmowani niecodzienną sytuacją zaczęli wyglądać co też się dzieje pod ich oknami, ale nikt póki co nie wychodził. Obawa przed utratą zdrowia (lub życia) była silniejsza.
Najbliżej stojący Vivian mężczyźni patrzyli oniemiali na całe to zajście z szeroko otwartymi oczami. Przenosili spojrzenia z biegających w kółko wokół urządzeń portowych na panicznie trzęsących się w konwulsjach bądź na innych, którzy tak jak oni, nie potrafili ogarnąć sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aene d'Amarant
PostWysłany: Pon 22:32, 08 Wrz 2008 
+NecromanTesss+
+NecromanTesss+

Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie


- An-na-li-ce - przeliterowałam z uśmiechem. Dziewczyna nadspodziewanie rozdrażniła mnie swoją wymową mego przyszywanego imienia, lecz nie potrzeba było okazywać irytacji - Połącz Annę z Alicją. Anna po babce, Alicja po zmarłej w dzieciństwie siostrzyczce, pochodzę z Kerry. - Idę z wami, chodźmy już.

Trzeba było się śpieszyć, tymczasem pechowa imprezowiczka wydawała się workiem kartofli. Bezwładna i cięższa niż ów worek. Samantha, widząc, że z trudem udaje mi się ją przesunąć w stronę drzwi, pośpieszyła mi z pomocą. W ostatniej chwili zdołałyśmy wyciągnąć młodą z pojazdu, który, charknąwszy parę razy jak stary gruźlik, zatrzasnął skorodowane podwoje i ponownie ruszył cielsko naprzód. Poturbowany chłopak patrzył na nas kątem oka, przez chwilę, bez wyrazu, w końcu dał jednak za wygraną i opuścił zmęczony wzrok. Samantha spojrzała nań litościwie, potem na mnie i dziewczynę, znów na Johnny'ego, na mnie...

- W porządku - przerwałam ten korowód bezradnych spojrzeń - poradzę sobie z nią.

Samantha sprawiała mimo to wrażenie zakłopotanej. W końcu, nie wymieniwszy ani słowa, dałyśmy sobie radę: dziewczynę wzięłyśmy w środek, ujmując pod pachy, pobity chłopak uczepił się wolnej ręki Sam. Z nieoczekiwaną serdecznością spojrzałam na towarzyszkę...

- Dzięki - szepnęłam.

"I pomyśleć, że moi "krewniacy" traktują cię jak zwykłe żarcie, droga Sam..."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Czw 15:38, 11 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Wto 11:10, 09 Wrz 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Sytuacja była korzystna. Gęsta ciemność otaczała tak mnie, jak troje przebywających w pobliżu ludzi. Przebywający tu ludzie musieli poważnie się namęczyć, by dojrzeć chociaż kontury sylwetek na tle czarnych wód.

Pomożesz jej Głos dobiegł gdzieś z boku. Zamarłam. Zimny, pełen jadu głos osoby zdolnej do wszystkiego, co najgorsze. Jedenastoletnia, jasnowłosa, bosa dziewczynka w ciemnozielonej sukience. Oczy jej tak jasne, że widać było tylko rozszerzone źrenice. Potwór w najczystszej postaci. Teraz chciałam uciekać. Nie możesz.

- To nie możesz być ty... Przecież...- ledwo poruszałam ustami.

Jednak jestem. Pomóż jej. Nie będę powtarzała.
Zacisnęłam zęby. Tyle strasznych rzeczy... Nie miałam siły się stawiać. Zbyt wielu świadków.
Dlaczego właśnie teraz?
Bo teraz jest najlepszy moment. Pomóż. Musisz. Bo inaczej...
Uśmiechnęła się złowieszczo. Pamiętasz ostatni raz?
Pamiętałam. Zawsze dręczyła mnie tak długo aż się poddałam. Jak wtedy w czasie pełni...

- Ale najpierw pozbędziesz się tych dwóch.

Jeden z mężczyzn. Padło na starszego. Strach. Ledwo panujesz nad sobą...prawda? No już... Pozwól mu być wolnym. To pomoże ci, zapomnieć.
Zadowolona?
Nie skończyłaś!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Wto 11:16, 09 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Osiedle ginęło w ciszy i mroku. Stanowiły je dwa szerokie pasy niewysokich bloków w kształcie litery "L", które pod koniec rozszerzały się, aby po drugiej stronie ulicy łączyć się z drugim takim samym układem zabudowań. W pojedynczych mieszkaniach świeciło się jeszcze światło, ale były to jaśniejące punkciki w wszechogarniającej ciemności: mdłe i niewyraźne. Nawet latarnie przy alejkach, przecinających plac zabaw i piaskownicę, nie działały. Ich blaszane iglice piętrzyły się ponad ziemię niczym tyczki na trasie narciarskiej. Zapach krwi nie był zbyt rozpoznawalny... nie licząc trójki śmiertelników stąpających po mokrym chodniku tuż obok Anais. Powietrze wypełniała za to woń typowa jak po burzy. Naelektryzowane powietrze zdawało się kłuć w policzki. Niemal cierpła od niego skóra. Najwyraźniej lało tu znacznie bardziej niż po drugiej stronie mostu.

Wąskimi uliczkami wlokła się czwórka nieznajomych. Wyglądali jak straceńcy wracający po przegranej bitwie: obciążeni rannymi, wśród nieznanej okolicy, pełzli cały czas do przodu być możę nawet z desperacją w oczach. Tych troje wystarczyłoby mi na kilka nocy... - natrętna niczym komar myśl co i rusz pojawiała się w umyśle wampirzycy. Zanim jednak cała grupa osiągnęła połowę drogi, An zdążyła ją przegnać. Na razie.

Maleńkie skrzyżowanie na końcu tego mini-blokowiska łączyło drogi prowadzące w każdym kierunku. Był kawałek jezdni ciągnący się do garaży, była szeroka trasa rowerowa, był dalszy ciąg chodnika wiodący do następnego osiedla czy wreszcie - najbardziej po prawej - ścieżynka ginąca gdzieś między kilkoma drzewami i wychodząca z tyłu, za zabudowaniami. Chwila postoju dla złapania oddechu i poprawienia uchwytu.

Samantha bez słowa wznowiła marsz. Jej zacięty wyraz twarzy mógł sugerować, że na kogoś się gniewa, ma coś do zarzucenia czy po prostu denerwują ją cała ta sytuacja, ale An - po tych długich chwilach spędzonych w jej obecności - wiedziała, że dziewczyna jest po prostu potwornie zmęczona. Kiedy zza obitego murku i pomalowanej sprejem ścian wychyliła się czerwona głowa balonu, uśmiechnęła się. Byli na miejscu.

- Może zaczekaj tu z nimi - najdelikatniej jak tylko mogła (ciężar chłopaka wcale tego nie ułatwiał) zsunęła jego ciało ze swojego ramienia i posadziła go na mokrej ławce, wcześniej podkładając kurtkę. Pójdę zobaczyć czy nas przyjmą. To niedaleko - pokazała palcem jakąś srebrzystoszarą budkę oświetloną ze wszystkich stron żółtawymi lampami. Zaraz wracam.


***


Mężczyźnie drgnęła powieka, potem mimowolnie zaczęły trząść się ręce. W jednej chwili odwrócił się na pięcie i poruszył się. Stojący przy nim robotnik odskoczył o metr spodziewając się, że jego kolega także wpadnie w panikę i zacznie uciekać. Nic takiego się jednak nie stało. Dopadł on do nieprzytomnej kobiety leżącej płasko na ziemi i zaczął ją okładać pięściami. Tłukł po głowie, po ramionach, po klatce piersiowej i nawet kiedy z zakrwawionych rąk wyślizgnęło mu się jej ciało nadal machał instynktownie rękami. Dysząc ciężko, rzucał nerwowe spojrzenia wkoło. Młodszy mężczyzna aż przysiadł i ze zgrozą przypatrywał się temu, co się dzieje. Nie mógł się poruszyć. Napastnik poklepał się po kieszeniach i zaczął wyrzucać z nich ich zawartość. Szukał czegoś. Papiery, klucze, portfel, zwitek ulotek, podarte chusteczki, jakiś ołówek i metrówka. Kiedy natrafił na telefon komórkowy na moment znieruchomiał, ale po dwóch sekundach rzucił się z nim - niczym z nożem - na siedzącego tuż obok mężczyznę. Na pierwsze uderzenie nie był przygotowany, przy drugim upadł na ziemię i wydawało się, że powtórzy się sytuacja jak z panią kierownik, ale zaraz ujął agresora w swe masywne dłonie i nie pozwolił mu się do siebie zbliżyć. Po wpływem wielu uderzeń telefon rozpadł się, jednak w niczym to nie przeszkadzało: robotnicy zaczęli się bić między sobą, dołączając tym samym do grona pozostałych owładniętych jakimś dziwnym, nienaturalnym amokiem.

Coraz więcej okien otwierało się, samochody przystawały na ulicy i wyglądali z nich bladzi ze strachu mieszkańcy pobliskiego osiedla, a psy zaczęły przeraźliwie ujadać. W jednym z budynków wybuchł pożar. Ogromna pomarańczowo-czerwona łuna wytrysnęła jak gejzer oświetlając sylwetki oszalałych ludzi. Przybywało ofiar. Co druga osoba wrzeszczała.
Pośród wielu ciekawskich i przerażonych spojrzeń, obserwujących całe zajście ludzi wyróżniało się kilka par. Vivian nie od razu ich zauważyła. Zajęta podziwianiem swojego dzieła, nie dostrzegła kocio żółtych oczu pilnie jej się przyglądających. Dwóch na dachu, trzeci w samochodzie, jeszcze jeden jakby za śmietnikiem, niedaleko zejścia do piwnic - zdążyła pomyśleć, kiedy cała czwórka zniknęła. Odeszli. Każdy w swoją stronę. Z pewnością nie zamierzali reagować, ale na pewno też nie byli ludźmi.

Kilka kwartałów dalej rozdarły się syreny policyjne. Ktoś inny wzywał właśnie karetkę i straż pożarną. Za kilkanaście minut zrobi się tu naprawdę tłoczno.

Starszy mężczyzna poradził sobie z młodszym kolegą. Kopnął go jeszcze raz, ot tak dla pewności, ale gdy tamten się nie poruszył, zrezygnował. Rzucił się do zdruzgotanej furtki i wyszarpał stamtąd solidny kawał żelastwa przypominający stary hak długości ludzkiej ręki. Zdążył jeszcze ryknąć i rzucił się tak uzbrojony na pierwszego z brzegu jeszcze ruszającego się osobnika. Fala przemocy rozlewała się po całej okolicy: kilku oszalałych robotników ruszyło pędem w stronę zabudowań, wzbudzając popłoch wśród mieszkańców, a pozostali zaczęli wbiegać coraz dalej pomiędzy budynki kompleksu portowego. Przy siatce i w pobliżu Vivian leżała szóstka ciał, ale większość przesunęła się dalej, odstraszona światłami i krzykami od strony bloków. Zgraja mieszkańców zaczynała się formować i kierować w tą stronę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Wto 11:46, 09 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Wto 16:12, 09 Wrz 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


CZY TY NICZEGO NIE POTRAFISZ ZROBIĆ DOBRZE?! Rozejrzałam się, nie było jej. Głos miał inne źródło. Znacznie bliżej.

WSZYSTKO ZAWALISZ!
- Przest..
A NIE MAM RACJI?!
- Ja...nie...

PRZYNAJMNIEJ JAKOŚ SIĘ STĄD WYCOFAJ!
UCIEKAJ!

Tu nastąpiła chwilowa zmiana tonu.
Widzisz przecież, oni są źli. Uciekaj!

Poprawiłam kaptur, nie osunął się nawet na milimetr i moja twarz pozostawała cały czas w cieniu. Nawet kosmyk włosów nie wydostał się na zewnątrz. Tyle dobrze. Rozejrzałam się, poszukując najlepszej drogi, by móc wycofać się niezauważona i tam skierowałam swoje kroki. Jak najciszej, najostrożniej. Pozwoliłam, żeby kolor mojego ubioru zlał się z ciemnością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Wto 16:13, 09 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Wto 17:48, 09 Wrz 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Odskakuję o duży krok, by zrobić sobie pole do działania. Pamiętam jak uczyłem się tego. Utrzymywanie dystansu do przeciwnika. Słowa trenera, wszystko weszło w nawyk, po tylu latach ćwiczeń. "- im będziesz lepszy tym bliżej możesz podejść." Teraz byłem w stanie być naprawdę blisko. "- nisko na nogach, głowa wyżej", automatycznie uruchamiała podświadomość. Byłem dobrym szermierzem gdy żyłem, a teraz kiedy nie żyję... dlatego walczę rurą, żeby było sprawiedliwiej. Trzeba wymagać od siebie.

Trzech facetów rusza przed siebie gotowi w ciągu sekundy wymierzyć cios. Nie ma na co czekać. Cała siła i szybkość jaką posiadam znajdzie użytek. Z opuszczonej ręki wyprowadzam "cięcie" do góry. Koniec mojego oręża napotyka na masywną szczękę ogolonego na łyso osiłka. Czuję satysfakcjonujący opór na nadgarstku. Jednocześnie słyszę trzask zderzenia kości z metalem. Wapienna struktura w tym przypadku nie miała szans. Pożegnaj się kolacją stary.

Odrywając się od twarzy napastnika moja broń spływa powietrzem, jak strugą srebrnej wody, wyhamowując impet rusza w kolejnym głuchym lotem z wysokości mojego ramienia, w okolice splotu słonecznego tamtego, wprost, pod wysoko uniesioną gardę środkowego z silnorękich, poprzecznie uderzając w zamierzone miejsce. Tym razem żebra odzwają się kościaną skargą pęknięcia. Poprawiam solidnym kopnięciem w boczną część kolana, które wygina się w przeciwną stronę, karykaturalnym łukiem.

Stawiając nogę z powrotem na posadzce, momentalnie uchylam się do tyłu, unikając ciosu ostatniego z nich, który jest jeszcze w jednym kawałku. Łapię go za rękę, która stanęła na ułamek sekundy w wytraconym pędzie. Wykręcam do góry. Stawy chrzęstnęły momentalnie wyginając właściciela do tyłu z bolesnym grymasem. Mocnym szarpnięciem ciskam nim o ścianę zdemolowanej łazienki. Po pokonaniu około dwóch metrów nad podłogą, pogorszył i tak fatalny stan kafelków. Dopadam do niego, przyciskając, trzymaną oburącz rurą jego szyję do ściany.

- Co jest w magazynie w posesji obok?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Wto 18:33, 09 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


- A może mnie o to zapytasz, amigo? - odezwała się postać oparta o framugę. Jeszcze przed chwilą go tu nie było. Dłuższe, zaczesane do tyłu włosy zasłaniały czoło, a policzek przecinała brzydka blizna. Dwoje ciemnych oczu mierzyło wampira od stóp do głów, jakby oceniając zagrożenie, jakie może stanowić. Mężczyzna był w grubych spodniach i kamizelce niedbale zarzuconej na umięśniony tors, które nie pasowały do jego postaci. Pokręcił z powątpiewaniem głową, a po chwili lekko wykrzywił wargi w uśmiechu.

- Co tam się do cholery dzieje?! - ponownie wydarł się głos z pomieszczenia obok.

Odgłos trzaskających kości w dłoniach, kiedy długowłosy ściskał jedną pięść w drugiej, na moment wypełnił korytarz. Jedna ręka sięgnęła po coś do kieszeni i zanim zdążyła z niej wyjść, mężczyzna już zbliżał się do Sergia.

- Dość tego! Dawać go tu! - wrzask spowodował, że oba wampiry znieruchomiały.

- No! Powiedziałem! - ten, który wydawał polecenia sprawiał wrażenie, jakby widział przez ścianę - dosyć tego. Przestańcie się zgrywać! - Kainita ustąpił. Cofnął się pod ścianę, umożliwiając przejście i wsadził obie dłonie głęboko do kieszeni. Cały czas miał jednak nieznajomego na oku.

- Chodź no tu, koleś. - już ciszej i spokojniej zabrzmiał wampir zza ściany.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Wto 20:58, 09 Wrz 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


- Mógłbyś przyjść chwilę później - rzuciłem pół żartem, pół serio, spoglądając na pulsującą tętnicę człowieka, którego przyparłem do muru. Zrobił się siny na twarzy od zbyt mocnego uścisku, w dodatku poharatana ręka również robiła swoje, nie wspominając o uderzeniu adrenaliny. Dwójka w korytarzu też mogłaby dostarczyć coraz bardziej potrzebnej krwi.

Wreszcie jakieś konkrety. Świadomość kontaktu z Kainitami dawała większe nadzieje na zyskanie jakichś informacji, choć wiązało się to z dużo większym ryzykiem, niż wyciąganie czegokolwiek od śmiertelnych.

Zabrałem rurkę spod szyi ciężko oddychającego faceta i cisnąłem nim dla pewności unieszkodliwienia o i tak zdemolowaną umywalkę, która teraz zamieniła się w stertę strzaskanych odłamków. Dotychczasową broń rzuciłem w kąt. W razie czego i tak trzeba będzie zrobić coś bardziej użytecznego. Odwróciłem się w kierunku framugi i opuściłem obskurną łazienkę patrząc ostrzegawczo w kierunku wampira cynicznie opartego o ścianę. Z powrotem sfatygowane tynki korytarza chłonęły dziurami brzęczące elektrycznym pomrukiem światło świetlówek. Dwie półprzytomne ofiary niedawnej bójki bezwładnie okupowały posadzkę. Krew nie dość, że była mocno wyczuwalna, to kusiła swym kolorem sącząc się z ich ran i przyozdabiała podłogę kroplami, oraz rozmazanymi palami. Stanąłem po środku szerokości pomieszczenia, czekając na Kainitę, który z niezaprzeczalną kurtuazją wypuszczał mnie z łazienki, a raczej z czegoś, co nią kiedyś było.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Wto 22:11, 09 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


- Za mną, amigo - wampir zrobił kilka długich kroków i stanął w "drzwiach" największego z pomieszczeń w całym tym kompleksie. Popatrzył życzliwie na towarzyszącego mu Kainitę, najwyraźniej przeszła mu ochota do bójki, po czym znowu się uśmiechnął. Normalnie, bez cwaniactwa, lekko. Szczerze.

- Na twoim miejscu nie piłbym z nich - prawdopodobnie czuł to samo, co Sergio na widok takiej ilości rozlanej krwi - dałbym sobie głowę uciąć, że każdy jest porządnie nafaszerowany jakimiś świństwami. Nas to zabije... - wzruszył ramionami - ale nigdy nie wiadomo. A po co się truć? - zapytał retorycznie i przekroczył coś, co dawno temu było progiem. Byli w środku.

Pokój był ogromny, choć przedzielono go kilkoma ściankami na pare mniejszych. Nie zmieniało to jednak faktu, że zajmował powierzchnię równą przeciętnemu mieszkaniu. Był też inaczej wykończony: ściany pokrywała tapeta o łagodnej, jasnej barwie, na podłodze leżał kłujący czerwony dywan, a z sufitu zwisały cztery potężne świetlówki dające bure światło, które nie docierało w każdy kąt pomieszczenia. Na samym środku postawiono okrągły stół, przy którym szóstka nastolatków cudacznie ubranych grała w karty. Zaraz po prawej przy ścianie stał telewizor (wyłączony) oraz sporych rozmiarów wieżą mrugająca jaskrawozielonymi światełkami. Muzykę ściszono. Po przeciwnej stronie zbudowano prowizoryczny barek: kilka regałów wypełnionych butelkami o najprzeróżniejszych zapachach i barwach, dodatki do trunków i jakieś skrzynki leżące na podłodze. W głębi siedziały trzy pary - czterech facetów i dwie dziewczyny - którzy popijali kolorowe pastylki leżące na szklanym stoliku zawartościami butelek leżących niedbale gdzieś pod ręką. Pojawienie się nieznajomego i awantura w korytarzu sprawiły, że na moment wszyscy - na ile to było możliwe - wytrzeźwieli i zaczęli obserwować każdy jego ruch. W sali było łącznie około dwudziestu osób. Połowa z nich szwędała się bez celu tam i z powrotem.

- To tam - odezwał się prawie szeptem wampir, z którym Sergio tu wszedł.

Na samym końcu pomieszczenia (było mniej więcej kwadratowe) w lewym rogu wydzielono kilkanaście metrów kwadratowych i całość otoczono jasnofioletową zasłoną. Była tam sofa, na której leżały cztery osoby. Trzy nagie kobiece ciała oplatały tors, nogi i ręce mężczyzny - na oko trzydziestoletniego - którego wskazywał "przewodnik".

- Zostaw nas, Jerome - wychrypiał wampir i zaczął zakładać łososiowy szlafrok.

Zgodnie z poleceniem, po chwili Sergio został sam.

- Ubierzcie się - odchrząknął porządnie - i nie zawracajcie mi głowy przez chwilę.

Trzy najwyżej dwudziestoletnie dziewczyny wcisnęły się głębiej pod cienką, półprzezroczystą narzutę i tylko cicho chichotały. Mężczyzna podniósł się ciężko z posłania i stanął na nogach. W pełnym świetle okazał się starszy niż początkowo się mogło wydawać. Jego twarz pokrywały zmarszczki, palce dłoni były niezauważalnie dla śmiertelników powykręcane, a ruchy cechowała ociężałość. Zupełnie jakby wykonywanie najprostszych gestów sprawiało mu trudność. Był jednak przystojny. Regularne rysy twarzy, orli nos, zadbane włosy i wyprostowana sylwetka. Dla wielu pań ideał mężczyzny średniego wieku.
Omotał się szczelniej szlafrokiem i pstryknął palcami. W jednej chwili wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Zabrzmiała muzyka ("Mexican girl, don't leave me alone!!"), błysnęły kolorowe światła, powróciły uśmiechy i rozmowy.

- Rico - rozkazującym tonem powiedział do któregoś z siedzących przy stoliku chłopaków - weź swojego kochasia i posprzątajcie w korytarzu.

- Się robi, szefie - krzywo salutując, obaj wezwani dźwignęli się z puf i podreptali do wyjścia. Kiedy minęli Sergia wampir, który teraz stał już przy barze, wykonał zapraszający gest dłonią.

- Co takiego zrobiłem, że urządzasz mi krwawą łaźnię w mojej małej kanciapie? - usiadł na jednym z wolnych krzeseł i popatrzył wprost na pytanego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Wto 22:39, 09 Wrz 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Dosiadłem się do niego, kładąc rękę na kontuarze. Rozejrzałem się wokoło. Wnętrze pomieszczeń, przez które przeszedłem i tego, w którym teraz się znajduję, znacznie się różniło od ohydnych i zniszczonych miejsc, w których zabawiłem dobrych kilka minut.

Uwagę skupiłem na pytaniu i rozmówcy.

- Wybacz. Byli... dość nieuprzejmi. Nie mogło być to zemstą, bo jeszcze się nie znamy. - Oświadczyłem, rozpartemu na barowym krześle właścicielowi knajpy? Klubu? Mieszkania? Wszystkiego po trochu... Czy gdziekolwiek się znajduję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Śro 11:31, 10 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Wampir wzruszył ramionami z udanym zakłopotaniem.

- Nie powiem, żeby było mi szkoda. Już od dłuższego czasu chciałem wymienić obsługę, ale nie mogłem się na to zdobyć. Poniekąd ułatwiłeś mi sprawę - uśmiechnął się cynicznie - ale faktycznie nie byli zbyt grzeczni. Musisz im wybaczyć - teraz jego twarz przyjęła zatroskany wyraz - to tylko ludzie. Nie zawsze wiedzą, jak się zachować w stosunku do nieśmiertelnych, a ci w dodatku byli trochę wstawieni. Nieważne czym.

Sięgnął po pierwszą z brzegu szklankę i postawił ją przed rozmówcą. Inną postawił przed sobą.

- Czego się napijesz? Mam tu wszystko. - wykonał zamaszysty ruch ręką obejmujący cały barek z zawartością - a przy okazji, jestem Trevor i mam nadzieję... - zamilkł, kiedy jego spojrzenie padło na dłoń na kontuarze. Wpatrywał się chwilę, a potem rzucił "Tremere" na głos, jakby samemu się upewniając, że jest w stanie jeszcze mówić.

- O cholera - prawie jęknął.
- Co to jest tremer, T? - niewyraźnym głosem zapytała siedząca na pufie dziewczyna, która usłyszała ostatnie słowo z rozmowy.
- Cicho bądź - odburknął jej wampir.

Podniósł głowę, zmierzył wzrokiem cała sylwetkę gościa, przyjrzał się jeszcze raz sygnetowi, potem innym ozdobom i zrobił coś, co można by uznać za westchnięcie.

- Już wiem. Ty pewnie do szefa. Że też od razu na to nie wpadłem. To pewnie przez ten dym - machnął ręką - nawet mu od niego głupiejemy. Może chociaż się napijesz, zanim tam pójdziesz?


***


Nie pozostawało nic innego jak wrócić tą samą drogą, którą się tu przyszło. Ścieżka ciągnąca się wzdłuż brzegu rzeki była jedyną, jaka nie została jeszcze oświetlona przez pobliskie światła. Swąd spalenizny rozchodzący się od najbliższych budynków drażnił nozdrza, wrzaski na przemian z kogutami przeciskających się przez osiedle pojazdów raniły uszy, a smagające powietrze promienie latarek, halogenów i łuna pożaru kłuły w oczy. Tak, zdecydowanie należało stąd odejść.
Kilkaset metrów ścieżką, potem niewielki drewniany mostek, a po lewej ręce znajomy już widok sklepu, zapyziałego zaułka i garstki ludzi o podejrzanym stanie zdrowia. Miejsce poprzednich wydarzeń zostało w tyle: światła przestały tak dokuczać, zapach został zastąpiony wiatrem od strony ciemnej wody, który niósł tylko miłe odświeżenie, ale nadal było słychać krzyki.
Vivian dotarła do miejsca, gdzie nie tak dawno byli (czy raczej powinni być) chłopiec z promu oraz Kainita z Andreą. Za plecami zostało całe pobojowisko, po lewej stronie był maleńki parking i namiastka osiedla, po prawej rozciągała się bezkresna - wydawać by się mogło - toń Tamizy, a na wprost kilka pokrzywionych drzew, które za kilkaset metrów zagęszczały się, tworząc coś na kształt parku z zaroślami tuż na skraju brzegu. Przejście przez niego umożliwiało dostanie się na most i dalej do innej dzielnicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Śro 13:12, 10 Wrz 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Reakcja Trevora nieco mnie zaskoczyła, ale było mi to na rękę.

Nie miałem nawet pojęcia o żadnym szefie, ale niech będzie. Jak nadarza się okazja, czemu by nie skorzystać?

Lepiej nic tu nie pić. Rozejrzałem się w kierunku kanap i stolików, gdzie napoje niewiadomego pochodzenia i dodatki do nich znikały w imponującym tempie. Stan niektórych świadczył, że to na pewno nie była oranżada.

- Nie, dzięki. Czas nagli. Ale pozwól, że chociaż zaspokoję swoją ciekawość... o ile jesteś w stanie mi powiedzieć. Co jest w magazynie obok? - Wskazałem ręką kierunek, gdzie na zewnątrz stoi budynek strzeżony przez ochroniarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Śro 13:27, 10 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Wampir ponownie wzruszył ramionami i przyjął obojętny wyraz twarzy.

- Nic. To zwykły magazyn. Nikogo tam nie trzymamy, nic tam nie przechowujemy. Ludzie urządzili sobie wszystkie te zabezpieczenia żeby odstraszyć innych ludzi. Wielkie mi rzeczy. Gdyby tylko zaszła potrzeba... - pstryknął palcami - i już. A przy okazji: jak się do ciebie zwracać? Masz jakieś imię czy coś? Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie, więc tak przyszłość ta wiedza może się przydać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Śro 15:03, 10 Wrz 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Zwykły magazyn... niech będzie.

Uśmiechnąłem się lekko na pytanie Kainity, wyciągnąłem rękę i powiedziałem:
- Jestem Sergio. A swoją drogą, boicie się tremerów, że taka reakcja? Mamy jakieś "szczególne zasługi"?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez los_vampirros dnia Śro 15:03, 10 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Śro 16:31, 10 Wrz 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Trevor uścisnął wyciągniętą ku sobie dłoń, po czym odwrócił się plecami do baru, oparł łokciami o blat, wyprostował nogi i rozsiadł się niczym w fotelu.

- Dawno, dawno temu... - zaczął - nie zaraz, co ja gadam. Uśmiechnął się sam do siebie.

- To nie jest tak, jak myślisz. Albo może jest... Widzę, że jesteś nowy w mieście i nie orientujesz się za bardzo, kto pod kim dołki kopie. Ale przynajmniej można z tobą pogadać jak z człowiekiem (uśmiechnął się), może lepiej by pasowało jak wampir z wampirem?

Podsunął sobie trzy butelki wypełnione alkoholami każdy w innym kolorze i - starannie odmierzając stosowną ilość - nalał do szklanki po trochu z każdej. Pociągnął solidny łyk.

- Skoro nikt jeszcze nie miał okazji cię wtajemniczyć, to miło mi, że będę tym pierwszym. Bo widzisz, wszystko zależy od punktu widzenia i gdyby się zapytać kogoś innego, to pewnie miałby co innego do powiedzenia. W każdym razie... czy się boimy? Hmmm... jak każdego, kto posiada władzę nad życiem i śmiercią, nawet śmiercią nieśmiertelnych. Wasz klan zajmuje w mieście dosyć niebezpieczną - znajomy Świr powiedziałby ci, że "ciekawą" - pozycję. O ile mi wiadomo, a mam trochę kontaktów rozsianych po okolicznych dzielnicach, jest was mało. To po pierwsze. Być może dlatego właśnie nie ma się co dziwić, że żaden ze spotkanych przeze mnie Czarodziejów nie grzeszył uprzejmością. Nie żeby mnie od razu obrażali czy przechodzili od słów do czynów, ale ta ich butna wyższość i duma... ech, to jest aż niesmaczne. Takie rzeczy się czuje. Pewnie z tego powodu mają też wrogów. Nie wszyscy z nimi wytrzymują.

Jednym haustem opróżnił pół szklanki, która spieniona stała teraz w połowie odległości między dwoma wampirami.

- Druga sprawa. Ostatnimi nocy coś się wydarzyło. Coś, co sprawiło, że wszyscy Tremerzy zebrali się razem i jeszcze silniej zaczęli się wspierać. Namnożyły się zamówienia na czarnym rynku, pojawili się nowi informatorzy, miasto aż huczało od plotek. Teraz jest już spokojniej. Chcesz wiedzieć, co o tym myślę? - popatrzył ukradkiem na Sergia i uznając jego brak reakcji za przyzwolenie, kontynuował - no więc moim zdaniem boją się. Najnormalniej w świecie się boją. Nie wiem czego lub kogo. Nie mam pojęcia. Ale skoro jest coś, czego obawiają się nawet oni, to chyba wszyscy musimy się mieć na baczności, co nie?

Opróżnił szklankę i przymknął na moment oczy.

- Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że chcąc nie chcąc, nie mogą tak po prostu zniknąć. Każdy szanujący się wampir, który pragnie czegoś dowieść, potrzebuje informacji. W obecnych czasach informacja to najlepsza waluta. Pod tym względem ja i tych paru moich najbliższych znajomych moglibyśmy zostać milionerami. Uch, ale się rozgadałem - pochylił się do przodu i otworzył oczy, które zaczęły błyszczeć dziwnym blaskiem - ale co tam. Naszła mnie ochota na gadanie. Co jeszcze chcesz wiedzieć, panie zdezorientowany Tremerze? Nieczęsto spotyka nas okazja, żeby móc cokolwiek wytłumaczyć jednemu z was, dlatego tak się cieszę. Aha, i nie musisz się niczym martwić. Tutaj ani - jak już będziesz - niżej, nic ci nie grozi. Jeżeli sam nie zaczniesz, nawet ci włos z głowy nie spadnie. Co prawda, my Toreadorzy, nie możemy się umywać do ventrowskiego Słowa, ale to, że tu jeszcze siedzisz jest chyba najlepszym dowodem tego, że mówię prawdę.

Szczęknęły butelki, przesunęła się szklanka. Rozpoczęło się przygotowywanie następnego drinka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 48 z 53
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 47, 48, 49 ... 51, 52, 53  Następny
Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna  ~  Wampir Maskarada

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach