Autor |
Wiadomość |
<
Wampir Maskarada
~
[Sesja] Wieża z zapałek
|
|
Wysłany:
Czw 22:27, 10 Lip 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Dziewczyna przesunęła podrapaną dłonią po czole, popatrzyła na stojącą obok niej Anais i jednocześnie ruchem głowy wskazała na nieprzytomnego chłopaka na siedzeniu.
- Z nim też nie najlepiej. Tyle razy mu mówiłam... - zawiesiła głos, jakby dopiero teraz coś sobie uświadamiając. Podniosła głowę, wyjrzała na zewnątrz. Coś cicho stuknęło. Na szybie pojawił się maleńki przezroczysty kleks, który rozciągnął się niczym łza spływająca po policzku. Niedługo po nim pojawił się kolejny.
- A mówili, że nie będzie dzisiaj lało – prychnęła dziewczyna. Nagle odwróciła głowę, przypominając sobie o An.
- Szpital? A, tak. Nie, tu nie ma. - wstała, wyprostowała się (była o pół głowy wyższa) i popatrzyła na tył autobusu. W pobliżu jest za to całodobowy punkt pierwszej pomocy. Jeżeli byśmy wysiadły na następnym, to po przejściu przez osiedle jest taki mały brązowy budyneczek. To tam. I tak muszę go tam zabrać – skinęła na chłopaka – więc możemy iść razem. To twój kolega? - spojrzała znacząco na Sergiego przyglądającego się pasażerom i jednocześnie uważnie obserwującego drogę.
***
Vivian zdążyła jeszcze odnotować zdziwiony wyraz twarzy turysty, zanim go minęła. Tamten postał jeszcze chwilę, patrząc to na wampirzycę to na niezgrabnie trzymaną w rękach mapę, po czym bez słowa ruszył przed siebie.
Na wprost rozciągała się rozległa ulica z czterema pasami ruchu i kilkoma drzewami posadzonymi nieopodal. Chodnik zwężał się na tyle, że z trudem mogły minąć się dwie osoby. Drzewa po lewej stronie, trawnik po prawej, a dalej jezdnia, którą raz za razem przemykał blaszany twór. Im bliżej miejskiego parku, tym noc stawała się głębsza. Przechodnie oddalili się na tyle, że teraz stanowili tylko ledwo widoczne punkciki, a szyldy sklepów zmniejszyły się do rozmiarów tabliczki czekolady.
Już stąd czuło się chłodny powiew wiatru niesiony od rzeki. Most nie był jeszcze widoczny, ale najprawdopodobniej te kilkaset metrów ulicy prowadziło wprost do niego.
Coś zaszurało z boku. Instynktownie powędrowało tam spojrzenie Vivian. Mężczyzna w długim szarym płaszczu stał oparty o drzewo i przyglądał się każdemu, kto szedł chodnikiem. Na głowie miał głęboko nasunięty ciemny kapelusz, a w ustach fajkę. Spod narzuconego płaszcza widoczny był krawat i biała koszula. Kiedy Kainitka go mijała, uśmiechnął się nieładnie. Nie poruszył się jednak.
Gdzieś z naprzeciwka nadchodziła para młodych. Śmiali się. Vivian wbiła spojrzenie w ciemność przed sobą. Chłopak z dziewczyną. Krótkie spodenki, koszulki z krótkim rękawem, sandały. Dziwny strój jak na jesienny miesiąc. Latarnie już dawno przestały się pojawiać, więc spacer odbywał się w półmroku. Kiedy zbliżyli się do siebie, śmiech dziewczyny zmienił się. Stał się bardziej gardłowy, cięższy, zupełnie męski. Obydwoje popatrzyli na Vivian... chłopak trzymał w ręce zakrwawiony kawałek mięsa wyglądający jak ludzki organ i coś przeżuwał, a dziewczyna wtórowała mu śmiechem. Wyglądali na bardzo rozbawionych. Całą lewą część jej twarzy pokrywała łuska jak u ryby sięgająca od gardła przez policzek aż do czoła. Jej oczy wydawały się puste jak oczy topielca. Nie przestając się śmiać minęli Viv trzymając się za ręce, nawet od czasu do czasu wesoło podskakując. Gdy tylko zniknęli jej z oczu, ponownie nastała cisza.
Napotkany mężczyzna, który opierał się o drzewo stał teraz przed wampirzycą. I tak samo: wsparty o pień, jedną dłoń przykładał do kapelusza, a drugą oprawiał wysoko postawiony kołnierz. Podchodząc bliżej można było dostrzec pusty jeden z oczodołów. Z głębi kieszeni wysunęła się pomarszczona dłoń. Miała tylko dwa palce, ale nie były one zakończone paznokciami. W cieniu okazałego drzewa przypominały one bardziej szczypce – cienkie, precyzyjne ostrza, przystosowane do żłobienia otworów. Nieznajomy wyprostował się i przesunął nieco w stronę chodnika, którym szła Vivian. Sekundę później był już przy niej. Poruszał się niewiarygodnie szybko, niemal przeskakując z miejsca na miejsce. Bliższa z rąk sięgnęła do przodu, muskając ucho wampirzycy, z którego po chwili popłynęła strużka krwi. Nawet nie zdążyła poczuć bólu, gdyż w tej samej chwili drgnęła drugą dłoń i kiedy już zmierzała w stronę twarzy Vivian, ktoś z naprzeciwka odezwał się donośnym głosem:
- Witaj ponownie, nieznajoma. - poniosło się po okolicy.
Nikogo nie było w pobliżu. Napastnik zniknął niczym zły sen, złowrogie spojrzenia drzew powróciły do normalności, a we włosach znów dało się poczuć chłodny wiatr. Dopiero szelest krzaków i gałęzi nakierował we właściwym kierunku. Z naprzeciwka nadchodził kilkuletni chłopiec w krótkawych dżinsach i koszulce w poziome, kolorowe paski. Patrzył zawadiacko na osobę przed sobą. Jego maleńkie oczka uśmiechały się pogodnie, a króciutkie palce dłoni zginały i prostowały jak u niemowlaka. Bez wątpienia nie był jednak człowiekiem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Czw 22:30, 10 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 22:36, 11 Lip 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
- Chętnie pójdę z wami... - ledwo zaczęłam, uświadomiłam sobie, że, dla drobnej dziewczyny, przetransportowanie półprzytomnej pasażerki nie będzie rzeczą prostą i w tym wypadku przyda się skromna "eskorta" - ... sądzę, że to dobry pomysł - głową wskazałam dyskretnie na dziewczynę w białej wersji żeńskiego polo - bo przytrafiło się jej chyba coś niefortunnego.
Uwagę o "koledze" zignorowałam. Czułam się nieswojo w sąsiedztwie każdego innego niż Arnaud Tremera, choć sprawiałam wrażenie zupełnie swobodnej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 17:32, 13 Lip 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
„Gromy biją w kamień, czy kamień zapłacze?” No, tak. Oni tu są... Znaleźli mnie. Wspaniale, prawda? Miałaś uważać, idiotko! Ostrze... Wiem, powinnam była... OSTRZE! Zamarłam. Za późno, albo za wcześnie może. Nie wiedziałam czy mnie zranił, czy tknął mnie w ogóle, a może dopiero się zamachnął... Zadrżałam w środku, osłaniając się wszelkimi szybami, ścianami, murami, jakie znałam, choć z drugiej strony, gdzieś w głębi mnie mamrotał niewyraźny głos pełen rezygnacji. Po co uciekać... kryć się... i tak znów... Nie, nie chciałam słuchać. Nie słuchałam! Co, swoją drogą, nie było trudne. Byli i inni. Jak zawsze zresztą, choć teraz się śmiali.
A to mnie rozprasza. Wiedzą. I robią to specjalnie! Tak myślisz? Ja ich znam.
Ostrze lśniło w świetle latarni, a ja stałam nieruchoma, jak zahipnoptyzowana światłami nadjeżdżającej ciężarówki. Uciekaj...uciekaj! Jak zawsze... Tak najłatwiej, prawda? Jego też zostawiłaś. Kiedy potrzebował ciebie najbardziej. Teraz go nie ma. I wierz mi, że nie wróci. Ty coś wiesz? A może bawisz się w jakiś nawiedzony głosik sumienia?
Dźwięk skądś sprawił, że świat popękał. Opadła potargana kurtyna, a wszyscy widzowie uciekli. Ostrze niezauważenie zniknęło i wyparował też jego nosiciel. W milczeniu podeszłam do dziecka, przechyliłam lekko głowę, starając sobie przypomnieć... Tak wiele twarzy, spojrzeń, postaci żywych i martwych. I tych prawdziwych.
- Witaj – odpowiedziałam. - Ponownie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 18:29, 13 Lip 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Dziewczyna wyprostowała się na moment i skinęła głową, po czym obróciła ją nieco w lewo, a zaraz potem w prawo i tak kilka razy. Coś chrupnęło w karku. Przyłożyła do niego dłoń. Popatrzyła na półleżącego chłopaka i przeniosła zmęczone spojrzenie na An.
- To nawet dobrze - powiedziała powoli - to niezbyt dobra dzielnica. W zeszłym
tygodniu zamordowali tu młodą kobietę. Zjechała się policja z całego rejonu i długo się namyślali, co z tym fantem zrobić. Pozamykali wszystko, pogadali i się rozjechali. Poszukiwania trwają... - zawiesiła głos widząc, że chłopak otworzył jedno oko i chwilę po nim drugie.
- Sam... - ledwo dosłyszalny głos dobiegł uszu stojących w pobliżu osób.
- Tak, Johny?
- Gdzie jesteśmy? - wydyszał.
- Zjeżdżamy z mostu westminsterskiego, zaraz będzie przystanek na York Road.
Chwila milczenia. Jedno oko ponownie się zamknęło, a drugie zmrużyło.
- Czy ja... - zaczął.
- Tak, Johny.
- Przepraszam cię, złotko.
- Wiem. - dziewczyna patrzyła teraz wprost w oczy chłopaka.
- Naprawdę, kochanie...
Znowu cisza. Oczy dziewczyny na krótki momenty się zeszkliły, ale najszybciej jak tylko mogła przetarła je dłonią i pociągnęła nosem. Uśmiechnęła się i odwróciła do Anais. Ich oczy spotkały się. An zobaczyła imprezę w pubie, grupkę podpitych podrostków, bójkę w opuszczonej uliczce, dziewczynę klękającą nad nieprzytomnym chłopakiem. Ciekawe czy wie? Chwilę potem pobyt w restauracji, przejażdżka starą taksówką, zapłakany niemowlak, dyplom w ręce... i ogień, mnóstwo mnóstwo ognia wokół. Walący się budynek, krzyki ludzi, bezradność wypisana na twarzach bezimiennych mężczyzn w kombinezonach strażackich.
- Jestem Samantha - z zamyślenia wyrwał wampirzycę nieco radosny głos i wyciągnęta w jej stronę ręka - jesteś stąd?
***
Chłopczyk (sprawiał wrażenie, jakby niedawno przestał raczkować i nauczył się mówić) niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę. Coś w nim było nie takie jak powinno. Trudno to dokładnie określić, ale zmysły Vivian w takich sprawach z reguły się nie myliły. Z mroku, w którym ginęła uliczka prowadząca wprost nad rzekę i dalej w stronę mostu, wyłoniło się drugie dziecko. Chłopiec wyglądał identycznie... nie, był identyczny. Zupełnie jakby ta sama osoba w dwóch różnych miejscach w tym samym czasie. Nawet nie tyle chodziło o ubranie, ale wygląd: ta sama twarz, to samo złośliwe spojrzenie ukryte pod wesołym uśmieszkiem i tak samo zginane palce.
- Nie jesteśmy... kompara... kompaty... koma... - zdenerwował się, nie mogąc znaleźć właściwego słowa. Jego oczka zwęziły się, dłonie zacisnęły w maleńkie piąstki i wiatr zmierzwił nieliczne włosy na główce wielkości piłki.
- Mamy z panią nie rozmawiać. - odezwał się ten drugi. To jego Kainitka zobaczyła na początku. Prosimy z nami na przeprawę, most jest zamknięty. Podszedł do swojego bliźniaka i popatrzył na niego znacząco. Był chyba nawet bardziej dziwny niż jego brat. Żadnego typowego zapachu wydzielanego przez ludzi. Krwi, wypełniającej wampirze ciała. Puste spojrzenia.
- Tędy. - popatrzyli jednocześnie na Viv i zaczęli się kierować w stronę rzeki - oczywiście nic pani nie grozi. Teraz jest pani pod naszą opieką - roześmiali się jak na rozkaz, jeden po drugim. Jak się pani odnajduje w Londynie?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Pon 18:15, 14 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 23:45, 17 Sie 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
"...opieką." Nie dość groteski na dziś? Z jakiegoś nieokreślonego powodu, poczułam się nieswojo. Zaniepokojenie i pokusa mieszały się jednak pod nogami...jak zawsze, pozostawiając wiele wyborów w jednym wyjściu. Jedynie słusznym.
Nigdy nie lubiłam patrzeć w puste zwierciadła i dlatego po chwili intensywnej obserwacji, zaczęłam unikać spojrzeń bliźniaków. Dwoje dzieci. Oczy kukieł. Ciekawe, czy jeśli ich uderzę, porcelana popęka? No, to na co czekasz? Najpierw wolałabym znaleźć lalkarza. Albo iluzjonistę... Tak sądzisz? A masz wątpliwości? To wszystko jakieś podejrzane. Nie mówię tu o tym osobniku sprzed chwili, ani o drzewach... Lampa cię obserwowała. Patrzyła! Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię!
- Nawet się nie zgubiłam - westchnęłam, podążąjąc ich śladem. - A może jednak?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Nie 23:48, 17 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 17:55, 18 Sie 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Nie minęła chwila i dzieci zniknęły Vivian z oczu. Odwróciły się do niej plecami, ruszyły prosto przed siebie, aby po parunastu pospiesznie uczynionych krokach skręcić nagle w prawo i wyjść z pomiędzy drzew, gubiąc wampirzycę. Na moment zrobiło się cicho. Wszystko wokół zdawało się nasłuchiwać. Wraz z kolejnym uderzeniem wiatru od strony rzeki pojawił się ostry zapach siarki. Dziwne... - pomyślałaby większość znajdujących się w takiej sytuacji. Interesujące – przemknęło przez myśl Kainitce. Liście nerwowo zaszeleściły, konary pomachały jakby na pożegnanie, a ścieżka zdawała się ledwo zauważalnie bulgotać, kiedy Viv ostrożnie szła przed siebie. Wtem nocną ciszę przerwał wybuch śmiechu. Tak, to znowu ci bliźniacy. Mijając spory zagajnik dochodziło się do wyasfaltowanego chodnika, który ciągnął się wzdłuż brzegu. Drzewa pozostały z tyłu.
Rzut oka na lewo: pusty, półkilometrowy pas drogi rowerowej, metalowa barierka i smolista toń Tamizy. Rzut oka na prawo: pusta, obgryziona ławeczka, latarnia, dalej druga i znowu ławka, ale na tej już ktoś siedział. Jeszcze dalej, oddaleni o dobre pięćdziesiąt metrów, wesoło maszerowali dwaj chłopcy. Poruszali się niesamowicie szybko, ale kiedy poczuli na sobie spojrzenie Vivian, zatrzymali się i popatrzyli w jej kierunku nie przestając się uśmiechać. Wampirzyca ruszyła w ich stronę i dopiero teraz zauważyła przybity do brzegu prom. Był to koślawy stateczek zdolny pomieścić kilkanaście samochodów i kilka razy tyle osób. Wydawał się jednak wymarły. Niedbale zrzucony na ląd trap, pokrzywione deski na burcie, odchodzący lakier na ścianach wymieszany z czymś, co mogło być ludzką krwią oraz grobowa cisza panująca na pokładzie sprawiały upiorne wrażenie. Najwyraźniej to właśnie tam kierowały się dzieci.
Kiedy Viv weszła w okrąg światła wytworzony przez samotnie stojącą przy brzegu latarnię, siedząca dotychczas postać podniosła się i powoli obróciła w jej stronę. Czekała. Jeszcze metr-dwa i będzie widziała jej twarz. Niski wzrost, maleńkie rączki, krótkie włosy. Zupełnie jak... jak tamci dwaj. I rzeczywiście, przed wampirzycą stał trzeci „bliźniak”. Był nie do odróżnienia od pozostałych dwóch, lecz ten jakby mniej przyjaźnie się uśmiechał. Ukłonił się niezdarnie i wskazał palcem okręt za sobą.
- To tam. Proszę się nie martwić. Przepłyniemy się tylko na drugi brzeg – widząc, że ich „brat” mówi coś do gościa, dwójka z przodu zaczęła się cofać – i tam wysadzimy.
Z tyłu coś zaszeleściło i się poruszyło. Z krzaków wyszedł czwarty „bliźniak” i nie zauważając Vivian zwrócił się do tego, który wcześniej siedział.
- No i po ci to? Tak nie wolno. - przyłożył palec z boku głowy, a drugim popukał się energicznie w czoło – tata wiele razy powtarzał, że oni są..
- Co z tego? - wzruszył ramionami zagadnięty.
- Ech ty... dobra chodźmy już. - minął wpatrującą się w niego parę i ruszył do wnętrza statku.
Na chwilę zrobiło się cicho. Zapach siarki ustępował wraz z kolejnymi muśnięciami wiatru i nowym zapachem, który pojawił się jakby znikąd. Krew. Dużo krwi. Statek. Przynajmniej kilku śmiertelników i ktoś znacznie silniejszy. Starszy. Starszy niż Vivian. I na pewno martwy.
- Proszę za mną – chłopiec stojący obok ponownie ukłonił się – czy jest pani głodna? - zapytał tym swoim niewinnym głosikiem i wlepił w nią puste oczodoły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 21:35, 18 Sie 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Dopiero teraz zauważyłam, czy w tej chwili zamilkli? Śmiech towarzyszący mi od przebudzenia zniknął jak niektórym się zdarza. W ciszy chórem spojrzeli w jeden punkt. Może przez to czułam się nieswojo.
"Kwestia przyzwyczajenia"...jak wszystko.
Głodna... zbyt wiele mnie otaczało, by się na tym skupić. Gdzieś krążyło w okolicy, lecz nie blisko jeszcze, dzielił mnie płot, i okno, i lustro. Zwłaszcza, że nadal czułam smak wspomnienia niedawnych spotkań...
- Nie, jeszcze... – odrzekłam zaintrygowana. Któż to, któż tam w głębi?
Władca marionetek...i?
Jeszcze dwa kroki, krok i zaskrzypi pokład pod moimi stopami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 21:27, 21 Sie 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Deski raz po raz skrzypiały, a cały pomost drgał niepewnie w obie strony, kiedy Vivian podążała kładką wprost do jaskini lwa. Chłopiec, który ją prowadził przemknął przodem zwinnie wprost na pokład. Dwaj pozostali, którzy wcześniej rozmawiali, zatrzymali się na brzegu i wznowili konwersację. Ich piskliwe głosiki wznosiły się wysoko ponad wszystko i wszystkich. Tylko ryk silnika odległej motorówki krążącej kilkadziesiąt metrów stąd niczym ćma wokół świecy zdawał się z nim konkurować. Statek był zupełnie nieoświetlony, nie licząc słabej poświaty rzucanej przez dwie pobliskie latarnie, a także pojedynczej lampki postawionej w jednym z pomieszczeń.
Kiedy wampirzyca przekroczyła ostatni stopień i znalazła się na pokładzie uderzył ją silny zapach krwi. Otoczył, niemal obkleił ciało i wdzierał się do nosa. Nawet nie czując Głodu, żaden z Kainitów nie pozostawał obojętny wobec takiej ilości vitae skoncentrowanej w jednym miejscu. To gdzieś z boku. Powiodła wzrokiem po okolicznych budach, ustawionych (pozornie) jak popadnie, w poszukiwaniu źródła.
Wszystkie jednostki wodne tego typu wyglądały bardzo podobnie. Powierzchnię podzielono na dwie części. Cała lewa strona była przeznaczona dla samochodów – odpowiednie linie i prostokąty wskazywały miejsca postoju dla pojazdów w czasie żeglugi. Za niewysokim metalowym ogrodzeniem były zaś dwa pomieszczenia przypominające maszynownię oraz schody wiodące do czegoś na kształt marynarskich kajut i kabiny, skąd zarządzano promem. To tam właśnie błyszczało delikatne światło jedynej na pokładzie lampki.
Widząc chłopca drepczącego po blaszanych stopniach, bez słowa ruszyła za nim. Wtedy też to zobaczyła. Mała salka stanowiąca przybudówkę do magazynu i przechowalni wypełniona była ludzkimi ciałami. Ułożono je równo w rządkach jedno na drugim: kilka ubranych w ten sam granatowy strój wskazywało na załogę, pozostali to zapewne pasażerowie. Wszyscy martwi. Podłoga i ściany kanciapy obficie umazane były krwią, zupełnie jakby niewprawny malarz usiłował stworzyć coś ponad swoje możliwości.
Oderwała wzrok dopiero gdy bzycząca motorówka zatoczyła łuk między mostami brzęcząc hałaśliwie podczas mijania statku. Znajdowała się już na górnym pokładzie. Był tu niewielki punkt obserwacyjny z dwoma krzesełkami i ustawioną na ciężkim statywie lornetce, a kawałek dalej wejście do kabiny kapitana i sterowni.
- Odbijamy. - zakomenderował głos siedzący na jednym ze stanowisk.
Coś trzasnęło z tyłu i u dołu, potem zgrzytnął metal pocierany o metal i trap wylądował na pokładzie wraz z dwójką dzieci. Lada chwila prom ruszy.
- Przepłyniemy się odrobinkę, w porządku? - padło jako stwierdzenie, a nie pytanie.
Postać wydająca polecenia uniosła się na rękach, odwróciła głowę i popatrzyła z zainteresowaniem na Vivian. Znowu mały chłopiec. Uśmiechnął się szeroko, jakby odczytał tą myśl. Tym, co odróżniało go od reszty była purpurowa czapka kapitańska krzywo zarzucona na maleńką główkę. Oprócz tego on Był. Tak naprawdę. Dało się wyczuć huragan myśli kołatający się w jego głowie, krew przepływającą przez martwe ciało a nawet lekki niepokój związany ze spotkaniem innego nieumarłego.
- Chciałem tylko porozmawiać. - usprawiedliwiającym tonem odezwał się chłopiec i wskazał wampirzycy miejsce obok siebie. Może coś do jedzenia? Jest tu cała lodówka. Niestety nie mają natrysków.
W tej samej chwili po raz kolejny zawył silnik motorówki na moment zagłuszając dalsze słowa. Wampir popatrzył za oddalającą się maszyną z irytacją, ale momentalnie przerzucił wzrok z powrotem na Viv:
- Byłaś już w Londynie? Jak ci się tu podoba?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 11:48, 22 Sie 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Zbliżyłam się, obserwując wszystko z uwagą i ostatecznie oparłam się o poręcz fotela.
- Nie mieli, chciałeś powiedzieć? - stwierdziłam z niewinnym uśmiechem. -Byłam..., ale w gruncie rzeczy nie byłam. To był przejazd, nie widziałam miasta. A muszę przyznać, jest co oglądać. Zabytki. Mili, agresywni ludzie. Ciekawe postacie... - Zmrużyłam na chwilę oczy, po czym tworzyłam je szeroko i rozejrzałam się po pomieszczeniu jeszcze raz. – Aaa, właśnie, kim jesteś?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Pią 11:50, 22 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 11:51, 22 Sie 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
" Ogień? Skąd ogień...?"
Głos dziewczyny wytrącił mnie lekko z równowagi, jak smagnięcie prądem o niedużym nasileniu. Niemniej, przez kilka sekund patrzyłam tępo przed siebie, tkwiąc jeszcze w świecie przerażających wizji...
Skąd obecność tej drugiej z nich? Do tego dziewczyna wspomniała o morderstwie... Za dużo tego... Wzdrygnęłam się i otrząsnęłam, jak pies po wyjściu z wody.
Samantha... Ma na imię Samantha...
- Jestem Annalice. Właśnie przyjechałam... - Stylizowanym akcentem znów weszłam w rolę mojej Irlandki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 17:11, 22 Sie 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Obserwowałem kątem oka, jak wampirzyca ucina sobie pogawędkę ze śmiertelnymi. Stałem dalej oparty o poręcz w poprzek okien, wychwytując powiewy chłodnego powietrza z zewnątrz, w coraz bardziej dusznym autobusie. Przejazd przez most dłużył się niemiłosiernie. Upragniony przystanek przybliżał się mozolnie, banalnymi metrami. Ale jednak się przybliża Krótka myśl zgasiła kilka iskier irytacji dymiącej cynizmem. Chyba został niedopałek.
Jak widać, jesteśmy lepsi od ludzi, bo ludzie nie rozmawiają ze swoim jedzeniem. Ehhh... kierowca śpi, czy autobus szybciej nie pociągnie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 11:56, 23 Sie 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Chłopiec w ciemnej, kapitańskiej czapce poruszył się nerwowo, coś sobie nagle przypominając. Rozejrzał się wokół. Na wyższym pokładzie nie było nikogo innego. Pozostałe dzieci gdzieś się rozpierzchły. Wykonał ruch jakby próbował wstać, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. I tak nie byłby wyższy od wampirzycy.
- Nazywam się Nathan Algren. A ty wyglądasz znacznie lepiej niż podczas naszego pierwszego spotkania – uśmiechnął się niepewnie – nie miałaś problemów z policją od tamtej pory? Chyba należą ci się przeprosiny za tamto. Trochę nawymyślałem, ale nie mogłem ryzykować. Chyba nie masz mi tego za złe? Jedyne czego mi teraz brakuje to kolejny... a zresztą nic. - popatrzył współczująco na rozmówczynię.
***
- An.. Analis? - wydukała dziewczyna. Jesteś z Ameryki? - zapytała z lekkim przestrachem w głosie. W międzyczasie rzuciła okiem na mężczyznę stojącego za nimi, w tylnej części autobusu.
- Ten twój znajomy tak groźnie wygląda.. co porabiasz, Analis?
Autobus w tym czasie podskoczył na progu, co musiało oznaczać, że podróż przez most dobiega końca. Szyby pojazdu zaczynały pokrywać maleńkie, prawie przezroczyste punkciki, a gdzieś znad wody powiało mocniej porywając leżące na ulicy puste siatki i worki. Na końcu ulicy było już widać pojedyncze światło rzucane przez nadgryziony zębem czasu neon, umieszczony zaraz nad budką przystanku. Dalej było tak, jak mówiła dziewczyna. Całą prawą stronę zajmowało rozległe osiedle mieszkalne w kształcie kwadratu z pustym środkiem (który przeznaczono na park). Kilka świateł zaświeconych w oknach sugerowało, że niektórzy mieszkańcy cierpią na bezsenność, a i chodnik przemierzało kilka samotnych postaci. Gdzieś wewnątrz tych zabudowań dało się słyszeć jakieś poruszenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:01, 23 Sie 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Chcesz się przekonać, czy wygląd przekłada się na rzeczywistość, trzódko? Myśl poprzedzona nieprzychylnym spojrzeniem, była efektem rozdmuchiwania tlących się nadal iskier.Nie chcesz zobaczyć płomieni.
Przystanek majaczący gdzieś z przodu, wyrwał z bezczynności. Autobus przestał jęczeć swoim wysłużonym silnikiem, który teraz pochrapywał jak w zadyszce zdjęty z biegu. Plamy przedzierające się przez czerń za szybą sunęły coraz wolniej, hamulce zawyły w potwornym wysiłku i wygięły rzeczywistość ciągnąc wszystkich wewnątrz ku przodowi. Dwa kroki w stronę drzwi. Londyński weteran zatrzymał się kończąc zabawę z grawitacją, ciężko sapiąc pneumatycznymi drzwiami. Do wnętrza wlało się powietrze z chłodnej ulicy, wymywając duszny zapach wymieszany z wonią krwi.
Wyszedłem pokonując metalowy stopień. Wiatr zafurkotał rozpiętym płaszczem, wyciągniętym w bok jak duch błąkający się wśród żywych. Chodnik sugerował drogę. Więc idę szukać odpowiedzi, idę szukać pytań.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 21:25, 23 Sie 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Gdy tylko drzwi się otworzyły, dziewczyna kucnęła przy chłopaku i lekko nim potrząsnęła. Nie spodziewając się reakcji zarzuciła sobie na szyję jego rękę i z niemałym wysiłkiem pociągnęła go w górę. W tej samej chwili otworzył oczy. Kilka sekund zajęło mu zorientowanie się co się z nim dzieje, po czym z trudem stanął na nogach o własnych siłach. Zrobił krok do przodu i potknął się. Przed upadkiem uchronił go uścisk Samanthy. Stąpając niezwykle ostrożnie, krok po kroku, dotarli do schodów i bardzo powoli wyszli z autobusu. Zaczynało padać.
- Jeżeli idziecie z nami do tego punktu opatrunkowego, to musimy przejść o tu... - uniosła nieco rękę (druga podtrzymywała chłopaka) wskazując bliżej nieokreślony klockowaty blok - a potem przez następny.. no i tak aż do świateł. To blisko, ale z nim szybko nie pójdziemy. No i nas zaraz zleje.
Poprawiła uchwyt, przeniosła ciężar z jednej nogi na drugą i ruszyła przed siebie. Kiedy doszła pod najbliższe zadaszenie, zatrzymała się i oparła półprzytomnego o ścianę budynku. Odsapnęła i ujęła się pod boki, patrząc pytająco na Anallice.
Przystanek znajdował się zaraz za mostem. Tę stronę ulicy zajmowała gromada bloków, przeciwna była zabudowana ciągiem sklepów, które za dnia musiały zaopatrywać pobliskich mieszkańców w najpotrzebniejsze artykuły. Kawałek dalej była całodobowa stacja benzynowa, a naprzeciwko niej ogrodzony teren starej fabryki czy jakiegoś warsztatu - w mroku nocy było widać przemykających stróży i migające wiązki latarek.
Ulica dochodziła do skrzyżowania, a z niego odchodziły dwie inne drogi: jedna prowadząca do centrum, a druga odchodziła gdzieś w bok. Stojący na przystanku autobus co jakiś czas pospiesznie mijały mokre samochody, mknąc przed siebie i ginąc w ciemnościach za najbliższym zakrętem. Okolica wydawała się spokojna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 21:48, 23 Sie 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Gdybym był taumaturgiem samoukiem, to gdzie bym się schował? 8...., 9...., 10... Szukam! Zadrwiłem w myślach patrząc na stary budynek odgrodzony śmieszną cynkowaną siatką. Buty nieco szybciej wystukiwały głuchy dźwięk na betonowych płytach. Jaskrawe światło ze stacji benzynowej tworzyło elektryczną poświatę, odbijając się w mokrym otoczeniu.
Zwolniłem nieco kroku i skierowałem się w stronę ogrodzenia, przechodząc przez pas lekko przydługiej trawy, naszpikowanej kałużami różnej wielkości. Wybrałem zupełnie nieoświetlone miejsce, w którym będzie można się rozejrzeć za najlepszym przejściem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|