Autor |
Wiadomość |
<
Wampir Maskarada
~
[Sesja] Wieża z zapałek
|
|
Wysłany:
Sob 18:58, 31 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Kiedy tylko otworzyły się drzwi jak spod ziemi wyrósł nieznajomy mężczyzna. Widać było, że jest wściekły i z trudem się powstrzymuje. Za nim w półokręgu - niczym obstawa - stała czwórka innych wampirów. Nie mieli już bezmyślnego wyrazu twarzy, jaki jeszcze przed paroma minutami zaobserwowała Vivian. Bił od nich strach pomieszany z zawziętością. Nie bali się nieznajomych, których widzieli pierwszy raz na oczy. Bali się tego, który stał na ich czele.
Był to niemal czysty Kalifornijczyk. Od czubków wiśniowych mokasynów aż po zapiętą pod szyję brązowo=żółtą, kraciastą koszulę bez krawata, na którą włożył kremową sportową marynarkę z tweedu. Był szczupły, miał jakieś metr osiemdziesiąt wzrostu, chudą, zarozumiałą twarz i przesadną ilość zębów. Obracał w ręce kawałek papieru.
W zewnętrznej kieszeni jego marynarki jaśniała jak bukiet żonkili żółta chusteczka. I było jasne jak słońce, że nikt z obecnych nie jest zadowolony z jego towarzystwa.
- Pójdziecie ze mną - warknął stojącej najbliżej drzwi Vivian w twarz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:06, 31 Maj 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Domokrążców na dziś wystarczy! Ten już jest nadprogramowy... Jak mnie wnerwiają tacy bezpukaniowcy. Może najpierw dzień dobry panie cholernie poważny formalisto?
Wychyliłem się zza pleców Vivian i z poirytowanym wyrazem twarzy, rzuciłem w równie poirytowanym tonie. - Zaraz, o co chodzi?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez los_vampirros dnia Sob 19:09, 31 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:13, 31 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Spojrzenie Kainity utkwiło na moment w sygnecie, który Sergio miał na palcu. Delikatnie obrócił głowę tak, aby pozostali wiedzieli, że ich szef coś od nich chce. Skinął nieznacznie głową. Czwórka stojących do tej pory za nim wampirów zdecydowanym krokiem weszła do pokoju, któryś odepchnął An w stronę Viv. Stanęli w rogach pomieszczenia, otaczając całą trójkę.
- Pójdziecie po dobroci albo... - zwiesił na sekundę głos - i tak jesteście spóźnieni. - nieznajomy nie wydawał się skory do udzielania wyjaśnień. Dalej, idziemy - przesunął się nieco, aby umożliwić wyjście z pokoju. Za drzwiami, z boku, był jeszcze ktoś. Niewidoczny z tej strony, lecz równie mocno przestraszony jak czwórka "z obstawy".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:36, 31 Maj 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
A nie mówiłam, że będzie wesoło. Oj, będzie, będzie, będzie!
Ciekawa mieszanina rozdrażnienia, rozśmieszenia i ciekawości wypełniała niemal wszelką moją krew. Krew...właśnie. Pamiętam.
Stanowczym krokiem wyszłam na korytarz rozglądając się czujnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:38, 31 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
"Dzięki!" - spojrzałam wściekle w stronę Sergia. Zamiast udać się grzecznie tam, gdzie w końcu powinnyśmy się znaleźć, będziemy teraz prowadzone jak bydełko na rzeź.
"Ha! Ciebie też to czeka!" - pomyślałam z dziką, złośliwą satysfakcją, przeszywając Tremera wzrokiem.
- Obejdzie się bez nadzwyczajnych środków - warknęłam w stronę najbliżej stojącego, tego, który mnie popchnął - Idźmy już.
Byłam wściekła. Od dłuższego czasu trudno mi było reagować spokojem na jawne przejawy agresji i pogardy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Sob 19:39, 31 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:42, 31 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
- Wszyscy. - przewodzący grupie wampir popatrzył spod byka na Tremere' a.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:51, 31 Maj 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Wykorzystując skoncentrowanie uwagi na Sergiu, błyskawicznie wpadłam do swojego lokum, porwałam płaszcz i jakby nigdy nic wróciłam na miejsce.
Dwie, trzy noce jeszcze, ale i tak ciemno już nie jest.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 20:02, 31 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Spojrzałam na Vi, troszkę zaskoczona. "Cóż ci to, dziecię Księżyca?"
Księżyca...!
Pojęłam, skinęłam jej głową w geście wyrażającym "dobrze będzie".
Z lekkim uczuciem żalu pomyślałam o zgrabnie skrojonym żakieciku leżącym na dnie ogromnej szafy... Cóż, li tylko ciuszek nie jest ważniejszy od mojego życia, zdrowia i... zadania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 20:37, 31 Maj 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
- Puta madre!- syknąłem nienawistnie w stronę nieproszonego gościa. Odwróciłem się na pięcie podchodząc pod szafę po płaszcz. kilkanaście centymetrów od mojej lewej nogi stała walizka, a w niej... Estrella de la sur. - A gdyby tak... nauczyć panów kultury... Nie teraz. Zobaczymy czego chcą i gdzie doprowadzą. Zawsze można zrobić coś z niczego.
Niestety moja broń musi poczekać na stosowną okazję. Replika rapieru Hernana Cortesa, wykonana w 350 rocznicę jego śmierci. Salvadore nauczył mnie rytuału, dzięki któremu stanie się cennym artefaktem i czymś więcej niż doskonale wykutym, wyważonym, dopracowanym efektem pracy specjalistów. Mimo to zawsze pozostanie najważniejszą rzeczą jaką posiadam, częścią mnie.
Jeszcze nie teraz.
Zarzuciłem płaszcz na siebie. Odwróciłem się w stronę drzwi, patrząc na mordy niecierpliwych wampirów. Minąłem zagłębienie w ścianie, gdzie znajdowała się lodówką. Trzeba było uzupełnić zapasy vitae póki był czas. Przekląłem w myśli kolejny raz. Widząc, że opuszczam już mieszkanie wyszli na korytarz. Trzasnąłem drzwiami, wyciągnąłem z kieszeni klucz i przekręciłem go w zamku.
- Możemy iść - burknąłem pod nosem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 21:33, 31 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Widząc, że cała trójka w miarę spokojnie opuszcza pokój i wychodzi na korytarz, wampiry tworzące eskortę rozluźniły się nieco. Wydaje się, że każdy z nich brał pod uwagę ewentualne starcie, którego wynik wcale nie byłby taki oczywisty. Osobą czekającą za drzwiami okazał się chorobliwie chudy mężczyzna o maleńkich oczach, ubrany w jasny garnitur, bardzo podobny do tego, który Vivian widziała na jednym z Kainitów na piętrze. Sprawiał wrażenie jakby był po jakieś formie chemioterapii: dziwnie zaróżowiona cera (nawet wśród ludzi musiało to wyglądać dziwnie), sine palce i koścista budowa ciała. Wyglądał odstręczająco. Kiedy jednak z pomieszczenia wyszedł Sergio, uśmiechnął się (jako jedyny z całej szóstki wydawał się mieć poczucie humoru) i cicho powiedział:
- Una lengua muchissima hermosa. - skinął Tremere'owi głową.
Nikt z eskorty nie zwrócił na to uwagi. Gdy wszyscy już wylegli z pokojów na korytarz, wampir w tweedowej marynarce ruszył w stronę schodów, a potem na sam dół i do wyjścia. Zaraz za prowadzącym pochód szła dwójka wampirów - kobieta i mężczyzna - zapatrzona w "szefa" nie zwracała uwagi na otoczenie, posłusznie maszerując. Za nimi szła Anais, Vivian i Sergio, potem kolejna wampirzyca i ten, który się wcześniej odezwał.
- Nie do pomyślenia! Coś niesamowitego! Kto by na to wpadł! - wykrzykiwał ten, który szedł przodem, nie za bardzo wiadomo do kogo. Tyle razy się mówiło... tyle razy powtarzało... a tu nic, jak grochem o ścianę! Przecież nie wysyła się śmiertelników do takich zadań, wszystko spieprzą! - nie przestawał mówić. Już ja się z nim policzę... jeszcze mu przemówię do rozsądku... - uśmiechnął się złowrogo do samego siebie, zadowolony z myśli, które mu zakołatały w głowie.
- Nie bójcie się. - szepnął chudzielec gdzieś z boku, choć każdy z trójki wampirów mógłby przysiąc, że jego usta się nie poruszyły. On sam błądził spojrzeniem gdzieś po suficie i nie zwracał uwagi na wrzaski.
Cały pochód zamykał wampir w dżinsach i koszuli, o którą nieustannie wycierał spocone ręce. Najwyraźniej, strach go powoli opuszczał.
Przy lepszym świetle porozwieszanych w korytarzach żyrandoli i po chwili przyglądania się czwórce towarzyszących wampirowi z chusteczką w kieszeni marynarki wampirom, można było dojść do pewnych wniosków. Na pewno byli bardzo młodzi. Ich krew była na tyle słaba, że dla niewprawnego oka mogli uchodzić niemal za ludzi, lekko tylko "zmutowanych". Ciekawe, ile tak naprawdę posiadali z mocy nieumarłych... To by wyjaśniało, dlaczego ten idący na końcu się pocił (co nie było normalnym zachowaniem wśród tych, którzy są już martwi).
Nie był to spacer. Idącemu na początku bardzo się spieszyło. Gdy tylko dopadł schodów, pokonując po dwa stopnie, dotarł na parter. Upewnił się, że wszyscy za nim idą i wznowił wędrówkę. Tym razem do głównego wyjścia. Po drodze raz jeszcze spojrzał groźnie na wszystkich idących za nim, również jego świtę. Chyba nie miał co do nich pewności. Przy samych drzwiach zatrzymał się, załapał za łokieć idącego za nim wampira i razem wyszli z budynku bez słowa.
- No to czekamy - wesoło odezwał się chudzielec, po czym odwrócił się plecami do wszystkich i zaczął nucić znaną melodię. Pozostali dreptali nerwowo w miejscu, nie spuszczając oczu z żadnego z trójki Kainitów, ale nie odzywali się ani nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów. Bez towarzystwa "szefa" zrobiło się jakby spokojniej, atmosfera zelżała. Dziwnym trafem nie spotkano nikogo po drodze - albo przypadek albo pozostali lokatorzy umyślnie unikali spotkania z panem w żółtej koszuli.
Na zewnątrz czuło się zapadający wieczór, choć uczucie to było jeszcze słabe. Zmieni się to, kiedy wyjdą na zewnątrz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 22:27, 31 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Trzeba się było spodziewać takiego obrotu sprawy... Widać przedwcześnie zaczęłam odczuwać ulgę. Miałam nadzieję, że o północy będziemy już z powrotem w Elizjum - kiedy tylko bowiem dowiedziałam się, że jest szansa na odzyskanie rzeczy, niecierpliwie czekałam na możliwość jej wykorzystania.
Myślałam o tym, jak nas potraktują... Jak... ukarzą. Coś mi mówiło, że jak jest szansa na utarcie komukolwiek z zewnątrz nosa, miejscowy Szeryf nie przepuści takiej okazji. To pierwsze, Drugie - teraz były ku temu wyraźne powody. Naciągnięcie Maskarady to złamanie lub tylko nadwyrężenie - ale jednak - Tradycji, a Tradycje to nie pikuś i chcesz czy nie, musisz przestrzegać; większość zresztą miała swoje uzasadnienie praktyczne - wampiry musiały przetrwać nie tylko jako jednostki, lecz również - a może zwłaszcza - jako zbiorowość i gatunek. Francis słusznie mnie ostrzegał...
Wiedziałam o swojej winie, więc nie umiałam zbagatelizować sprawy. Co tu dużo mówić, szłam z nosem spuszczonym na kwintę, złość ustąpiła miejsca melancholii i obawie, że znowu zawiodłam i zawiodę: zleceniodawcę, Vivian, Arnauda i siebie.
Jedno pewne: dyskrecja, delikatne załatwienie sprawy - poszły się czesać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Wto 16:22, 03 Cze 2008, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 23:05, 31 Maj 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg
|
|
Gówno mi możecie zrobić, kretyni. Porównanie sił nie wyszło najgorzej. Nie mają wcale druzgocącej przewagi. Najpoważniej rysowała się postać wampira w głupawej marynareczce. Od otwarcia drzwi do teraz zdążyłem go znienawidzić Pieprzyć przewagę, tu chodzi o przeżycie... ale przede wszystkim o honor.
Na razie bez numerów. Będzie czas na poważniejsze posunięcia. Jak dotąd pamiętam każdy krok, od opuszczenia korytarza przed drzwiami pokoi. Teraz należy zaplanować ewentualne działanie w sytuacji kryzysowej. Jest całkiem miło gdyby nie ten buc.
Teoretycznie mam przy sobie co tylko chcę. W razie kreacji jakiegoś przedmiotu trzeba zrobić coś praktycznego... i ostrego. Przydało by się... ehh... w walizce. Zamiast tego będzie coś krótszego. Teraz kolejność eliminowania przeszkód. Człowiek doceniający moją rodzimą mowę - niegroźny. Czterech sztucznotłokowców - w pierwszym rzędzie do odstrzału zaczynając od zostawiającego za sobą najwięcej wody. Na koniec członek fanklubu żółtych koszul. Przewóz, albo wóz. Z nim będzie raczej cięższa przeprawa.
Ale jak na razie dajmy się doprowadzić do zamierzonego miejsca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 23:29, 31 Maj 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Z początku wpatrywałam się uważnie w mężczyznę o niezdrowej fizjonomii... Pan drugim będzie, którego zobaczę... Muszę przyznać, że ta postać mnie w znacznym stopniu zaintrygowała. Potem jednak, i spojrzenie uciekło, i uwaga rozpierzchła się po otoczeniu.
Nie twarze z okien, nie z szyb, nie z luster nawet. Ani te ze ścian. Choć szukają... Co to za twarze? Boją się...boją... tweedowego sportowca... a gdyby tak... Nawet o tym nie myśl! ...rozerwać się... Nie jesteśmy w domu. Tak troszkę chociaż...jednego. Najpierw coś trzeba zjeść, potem zabawa. Wszak nie wykluczamy. Uważaj tylko, bo czekają. Uśmiechnęłam się serdecznie do swoich myśli.
- Nikłe lica, tylko dlaczego tak na nas patrzą? - wyszeptałam, spoglądając dłużej na An. Do siebie bardziej niż do kogokolwiek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Nie 12:28, 01 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 21:25, 01 Cze 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Chłodny wiatr musnął twarze oczekujących, gdy drzwi otworzyły się i wszedł wampir w żółtej marynarce, a zaraz zanim inny, ten w dżinsach i koszuli. Podszedł do grupy i przyjrzał się uważnie każdemu. Nie był już tak wściekły jak poprzednio. Zmierzył wzrokiem szczególnie uważnie trójkę nowych wampirów, po czym odwrócił się na pięcie i równie nagle, jak się pojawił, opuścił hall. Posłusznie podążający za nim mężczyzna wykonał zapraszający gest ręką i sam ruszył za swoim szefem.
Przy słabym oświetleniu miejskich latarni wszystkie cienie wydawały się znacznie dłuższe niż w rzeczywistości, a gdzieś w oddali coś na kształt niewidocznych głosów szeptało niezrozumiałe słowa. Może to efekt braku świeżej krwi w organizmie, może to miejsce tak działało na nieumarłych, którzy odważyli się przekroczyć progi londyńskiego Elizjum, a może to po prostu wybujała wyobraźnia co bardziej wrażliwych jednostek (w tym przypadku całej trójki nowoprzybyłych). Gdzie jak gdzie, ale teren bezpośrednio przylegający do schronienia Księcia i innych ważnych osobistości, był ostatnim miejscem, które mogłoby być w jakikolwiek sposób zagrożone. Niepokój jednak pozostawał.
Schodząc po stopniach nie dało się nie zwrócić uwagi na niesamowicie wyglądający o tej porze doby budynek Galerii. Górująca nad całą konstrukcją kopuła nadawała mu nieco egzotyczny charakter, ale masywne kolumny sprawiały się wyśmienicie w roli podpór trzymających wygładzony strop na odpowiedniej wysokości. Jeżeli by do tego dodać delikatne oświetlenie podkreślające kilka ciekawszych punktów na gzymsie i wykorzystujące grę światłocieni, to widok był naprawdę niesamowity. Zupełnie jakby czas się nie zainteresował tym tworem i zostawił go w spokoju na kilka wieków - wszystko wydawało się tak dobrze zachowane.
Po wyjściu na promenadę ruszyli w stronę ulicy. Przekraczali ją niedaleko miejsca, gdzie jeszcze wczoraj Viv i An siedziały w taksówce Andrei, którą to przywiózł je nieznajomy Kainita. Panująca wtedy cisza i pustka nijak miały się do obecnej sytuacji. Co prawda ruch nie był tak duży jak za dnia i większość straganów zdążyła się już spakować, ale mimo to nadal w okolicy znajdowało się sporo ludzi. Na pewno żaden z przyjezdnych turystów bądź co zamożniejszych mieszkańców nie mógł powiedzieć, że po zmroku nie można tu już znaleźć pamiątki, biżuterii tudzież jakiegoś gadżetu (których to "nie kupisz w żadnym sklepie!" - jak wrzeszczały kolorowe szyldy porozwieszane ponad stoiskami).
Powietrze wypełniał znajomy zapach, ale jakby inny. Tak, to z pewnością krew. Ludzka. To była ta różnica w stosunku do poprzedniej woni, wyczuwalnej w Elizjum. Spośród wszystkich widocznych osób tylko kilka nadawało się do skonsumowania, pozostali należeli do grupy tych, których posoka nie była najwyższej jakości. Oczywiście, w przypadku Głodu, lepszy wróbel w garści niż sroka na dachu, ale pomijając tę skrajną sytuację, ich vitae prezentowała się nader mizernie. Nie było to nic dziwnego, gdyż Galeria była oddalona od centrum i dzielnic biznesmenów, którzy to wypoczęci, najedzeni i zadbani byliby znacznie smakowitszym kąskiem.
Mijając owalną fontannę na której środku stało dwóch rycerzy krzyżujących miecze ponad łbem jakiegoś smoka, prowadzący wampir zbliżył się do pary strażników miejskich. Gestem zatrzymał całą grupę, a sam podszedł na bezpośrednią odległość. Po wymianie kilku nic nie znaczących grzeczności przeszedł do sedna:
- Do Williama - powiedział to w taki sposób, jakby te dwa słowa wyjaśniały całą zaistniałą sytuację.
Gdzieś zza rogu wyłoniła się kolejna para wartujących. Widząc kolegów zajętych rozmową, podeszli bliżej. Po chwili dołączyła do nich kolejna dwójka. Wokół nie było nikogo innego. Wędrujący ludzie trzymali się oświetlonych chodników, a przynajmniej krążyli w pobliżu samej ulicy kilkadziesiąt metrów dalej. Niewielu zapuszczało się w nieoświetlone, zapomniane zaułki, a jeszcze mniej wybierało się tam samotnie. Teraz też mało kogo interesowała banda nieznajomych włócząca się po nieznanych zakamarkach: oprócz Anais, Vivian i Sergia, była jeszcze czwórka wampirów z "obstawy", chudzielec, pan w mokasynach oraz łącznie sześciu stróżów prawa.
Wypowiedziane słowa nie zdążyły jeszcze przeminąć, gdy ostatni ze stojących mężczyzn zniknął we wnętrzu pobliskiego budynku, szczelnie zamykając za sobą drzwi. Pozostali odeszli kawałek na bok, bliżej bocznej uliczki i wdali się w rozmowę o najświeższych wynikach meczy, nowootwartej pizzerii trzy przecznice dalej oraz komedii wchodzącej lada dzień na ekrany kin. Czwórka wampirów zaczęła się tępo wpatrywać w drzwi, którymi wszedł policjant, chudzielec wznowił odgwizdywanie melodii, a ten, który przyprowadził tu wszystkich, poprawiał mankiety u koszuli i kołnierzyk.
Pozostawieni sami sobie Kainici mieli chwilę czasu dla siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 0:11, 02 Cze 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Coraz ich więcej, jakby pączkowali. Mówimy, ze będzie ciekawie. Póki co kryj się. Nie, zostali w tyle. Na razie. Ale i tak bliska są. Udana scena, by pokazać, że się zabiega i dba. Szykuje się długi spacer, prawda? Dłużej, oj, tak! Choć idziemy...uciekamy...biegniemy...szukamy...
Cały czas.
Szmer wody rzucającej się w maleńkie otchłanie dominował nad otoczeniem. Albo to na nim spoczęły torturowane bez ustanku zmysły. Odmienny szum, milczący. Mogłabym wstąpić, by uchwycić spadające krople, lecz woda sięgnęłaby mi niemal kolan, przemaczając buty. Oczywiście, że się nie przeziębię. Pragnęłam jednak jedynie skrawka, nadmiar wilgoci mierził mnie jakąś nieokresloną oślizgłością. Zanurzyłam palce w wodzie fontanny i uniosłam przed oczy tuż dłoń pionowo. Patrzyłam jak każda nie bacząc na inne obiera własne kręte ścieżki dla swoich strumieni. Tak zimno i tak martwo. I tak wiele pustek wokół. Jedna rzeka.
Nie miałam ochoty patrzeć na nikogo z naszej obstawy, a na pewno nie na czwórkę...wystygłych.
Strzepnęłam dłoń i usiadłam na murku otaczającym wodne rzeźby.
Gwizd, świst, co to za melodia? Obca i niechciana, choć kaleczyła szum. Nic sobie z tego nie zrobi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|