Autor |
Wiadomość |
<
Wampir Maskarada
~
[Sesja] Wieża z zapałek
|
|
Wysłany:
Czw 21:55, 10 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Drzewa... chybotliwe światełka między nimi.
Chodźcie, chochoły, chodźcie...zatańczymy!
Poczułam jak w moim wnętrzu łomoce śmiech. Straszny. Groźny. Niespokojny.
Drżenie. Wyrywał się, wyrwał. I trwał. Mnąc powietrze. Śmiech nie mój. Mój własny. Sam się plątał, pętał, ciszył...
Spojrzałam na An. Jak posąg posądzony naiwnie o kruchość. Piórko utkane z bazaltu.
Spuściłam głowę. Kamienie, krew czarna, mineralna krążąca między płytami. Odpuście, pozwólcie, by było usprawiedliwionym.
Umysł uwolniony... Obłąkany...co znaczy zbłąkany...zagubiony... Czy tak jest? Błądzicie! Haha! Gubcie się dalej.
Umysł oczyszczony żongluje zmysłami. Karuzela z abstrakcjami. Jakże cudnie móc smakować miraże.
Furtka ziała próżnią. An stała. Postrzegłam ją bliżej siebie... Mój...ruch?
Nie lubię, gdy rzeczywistość migoce. Mój świat.
GDY KAŻĘ, TRWAJ!
Szepnęłam. Zachichotałam. Zamruczałam może.
- Nie chcesz bawić się ćmami... Gdy ciemnica patrzy, nie wolno trwać. Wiesz o tym. – I nim odpowiedziała, stanęłam nad drzwiami. Jak na iglicy szczycie.
Chwila chybotania. Nie wahania. Równowaga niech się zatraci. Niech w otchłań spada. W ciszy.
I skoczyłam.
I byłam już w środku. Bez tchnienia, w ciemności.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Czw 21:57, 10 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 21:34, 11 Kwi 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Słowa Vivian na moment wyrwały mnie z odrętwienia; choć brzmiały dziwacznie, to... nie brzmiały niecodziennie. Tak bywało. Pozostawało mieć nadzieję, że nie wróżą jakiegoś poważniejszego stanu."Spokojnie..."
Weszła do środka. Żwawo. Zbyt żwawo. Jakby pobiegła za swoją wizją, jakby ktoś ją zawołał...
A ja odczuwałam pustkę. Kompletną.
Nie istniało zadanie, nie istniały ścigające nas mieszczuchy. Cały świat zwolnił obroty. Czułam żal, a nie żałowałam. Czułam smutek, a wcale nie było mi smutno. Ba, uśmiechałam się pod nosem. Mdło, niewyraźnie. W nieswoim tempie, ciężkim krokiem powlokłam się za Vi, nie myśląc o tym, po co, gdzie idę i co dalej...
Bijący ze środka chłód orzeźwił mnie nieco i przywrócił trzeźwość myślenia. Nadal jednak głównym uczuciem była niechęć... Tak... Nie miałam ochoty na nic, cała sytuacja wydała mi się co najwyżej irytująca, a na dnie umysłu zagnieździł się niedojrzały, dziecięcy upór "bo tak". Czy raczej - "bo nie".
Nie rozglądając się, oparłam się, już wewnątrz, o ścianę. Mocno zacisnęłam powieki, nie wiem po co... Objęłam rękami głowę, jakby chcąc tym gestem osłonić się, odciąć od rzeczywistości. Skurczyłam się dziwacznie, po trosze z zimna.
Chciałam być teraz zupełnie gdzie indziej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 0:09, 12 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Odnalazłam siebie tuż obok niej. Tak blisko naprzeciw, twarzą w twarz. Trąc dłonie o siebie, lekko nerwowym ruchem stukając palcami. Jakby sie wiły.
Byłam niespokojna. Gdzieś od wewnątrz. Pobudzona. Roznosiło mnie wręcz. Miałam ochotę, by chodzić po ścianach. By ogarnąć każdy punkt przestrzeni.
SPOKÓJ!
Spojrzenie spowolnione, obce, choć znajome. Tak zaskakująco bardziej. Wpatrywałam się przez chwilę w jej oczy. Bez reakcji. Od każdego poczułabym... Jednak nie. Zbyt tu pusto. Nazbyt chłodno, niespokojnie.
Prawie niewidoczna przy tej ścianie.
Smuga cienia.
Cofnęłam się o pół kroku. Moja dłoń zjawiła się 20 centymetrów przed moimi oczami. Jak realnie. Może...
A tak łatwo byłoby sprowadzić ulgę. Spokój. Wyciszenie. Złagodzić spadek... Pstryknęłam palcami tu przed swoim nosem.
- Ot... - Ręka trwała przez chwilę nieporuszenie, po czym równocześnie z moją głową osunęła się w dół. Dłoń na dłoni. Na krzyż. Na wysokości serca. Wykonałam półobrót i oparłam się o ścianę tuż obok An.
Wiesz, że nie wolno. To się kłóci i tak. Wiesz doskonale. Dlaczego więc? TAK.. obiecałam. Ale to samookaleczenie. No i? Ciemność wtopiła się w szarości. Oczy się zaadaptowały. Czemu dopiero teraz...dywagacje... myśli znarowione... maruda!... to zauważyłam? Skończ z tym! Powinnam... muszę... Nie twój problem! Hahaha! Mamidło? Realny świat? Całe to zaprzeczanie... Odpuść sobie! Mój... Tak myślisz? Odwracasz kota ogonem. Nie udawaj, że nie widzisz... OBIECAŁAŚ. Przysięgłam. Zrozum wreszcie. Pamiętam. Zresztą wiesz, co to oznacza. Jesteś pewna? Można bardziej? Wiesz, jaka jest prawda. Wiesz, co ustalone. Trzymaj się tego! Dobrze więc... Nie smęć! Cudze myśli skaczą po ostępach... Musisz!
Wiem.
Odsunęłam się od muru. Zimny, oślizgły, pachniał zielenią. Gdyby nie ten zapach inny... Złowróżbny? A może po prostu zniechęcający do korzystania z tego zmysłu... Pułapka... Jaskinia niedźwiedzia... Może i tak. Trudno. Będzie wesoło najpewniej.
Widziałam. W powietrzu snuły się trupioblade opary. Tutaj...wszędzie...
Skojarzyły mi się z łagodnym powiewem wiosennego wietrzyku na łące...Ciekawe.
Krok dalej...Coś więcej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 17:39, 12 Kwi 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Drzwi, którymi udało się dotrzeć do wnętrza musiały być tymi, o których bełkotał Eustachy. Najwyraźniej rzeczywiście ich nie zamknął. Gruby kawał niezdarnie ociosanego drewna stanowił wejście do jednego z pomieszczeń nieopodal jednej z kilku zakrystii. Była to niewielka, podłużna salka, z niskim stropem i jakimiś bliżej nieokreślonymi drobiazgami wystającymi ze sklepienia, ginąca w mroku, dochodząca do korytarza, który z kolei łączył nawę z główną częścią kościoła. Kilka kroków po posadzce, niewyraźny kształt pobliskiej futryny, chropowatość wilgotnych, ceglanych ścian i ten zapach…
Kolejne pomieszczenie. W panujących ciemnościach, rozjaśnianych jedynie snopami światła reflektorów, oświetlających budowlę od zewnątrz i wpadających przez szyby witrażowych okien można już rozróżnić pojedyncze elementy konstrukcji. Kainitki znajdują się po lewej stronie. Katedra wsparta jest na olbrzymich kolumnach - trudno je zliczyć, ale na pierwszy rzut oka jest ich po półtora tuzina ustawionych w dwóch szeregach. Po środku jest przejście, które prowadzi wprost do okazałego ołtarza, a po bokach wcisnęły się jeszcze drobne ławeczki dla strudzonych wędrówką wiernych. Przy maksymalnym wysiłku zmieściło by situ wiele setek ludzi. Ogromna przestrzeń wnętrza przygniata obserwatora. Doskonale symetryczne sklepienia złożone z nienaturalnie powyginanych trójkątów, smukłe i jaśniejące organy, niczym zawieszone w powietrzu blaszane rurki każda wielkości człowieka, gigantyczne okna z wizerunkami świętych wpisanych w okręgi, monumentalne malowidła przedstawiające scenki z życia Chrystusa zawieszone na kilkunastu metrach – wszystko to redukuje każdego do pyłku patrzącego w nieskończoność.
Powietrze jest wypełnione dziwnym i ciężkim zapachem starego grobu, przez który dodatkowo przebija się fetor gnijącego ciała. Jest na tyle silny, że w pierwszej chwili powoduje zawroty głowy, odrzucając Anais i Vivian – te bardziej wyczulone spośród wampirów. Dłuższe przebywanie w takich warunkach wymagać będzie nie lada odporności psychicznej i samokontroli.
Katedra zbudowana jest na kształt rozciągniętej litery „T”, gdzie w miejscu przecięcia umieszczono niewielkie wzniesienie, na którym kapłan odprawia mszę. Kawałek dalej miejsce dla chóru, tabernakulum, dwa wyjścia obchodzące ołtarz oraz – bardziej w głębi, ledwo widoczne z drugiego końca budynku – zejście do krypt, które zapewne ciągną się kilometrami. Odpowiednio wyżej, jakby dla przeciwwagi, dwie platformy schodów prowadzące na górny poziom, skąd jeszcze dalej aż pod sufit. Ostatnie stopnie giną w ciemnościach na kilkudziesięciu metrach, lecz oczywistym się wydaje, iż katedra jest znacznie bardziej rozbudowana i zawiera w sobie mnóstwo zakamarków, a także niewidocznych zaułków aniżeli mogłoby się początkowo wydawać. Możliwe, że tylko jej architekt zgłębił wszystkie tajemnice.
W tym momencie do wyczulonych uszu Viv i An dobiegło echo szeptu niosącego się po kościele. Kainitki zamilkły i zaczęły wsłuchiwać się w odgłosy świątyni. Po chwili ze szmerów udało się wyłowić rozmowę prowadzoną przyciszonymi głosami. Rozróżnienie słów nie wchodzi w rachubę, ale wyraźnie można rozdzielić dwa głosy: chrapliwy, podniecony i wysoki, spokojny. Zastanawiając się, skąd dobiegają dźwięki, wampirzyce wyszły z nieoświetlonego pomieszczenia, weszły w korytarz i zbliżyły się do głównej sali na tyle, aby móc się swobodnie rozejrzeć, a jednocześnie w razie potrzeby mieć łatwą drogę odwrotu. Efekt odbicia się dźwięku od ścian i kolumn spowodował, że zlokalizowanie źródła zajęło całą minutę. W końcu oczy obu wampirzyc zatrzymały się na konfesjonale w bocznej nawie, skąd dochodziła rozmowa. Jest to drewniany „domek” wysoki na trzy metry, gdzie zarówno grzesznik, jak spowiednik siedzą w zamykanych pomieszczeniach, przegrodzonych gęstą kratą z dębowych deszczułek. Cały pokryty jest rzeźbieniami zgodnymi z gotycką ornamentyką i doskonale pasującymi do otoczenia.
W chwili, gdy wzrok Anais oraz podążający za nim wzrok Vivian zatrzymał się na konfesjonale, ze środka dobiegł charczący krzyk, drzwiczki przeznaczone dla spowiadanego otworzyły się z trzaskiem, a ze środka wyskoczyła raz już widziana postać w mnisim habicie, z kapturem naciągniętym na głowę. Zadziwiająco szybko pobiegła przed siebie, dalej między ławy w stronę jednej ze środkowych kolumn, przecięła główną część kościoła i dopadła przeciwległej bocznej nawy. Nieziemsko zręczna, zaczęła się wspinać po wspornikach i rzeźbieniach, by na wysokości piętnastu metrów prześlizgnąć się przez uchylony lufcik witrażu. Tajemnicza postać okazała się tak niewyobrażalnie sprawna, że obserwujące to wszystko Kainitki nie miałyby żadnych szans na jej powstrzymanie, gdyby podjęły pościg. Po odzianym w habit nieznajomym został tylko bardzo wyraźny i odpychający fetor śmierci.
Od strony wejścia, a także z kierunku, z którego przybyły, rozległ się ostry szczęk zamka, potem drugi, już bliższy. Wychwycone w jednej chwili mnóstwo maleńkich krwistych punkcików mogło oznaczać tylko jedno. Już są.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 19:52, 12 Kwi 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Zaledwie krótki odcinek od drzwi do środka katedry, a poczułam, że zaraz zemdleję...
Za dużo tego. Przytłaczający ogrom przestrzeni, potęgujący tylko wrażenie obcości i zagubienia. Nieznośny fetor, przyprawiający o mdłości i skurcze parawymiotne - bo wiadomo, że wymiotów jako takich nie byłoby, ale somatyka pozostała ludzka... Jak czucie kończyny po jej amputacji. do tego zbliżający się pościg... Więc nie odpuszczą, nawet w kościele, oto ludzka hipokryzja...! I pomyśleć, że za każdym razem, kiedy piję krew, czuje się morderczynią...
Atak bodźców dodał mi energii, wyrwał z odrętwienia, ale zarazem sprawił, że nerwowy dreszcz spłynął po mnie od głowy do stóp, a myśli zaczęły galopować... Mój opór wobec tego wszystkiego, co tu zastałam, czym z konieczności żyłam, zamienił się we wściekłość - bezpardonową, rozpaczliwą i pełną poczucia krzywdy.
Choć pomysł ten wydawać się mógł szaleństwem, uznałam, że wyjście jest jedno... Szepnęłam:
- Schody na dół...! Szybko!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 1:27, 13 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Głos... Dwa głosy. Dwa szepty... Ktoś tu jeszcze jest. Jest? Powinien być. Powinnam czuć!
Rzuciłam spojrzeniem po sali koncentrując uwagę na konfesjonale. Co tam się stało? A może...
Przeszył mnie dreszcz.
Przynęta. Sidła, wnyki. "Lis gotów jest odgryźć sobie łapę...". Kościelne organy zaświszczały jak gdyby nabierając powietrza. By zagrzmieć. By krzyknąć. By zacząć... Skuliłam się w sobie jakby w oczekiwaniu.
Instynkt skowyczał niczym zarzynane zwierzę. Nie w dół, wszędzie byle nie w podziemia. Katedra jest ogromna. Tak wiele zakamarków, kryjówek, skrytek...tu. Błagam, zaklinam!!!
Rozciągają się szeroko. Paszcza. I odór. Uciekaj... Można było nie oddychać, ale mimo to smród wdzierał się brutalnie w zmysły, rwąc na strzępy i kalecząc wszystko po drodze. Byli tu i wrócili! Już od dłuższej chwili szumiało mi w uszach i przybyły zawroty. Znów. Piekielne zawroty. Zabij w dzwony! I pulsujący ból głowy. Kto chce być dziś myśliwym?! Dłoń wylądowała na pomalowanym drewnie ławki... Przez skórę czułam strukturę, a nawet jego zapach. Uspokój się, nie teraz. Miałam wrażenie, że za chwilę krew popłynie mi z nosa. HAHAHA! Błagasz? O ile już nie płynie. Odór wydobywał się stamtąd i obawiałam się, że tamtejszego zapachu nie zdołam znieść. Lód jak momentalne ścięcie lustra wody... Rysy, pęknięcia... Blade twarze cudzej przeszłości przemykały wśród cieni kościoła. Ból. Skoncentrowałam się na tym uczuciu. Jakże łatwo jest pokonać fizyczność zwracając się do innego jej aspektu. Zwłaszcza, gdy umysł okaże się zbyt obcy jej...
Uciekaj! Trudno się mówi. Czasami pewne dążenia są ważniejsze. Nim An zdążyła się zorientować, znalazłam się tuż przy niej, szepcząc tuż do ucha. Bardzo blisko. A trzeba przyznać, najlepiej na coś takiego reagują ludzie.
- Do źródła? - Chichot zaczął się od moich ramion. - Jeśli nie wyschło... Jeśli oni dążą do niego... Co wtedy?
Zrobiłam parę kroków dalej. Z rozpędu...niepokoju... rozdrażnienia.
I obrzuciłam pomieszczenie spojrzeniem drapieżnika. Myśliwego.
Mimowolnie szukając, analizując możliwości.
Choć w każdej chwili czułam się gotowa, by...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Nie 1:27, 13 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 10:33, 13 Kwi 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Zareagowałam gwałtowniej, niż sądziłam.
- Przestań!!! - zaczęłam krzykiem, lecz momentalnie zniżyłam głos do syczącego szeptu.
Doskonale wiedziała, że nie trawię tego jej chichotu, którym mogła się posługiwać wobec ludzi, proszę bardzo, lecz także mogła dać mi przynajmniej ZŁUDZENIE ZAUFANIA, jednak tym niby-śmiechem przypominającym mysi pisk tylko mnie drażniła i prawdziwe zaufanie traciła.
- Zostaw te numery dla swoich ofiar, mon amie i podaj lepszą propozycję, zamiast idiotycznie się śmiać.
Wiedziałam, wiedziałam, że przecież to nie jej wina, ale kto jej każe na własne życzenie wpędzać się w jeszcze większe szaleństwo, igrać z ogniem, gloryfikować chorobę? Dziwne, przy całym zrozumieniu dla jej cierpień, niekiedy brakowało mi współczucia, byłam zaskakująco - nawet dla siebie samej - chłodna, wiedząc, w co potrafi się zmienić Vivian i dla jakich "idei".
Trochę ją mój wybuch zaskoczył. Westchnęłam - jeśli można użyć takiego sformułowania - i dodałam już łagodniejszym tonem (wszak znałam ją nie od dziś).
- Nawet my boimy się tam zejść... Oni tym bardziej... Może im braknie odwagi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 15:23, 13 Kwi 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Wystarczyło zrobić tylko kilka kroków, podejść na tyle, aby było nieco więcej światła. Przy promieniach odbitych od posadzki i fosforyzujących - zdawałoby się - ścian i w znacznie już bliższej odległości, całkiem wyraźnie można było dostrzec zejście do krypt.
Pionowy korytarz musiał schodzić kilka metrów w głąb, a potem najwyraźniej rozwidlał się na wiele dróg. Byłoby to wszystko jasne, gdyby udało się nim zejść, lecz na samym szczycie leżała masywna kamienna pokrywa, skutecznie blokująca dostęp do trzewi katedry.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Nie 15:24, 13 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 21:03, 13 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Zatem poprawa. Jakaś reakcja. Niech zabrzmią organy! Fugę może... A rzeźby z wizji piekielnych otchłani w skamieniałym chórze... Wolę ją taką, niż gdy zgrywa się pełna tego całego współczucia i 'zrozumienia'. Smutnego zrozumienia dla choroby w podręcznikowym ujęciu. A nie dojrzysz zbyt wiele z boku... Nie ma powodu do litości, skoro wszystko jest w jak najlepszym porządku. Moim. Sądzisz, że jestem tak naiwna i nie wiem, że myślisz jak inni? Nisko mnie zatem cenisz, słonko. Widać jak na dłoni. Pobłażanie. Wyrozumiałość... Co jeszcze? Przestań! Okruchy przestrzeni... Ogrom...czeluść wysokości. Jakież to piękne. Martwy budynek, a tchnie potęgą wizji, natchnienia, marzeń. Napawać się, nie cierpieć i tak to poza twoim pojęciem na wieczność. Czas tu milczy... Nawet nie oczekuję, że zrozumiesz choć część. Twój wybór.
Chociaż, w gruncie rzeczy lubię być niedoceniana, to pozwala na więcej.
Momentalnie odwróciłam się i wycedziłam niepokojącym w lodowatym spokoju głosem z idealnym uśmiechem na twarzy.
- Cynicznie, złośliwie, szyderczo...rozumiem. Ale idiotycznie? Gdybym ja zaproponowała zejście, wyśmiałabyś mnie i szukała wszelkich możliwych miejsc byle nie tam. Łatwiej skoczyć z dzwonnicy niż umknąć z katakumb skąd jedno jest wyjście. Bać się? Boję się nie o siebie, lecz siebie... tam. Zresztą rozejrzyj się. Mało tu kryjówek? Nisze, filary, zdobienia, rzeźby, wieże... To gotycka katedra. Schody w górę może?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 21:48, 13 Kwi 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
- Doprawdy? - uśmiechnęłam się słodko-ironicznym uśmiechem nimfetki - A myślałam, że to atrium... - Taaak... Ale nie znam się nie tylko na tym, prawda? Moja wiedza wyniesiona z książek jest niczym wobec blasku prawdziwej mądrości zza drugiej strony lustra? Co jeszcze? Ach tak, zapomniałabym, że SZYDERCZY uśmiech to dowód zaufania i przywiązania... - spojrzałam w jej niesamowite oczy, których kolor przesłoniła niezdrowa czerwień. Wyglądały jak żarzące się węgielki.
- O czym jedna śni, druga przeżyła. Względność rzeczy, snu i jawy zatem, pozostawia nierozstrzygniętą ową licytację... Taaak... Idź dokądkolwiek chcesz. Wiesz, że mi... - wróciło tamto - nie do wytłumienia - uczucie niechęci i uporu - ... mi nie zależy. I tak... - zwątpiłam w sens ucieczki - I tak... Ty chcesz tak żyć... I masz być może jakiś cel, którego nie znam ja, profanka.
Skierowałam się przed siebie, jak błędna, wprost ku ołtarzowi. Powoli, jak zjawa sunąc po powierzchni wyślizganych, zimnych, polerowanych przez stopy pańskie, szlacheckie, chłopskie - kamieni, które wydawały się mieć milczącą uciechę z tej wymiany zdań.Tak samo omszałe, jak...
Kamienne ściany, podłoga z desek... Dziurawa... Spod ziemi wydostaje się to wszystko... To... Obrzydlistwo... Nagle głuchy odgłos odsuwanej płyty... I wtedy wpada... Okrwawiona, sinoróżowa, ślepa... "Miłej nocy!!!"
Otrząsnęłam się. Nie, nie mogę tak wiecznie wracać do złych wspomnień. WSPOMNIEŃ. Skarciłam się w myślach za tak gwałtowną reakcję.
"Już nie będę o tym myśleć, obiecuję..."
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Pon 17:48, 14 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 21:47, 14 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
- Gdy sen straszniejszy jest od jawy... Gdy przekracza granice niemożności. Sięga dalej niż pozwolić może rzeczywistość. Za każdym razem... Zresztą czym się różnią? Dla nas i tak pozostaje tylko doświadczenie. Wspomnienia, upiory, lęki – wyszeptałam, czując się jak w oku cyklonu. Cisza przed burzą. Chwila tylko...
Ostre słowa. Spojrzałam na An bez zaskoczenia. Mogłam stać dalej i obserwować. Mogłam. Ale nie.
Oni są już blisko. NADCHODZĄ! Pospiesz się! Wichura...
Skierowałam się w stronę schodów.
- Choć ci nie zależy... Radzę się zbierać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Wto 18:19, 15 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 22:00, 14 Kwi 2008
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
- Powiedzmy, że wolę godniejszą śmierć niż lincz w wykonaniu tych... świiiń... - odparłam nieoczekiwanie ugodowo. Nie czas na spory. Ruszyłam za Vivian, ignorując ostrą wymianę zdań. Nie pierwsza to kłótnia i nie ostatnia, a możemy liczyć tylko na siebie...
Niezależnie od tego, ile w nas zła i nienormalności...
Wróciłam do siebie. Może i to tylko wegetacja, ale i ona powinna przebiegać godnie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 21:39, 15 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Nie słuchałam już odpowiedzi.
Już na schodach, które zdobiły gęsto ciemnością plecione ornamenty... Kamiennych, ziejących chłodem jakby wszelka surowość bóstwa skupiła się w ich materii. Niepokój przytłoczonych formą. Esencja martwoty świątyni.
W jednej chwili wszelkie płaszczyzny okaleczonych skał zaczęły ociekać mineralnym śluzem. Zapach kamieni, kurzu, pleśni i czasu. NIE!!! SMRÓD PRZEBIJA SIE...DOMINUJE...OTACZA... śmierć i rozkład...i czas. Czy skały się pocą? Czy płaczą? CZY KRWAWIĄ?! Zamarłam wpół kroku z zawieszoną nad poręczą ręką. Stare drewno wieńczące... Wchodź! Nie patrz, nie zatrzymuj się... Biegnij. Wszystko stało się oślizgłe ociekać zaczęło mazistą, lekką substancją, mimo półmroku wiedziałam, że przezroczystą. Ohyda, potworność, koszmar! Nie myśl o tym! Ani się waż!
Zacisnęłam powieki wiedząc, że nic się nie zmieni.
Wtedy dotarło do mnie...
- ...świiiń... – Też to dostrzegasz, choć trudniej przyjąć, prawda? Mimo, że tak wiele złego...
Nie rozglądaj się...Skup na jakimś szczególe... Kiedy wszystko...Wiem... Muszę. Nie da się inaczej. Odwróciłam się na schodach, spojrzałam na towarzyszkę z nutką zaskoczenia i bardzo szeroko uśmiechnęłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 18:28, 16 Kwi 2008
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Grube, masywne schody pięły się w górę - wydawać by się mogło - kilometrami. Zawinięte niczym stopnie w latarni morskiej, śliskie od wszechobecnej wilgoci i ginące gdzieś w mroku wyższych poziomów kościoła. Wędrówka mogła zająć dłuższą chwilę.
Od strony wejścia, którym Viv i An weszły do katedry, dał się słyszeć zgrzyt, a zaraz po nim tępy odgłos mozolnego przesuwania czegoś niebywale ciężkiego. I znów musiała minąć chwila, zanim Kainitki wypatrzyły, co się dzieje. Z najniższych schodów, na których się obecnie znajdowały nie było wiele widać. Przy ścianie, tuż za jednym z konfesjonałów, naprzeciwko sporej dziury w ścianie, z której zionął chłód podziemi, stała postać w habicie. Kiedy poczuła na sobie wzrok wampirzyc, wycharczała:
- Szybciej, schowajcie się! Idzie tu tłum śmiertelnych! - nieznajomy zaczął machać na nie ręką.
Po chwili, gdy ktoś zaczął się dobijać do zewnętrznych drzwi, krzyknął:
- Zaraz znajdą klucz, szybciej! Jeśli mi nie ufacie, to schowajcie się gdzie indziej, ale na Kaina, ukryjcie się.
Postać odczekała jeszcze chwilę, dając czas do namysłu, po czym zagłębiła się w ciemne przejście.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 22:33, 16 Kwi 2008
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Śluz, gęsta substancja ściekała ze wszystkich stron. Strumienie spływały po schodach, po poręczy, zdobiąc metalowe pręty balustrady lepkimi zaciekami. Rzeźbione drewno, na którym An nieświadomie opierała rękę... Jej rękawiczka stanowiła zbyt słabą zaporę dla nieogarnionego potoku ohydy, który w niewielkim stopniu tylko powstrzymany przykrywał ją niemal centymetrową warstwą. Jak Anais mogła tego nie widzieć?! Nie poczuć? Krople zaczęły spadać z sufitu... jak deszcz. Skuliłam się w sobie, najpewniej pisnęłam bezgłośnie cofając się o krok, lecz na szczęście pamiętałam o szczególnej ostrożności i nie straciłam równowagi na obślizgłej powierzchni. W tej chwili szczerze pożałowałam, że muszę zajmować ten skrawek przestrzeni, dotykać stopami kamieni, mieć ciało.
- Przestań... Popatrz! Nie dotykaj tego – wyszeptałam ledwo dosłyszalnie, lecz widząc brak reakcji, zrezygnowałam z nalegania.
Mimo deszczu odór władający powietrzem nie zelżał. Nasilił się nawet dochodząc niemal do granicy wytrzymałości. Ból, zawroty i... Z trudem powstrzymałam się, by nie szukać oparcia w murze czy poręczy. Nasze buty tworzyły niewielkie fale w spływającej z góry cieczy.
Hałas z dołu. Ten, który wyszedł, przybył znów. Koło jeziorka. Widzę dobrze. Mimo półmroku...mimo deszczu...refleksów świateł na skalanych wodach. Inną drogą. Z otchłani. Z głębokości... "De profundis...clamavi..." Ten sam? Czemu nie miałby... Widziałabym. Kap...kap... Szum deszczu w zamkniętej przestrzeni. Pułapka. Zwab zwierzynę... Bliżej niebios. Czy niebiosa płaczą? Ofiaruj... Czy płaczą kamienie? ...pomoc... Poczułabyś. By wciągnąć głębiej... Wiele ścieżek...myśli wiele. Zmąci...zachwieje..zamota... Może ma rację. Najlepsza droga do wielu...- Powinnyśmy...
Powinnyśmy? Lepsze to niż... A może okno... Niedługo już blisko. Krew na szkle... Tak blisko.
Pojawił się i zniknął... Czy był? Spojrzałam na An. Jeśli...Może. Jeśli wyszedł z katakumb...wyszedł...szedł, znaczy jedno... Dwa...trzy...cztery... Przeciąg... Poczułam dreszcz... Strumień płynął nieprzerwanie sącząc się z kamieni... Wiem ostrzegałyście. Przepraszam. Wybaczcie. Przestańcie... PRZESTAŃCIE! Ścieżka wytopiona z pyłu... Powietrze umarłe, zatęchłe...
Płynie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Śro 22:35, 16 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|