Plugawy
|
|
Dołączył: 01 Gru 2007
Posty: 1385
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
|
Przyznam się, iż miałem nie zamieszczać tu fragmentów mojego opowiadania lecz zmieniłem zdanie
Prolog.
Przebudzenie...
Szara aktówka leżąca w obecnej chwili na kamieniach brukowanej uliczki, gwałtownie przerwała wyścig z czasem.
- Niech to diabli !
Mężczyzna z trudem schylił się po zbiór dokumentów do niedawna znajdujących się jeszcze w jego spoconych dłoniach .Kurczowo trzymając owa aktówkę pod lewą pachą, sięgnął prawą ręką do kieszeni po materiałową chusteczkę. Wytarł ociekające potem czoło, po czym popędził szybkim krokiem zostawiając za sobą Uniwersytet, kierując się wprost w Zaułek Bernardyński.
W półmroku światła jednej z nielicznych latarni na tej ulicy, starał się dostrzec godzinę na swym przedwojennym zegarku. Wskazówki odmierzały dwudziestą trzydzieści .Ponownie sięgnął tym razem już po zupełnie mokrą chustkę.
- Jaki dajesz przykład młodzieży ? Wstydź się ! – pomyślał – Co z ciebie za wykładowca, który nawet nie potrafi być punktualny ..
Zza chmur na tle nocnego nieba wyłonił się księżyc. Mężczyzna skręcił w ulicę św. Anny, gdzie widać już było fasadę gotyckiego kościoła.
- Prawie na miejscu.
Po chwili wszedł do środka. W surowym wnętrzu budowli, otoczona mrokiem po prawej ścianie przy świetle lampki, siedziała na posadzce kobieta. Powiew świeżego powietrza jakie mężczyzna wniósł z zewnątrz otwierając drzwi oraz jego kroki odbijające się echem od ścian kościoła oderwały ją od aktualnie wykonywanej czynności. Gwałtownie obejrzała się za siebie wstając.
- Profesorze Witalis - to pan ?
Mężczyzna przeszedł między kościelnymi ławami, kierując się w stronę kobiety. Spojrzał na dłuto, pędzelek oraz pokrytą pyłem, drobnej budowy blondynkę. Westchnął.
- Witaj Danuto. Pracujesz bez chwili wytchnienia, idź więc proszę już do domu. Pozwól mnie pełnić dziś nocna wartę – na twarzy sześćdziesięciolatka, spod grubych, siwych wąsów wyłonił się dobrotliwy uśmiech.
- Wie pan, panie profesorze jak bardzo te badania są dla mnie ważne – jak bardzo się w nie zaangażowałam. Ponadto moim marzeniem jest dostać to stypendium.
Profesor zdjął płaszcz, kładąc go na pokrytej pyłem kościelnej ławie a następnie przetarł okulary o koszulę. Stojąca na podłodze lampa, oświetlała ich osoby jakby byli scenicznymi bohaterami tragedii, w której dwie słabo migoczące jednostki są otoczone przez czarną, przynoszącą niewiadomą materię. Ich głosy dudniły złowieszczo w kościele odbijając się od ścian i wysokiego stropu po czym były pochłaniane przez mrok otaczający wszystko dookoła .
- Zdaję sobie sprawę jak bardzo ci zależy ale jesteś tu od rana – starał się dostrzec w słabym świetle tarczę swego zegarka – Jest ...po dziewiątej, wiedz że nawet ambicja ma swoje granice drogie dziecko.
Starcza dłoń z ojcowską czułością dotknęła jej głowy w delikatny sposób gładząc miękkie włosy. Zaś jej niebieskie oczy wpatrywały się przez chwilę z dziecięcym zaufaniem w swego mentora.
- Dobrze już, dobrze...przekonał mnie pan. Pozwolę sobie tylko złożyć raport z dzisiejszego dnia.
- Oby nie był za długi – za kwadrans nie chcę cię tu już widzieć.
- Bez obaw – uśmiechnęła się – Wstępne wyniki z dzisiejszego dnia potwierdzają nasze przypuszczenia o małej, prawdopodobnie dwuosobowej krypcie grobowej pod posadzką w tej części kościoła .Wiemy już, że jest ona pusta – spojrzała za siebie na wykuty otwór w podłodze- Odkryliśmy też druga warstwę tej komory znajdującą się tuż pod nią, która jest przełożona najprawdopodobniej kilkoma rzędami desek. Niestety, będziemy musieli dostać się w pełni do pierwszej komory, by móc cokolwiek powiedzieć o tej drugiej
Profesor kucnął nad otworem. Zobaczył fragmenty dwóch kamiennych półek grobowych oraz zbutwiałe drewno na samym dole. Danuta wyszła poza obręb padania światła , by przebrać się w czyste ubranie.
- A przedmioty ? Czy znaleźliście coś ?
- Zupełnie zapomniałam...nie uwierzy pan. Niech profesor spojrzy na monetę. Leży gdzieś tam...
Odpowiedziała zdejmując brudną, flanelową koszulę.
Mężczyzna sięgnął po monetę i po chwili otworzył skórzaną torbę leżącą na kościelnej ławie, wyciągając z niej lupę. Przypatrywał się złotemu krążkowi, co trwało dość długo – zupełnie jakby nie widział co trzyma w lewej dłoni. Zapadła cisza. Przerwał ją brzęk klamry od paska – kobieta wyszła z półmroku.
- Znaleźliście ją w tym miejscu ? – zapytał z głębokim niedowierzaniem.
- Dokładnie.
- Ale co moneta z epoki napoleońskiej robi w krypcie z początku szesnastego wieku ? - nadal jego wzrok wtopiony był w awers monety z twarzą Bonaparte – Przecież to niemożliwe...
- A czy przypadkiem w tamtym okresie nie były prowadzone tu jakieś prace renowacyjne bądź w celach badawczych – Danuta kucnęła tuż obok mężczyzny.
- Nie...podłoga zachowała swój oryginalny wygląd na całej powierzchni kościoła – spojrzał jej głęboko w oczy odpowiadając tak śmiertelnie poważnie jakby jego słowa były esencją całego mroku, który ich otacza – Gdyby było inaczej zauważylibyśmy to, nieprawdaż ?
- Ależ, profesorze. Dobrze pan wie, iż zawsze istnieje jakieś wytłumaczenie. Tak z pewnością jest w przypadku monety, którą pan trzyma – wstała - Kwadrans minął profesorze, w takim razie pan wybaczy ale z godnie z poleceniem opuszczę na dziś stanowisko pracy – zaśmiała się.
- ....A tak. Idź już drogie dziecko, pora późna – rzucił te słowa jakby wyjęty nagle ze świata dookoła niego.
- Życie nocne Wilna czeka ! – widząc brak reakcji ze strony mężczyzny udała się w stronę wyjścia.
Gdy znalazła się na już na zewnątrz, sięgnęła do kieszeni spodni. Otworzyła dłoń, w której spoczywał złoty medalion nie wiele większy od owej napoleońskiej monety .Opuszkiem wskazującego palca
delikatnie poprowadziła linię wzdłuż wzoru na monecie – głowy kozła z malutkim zagłębieniem między rogami. Była niezmiernie szczęśliwa – w najbliższych dniach postara udać się do jubilera, aby fachowo połączył medalion ze złotym łańcuszkiem.
- Warto jest zostać samemu przy stanowisku – zaśmiała się w duchu – Nikt nigdy nie domyśli się, że mogłam znaleźć takie cudo.
Zaciśnięta dłoń spoczęła w ciasnej kieszeni jeansów. Dziewczyna szybkim krokiem odeszła w kierunku ulicy Literatów.
Patackas Witalis starał się odegnać zmęczenie, które solidnie dawało mu się już we znaki. Chciał tej nocy odkryć jak najwięcej z szesnastowiecznej krypty, lecz sen kładł mu się na oczy. Powietrze wokół niego zagęszczało się. Mężczyzna czuł, iż zaczyna chwiać się pomimo tego, że cały czas siedzi na podłodze.
Podpierając się ławki, wstał sięgając po dwu litrową butelkę Pepsi, którą Danuta zapomniała ( na jego szczęście ) zabrać ze sobą. Oblizał językiem spierzchnięte usta wychodząc bocznym wyjściem na mały, brukowany skwer między kościołem św. Anny, starą wieżą a kościołem Bernardynów.
Tam, opierając się o fragment średniowiecznego murku zaczął użalać się w duchu na ból w plecach
W uśpione ego wstąpiła dawno tłumiona moc. Figura Marii trzymającej na swych kolanach Jezusa zapłakała krwawymi łzami a wraz z nią figury apostołów. Mroczne wnętrze wypełnił mdły zapach krwi lejący się potokiem z rany na boku Chrystusa – krew płynęła wprost do wykutego otworu w podłodze kipiąc jakby była podgrzana do niewyobrażalnie wysokiej temperatury.
Potężna wola przywołała swego sługę. Ze wzburzonego, karmazynowego źródła wystrzeliły ku górze chude i pokryte czarną szczeciną łapy z hakowatymi pazurami. Opierając je na podłodze, istota próbowała dźwignąć się z otchłani krwawego zamętu. Ukazał się plugawy łeb – niczym jak u małpy, lecz zamiast oczu migotały dwa pulsujące, czerwone ogniki. Stworzenie, używając resztek swej siły, wyczołgało się na powierzchnię.Za łbem, wyłoniło się owalne ( pokryte takim samym włosiem co łapy ) cielsko oraz pokraczne nogi.
Bestia oblepiona osoczem wydała niemy ryk czołgając się bezradnie po posadzce – próbowała stawiać kroki upadając w poślizgu na rozmazaną krew.
Trzewia piekła wydały swe dziecię. Po chwili zgarbiony stwór stał na swych ugiętych kończynach. Szukał...węszył w mroku. Głuchą ciszę przerwał wilczy skowyt .
W tym czasie – piekielne bramy pochłonęły wszelką krew, która niczym jak wody płodowe, towarzyszyła demonicznym narodzinom.
Profesor, otwierając boczne drzwi, wszedł do kościoła.
W świetle lampki coś przemknęło w mrok. Grobowa nicość – irytująca cisza i mrok .
Słyszał tylko dudniące bicie serca oraz ciężki oddech.
Światło lampki zgasło....Miał poczucie, że nie jest sam....Serce dudniło coraz mocniej i mocniej.
- Czy jest tu ktoś....?
Nagle...coś ciężkiego wylądowało na jego plecach. Pazury wbiły się w czaszkę otwierając ja niemal na pół, rozbryzgując wokoło kawałki mózgu. Przy dźwięku tłuczonego szkła okularów, ciało zwaliło się z hukiem na ziemie. Ponownie zapadła cisza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|