Autor |
Wiadomość |
<
Twórczy chaos
~
[Proza] Pierwszy rozdział
|
|
Wysłany:
Pon 20:11, 02 Lip 2007
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Skoro wszyscy coś publikują tu to i ja zamieszczę fragment mojej przesadziłabym mówiąc powieści (tylko ok.165 stron w dość chaotycznym układzie). Zarwałam z nią z braku czasu, no i w paroksyzmie poczucia bezsensu (większego niż zwykle ).
Oto pierwszy rozdział. Przyznaję miejscami może być nieco melodramatyczny i przesadzony, ale pisałam go dośc dawno i traktowałam jako ćwicznie literackie. Oceńcie surowo:)
I.
Oto moja wersja…moje życie, albo raczej to co nastąpiło po moim życiu… Wszystko, co tu napisałam jest prawdą, chociaż nie zawsze kompletną. Pominęłam rzeczy, o których żaden śmiertelny nie powinien wiedzieć, sprawy, od których wam, ciepłym, jeżą się włosy na głowie, pewne…tajemnice. Część pominęłam jednak z prywatnych powodów. Myślę jednak, że w trakcie czytania się ich domyślisz.
Tak, jestem wampirem. I jestem z tego dumna. Ukrywam się wśród swych ofiar, niedostrzegalna jak wilk w owczej skórze. Wątpię czy kiedykolwiek dowiesz się, jak to jest. Nikt nie usłyszy odgłosu moich kroków w ciemnej uliczce. Jestem nocnym łowcą, każdej niemal nocy wychodzę na „polowanie”. Przez wieki przemierzam świat bez celu, w parze ze śmiercią. Nie patrząc wstecz palę wszystkie mosty, nic mnie już nie łączy z przeszłością. Jedynie nieliczne nic nie znaczące urywki wspomnień z poprzedniego życia. Wiesz, jak to jest nie mieć duszy? Nie mieć sumienia? Nasza moralność nie uznaje litości. Możesz mnie nazwać okrutną, lecz po prostu nie potrafię darować win, wybaczać. Wroga potrafię ścigać tygodniami, miesiącami, latami… Nie ma dla mnie ratunku ani odkupienia. Osoba, którą byłam, dawno już odeszła i nigdy nie powróci. W chwili jej śmierci narodził się demon, istota bez serca, bez duszy, bez litości. To JA. Niech wszyscy, których zabiłam, cieszą się, że nie uczyniłam ich sobie podobnymi.
Możesz uważać nas za psychopatów, morderców. I będziesz mieć rację. Możesz uważać nas za wyzutych z ludzkich uczuć i będziesz mieć po części rację. Jeśli nazwiesz nas niegodziwymi, złymi do szpiku kości, nieludzkimi, nie będziesz się mylić. Czasami jesteśmy zbyt ludzcy niż byśmy tego chcieli i wtedy pozwalamy sobie na odrobinę człowieczeństwa. Kiedyś, bardzo dawno temu, byliśmy ludźmi i do tej pory nie potrafimy pozbyć się tej kropli światła w mrocznym pucharze bezdennego mroku. Otchłani naszego istnienia.
Z czasem całkowicie znikają wspomnienia z poprzedniego życia. Już po pięciu latach niektóre rzeczy umykają pamięci, aż pewnego wieczora budzisz się i ze zdumieniem odkrywasz, iż nic nie pamiętasz, nawet swego dawnego imienia… Tak było i ze mną, a cała historia mego śmiertelnego życia, którą tu opiszę, jest w pewnej mierze wytworem mojej wyobraźni. W mej pamięci utrwaliły się jedynie nieliczne urywki ostatnich chwil z mego śmiertelnego życia, a także moje najgorsze wspomnienia, koszmary, które najmocniej wbiły mi się w pamięć i, których najbardziej chciałabym się pozbyć. Na nich głównie się opieram. Ale zacznijmy od początku.
Urodziłam się około roku 1790 w naszej rodzinnej posiadłości. Nie pamiętam jej nazwy, ale już od dawna nie istnieje. Należała ona do naszej rodziny od pokoleń. Miałam piątkę rodzeństwa: najstarszy był Stanisław, po nim Agnieszka, Marianna i Magdalena - bliźniaczki, ja i najmłodszy Fryderyk. Fryderyk był chorowity, a Marianna zmarła na zapalenie płuc, gdy miałam około pięciu lat. Gdy zmarł starszy brat miałam jakieś 10 lat – jego koń przewrócił się na polowaniu i go przygniótł. Umierał dwa tygodnie. Jako czwarta córka nie miałam praktycznie żadnych szans na odziedziczenie czegokolwiek. W normalnych warunkach wyszłabym młodo za mąż, urodziłabym kilkoro dzieci i zmarła w którymś tam z kolei połogu lub poszłabym do zakonu. Nie wiem, co gorsze. Na szczęście wszystko sprzysięgło się przeciwko takiej przyszłości. Byłam wybrykiem natury i nie czekała mnie inna przyszłość niż staropanieństwo, życie do śmierci odciętej od świata. Moje przeznaczenie było zupełnie inne. Nie jestem pewna do tej pory, czy na szczęście.
Matka była delikatną, niską, rudowłosą kobietą o koszmarnym wręcz temperamencie: prawdziwy wulkan energii. Była despotką i tyranem, każdemu chciała narzucić swe zdanie. Ojciec ulegał jej we wszystkich dziedzinach życia, dla świętego spokoju. Gdy była w złym humorze wszyscy umykali z jej pola widzenia, wtedy obrywało się służbie. Była także przesadnie świątobliwa. Minęła się z powołaniem: powinna była zostać inkwizytorem albo przynajmniej zakonnicą. We wszystkim dostrzegała zakusy szatana.
Ojca natomiast pamiętam jak przez mgłę. Był wysokim, słusznej postury, opalonym mężczyzną z bujnym wąsem. Zginął w potyczce parę miesięcy po śmierci swego pierworodnego, z czym do końca nie chciał się pogodzić.
Nie lubię mówić o mojej rodzinie, gdyż traktowali mnie jak jakieś dziwadło. Byłam inna… Byłam obca… Byłam potworem. Miałam wrażenie, że cała rodzina mnie szczerze nienawidzi i chętnie zabiliby mnie przy lada okazji, oczywiście, gdyby byli mniej religijni. Przez całe moje życie nikt nie okazał mi choćby odrobiny życzliwości, nie mówiąc już o miłości. Ich uczucia bez wyjątku balansowały w najlepszym przypadku pomiędzy obojętnością i dystansem. Ale częsta była odraza i nienawiść, z przewagą tej ostatniej.
Powodem tego był mój nietypowy wygląd: jestem albinoską. Nigdy nie jadałam z nimi wspólnych posiłków, nie schodziłam na dół, gdy gościli kogoś. Mówiąc szczerze, niezwykle rzadko za dnia opuszczałam swój pokój. Matka nie mogła na mnie patrzeć. Wciąż nakazywała, bym ubierała kapelusze z woalką i zabraniała komukolwiek pokazywać się na oczy. Oczywiście obchodziłam jej zakazy ale tylko wtedy gdy byłam pewna że nie dojdzie prawdy. Za wszelką cenę chciała ukryć moje białe włosy i czerwone oczy. Cały czas jednak prześladowała mnie, obwiniała o wszystko i niejednokrotnie biła. Matka nigdy mnie nie kochała. Gorliwie okazywałam ze swojej strony współpracę i starałam się jej unikać. Wstawałam, gdy wszyscy kładli się spać i zasypiałam tuż o świcie. Matka uważała, że jest to niechrześcijańskie, więc musiałam żyć normalnym trybem siedząc przez cały dzień w swym więzieniu. Wszelako z czasem przestała mnie kontrolować, świadoma, że nie złamię zakazów i zaczęłam pędzić nocny tryb życia.
Na zewnątrz mogłam wychodzić jedynie po zachodzie słońca, by nikt mnie nie zobaczył. Był także inny powód, miałam uczulenie na słońce i kilka minut w jego promieniach pewnie zabiłoby mnie. Matka sprawiła, że często myślałam o śmierci. Nie miałam jednak odwagi na samobójstwo. Gdy raz miałam zamiar to podciąć sobie żyły, siostra mnie przyłapała i zawołała matkę… Reszty łatwo się domyślić. Nie martwiłam się tym, że grozi mi staropanieństwo. Nie dane mi było jego doczekać.
W dzieciństwie zawsze bawiłam się sama. Na mój widok siostry chichotały, bracia dokuczali, służba chowała się po kątach, a dzieci z naszej wsi uciekały z krzykiem, widząc mnie przez dziurę w murze. Rodzice już na początku spisali mnie na straty. Matka uczyła moje siostry kobiecych zajęć i obowiązków, ojciec zabierał moich braci na polowania, a ja siedziałam u siebie zaś wieczorami snułam się samotnie po ugorach i pobliskich lasach. Nie miałam przyjaciół. Na początku chciałam nawiązać bliższy kontakt z rodzeństwem, lecz szybko zrezygnowałam, widząc, że moje wysiłki i tak spełzną na niczym. Czułam się inna. Już we wczesnym dzieciństwie spostrzegłam, że wszyscy czują się nieswojo w moim towarzystwie. Zatem nie kłopotałam ich swą obecnością. Nie miałam kontaktu z nikim obcym. Poza najbliższą rodziną i wieśniakami nikt nawet nie wiedział o moim istnieniu.
Gdy miałam jedenaście lat, zostałam przyłapana, gdy wracałam z nocnej konnej przejażdżki. Matka najpierw nakazała stajennemu na moich oczach zabić moją klacz Wronę. I zmusiła mnie, bym patrzyła, jak ten człowiek podcina gardło mojemu konikowi, wychowanemu przeze mnie od źrebaka. Była śliczna, czarna z szarą grzywą i ogonem i białymi skarpetami. Dostałam ją od ojca na odczepnego. Ale wracając do tematu, matka wzięła potem bat za stajni i zaciągnęła mnie do mojego pokoju…
Czasem w dzieciństwie chodziłam do pobliskiej wioski, oczywiście wieczorami, gdy wszyscy już spali lub byli czymś zajęci. Okoliczni mieszkańcy na mój widok, żegnali się, zamykali drzwi i zatrzaskiwali szybko okiennice. Może uważali mnie za jakiegoś upiora... Na początku smuciła mnie to, ale z czasem zaczęło mi to sprawiać przyjemność.
Pewnego wieczora postanowiłam pójść do lokalnej wróżki, czarownicy, której wszyscy chłopi bez wyjątku panicznie się bali. Liczyłam, że może tutaj odnajdę bratnią duszę. Nie śmiali nawet wymienić jej imienia z lęku przed jej zemstą. Była cyganką, a nazywała się Ashka. Wyglądała jakby zawsze była stara, przez chwilę nawet myślałam, że już się taka urodziła. Poszłam do niej, bo coś ciągnęło mnie do niej, jednak usiłowałam sobie to wytłumaczyć własnymi pragnieniami.
Miała niewielką chatkę, a raczej ziemiankę, otoczoną tak starymi drzewami, że miało się wrażenie, iż nigdy pod nimi nie zagościło słońce. Wchodziło się tam przez niskie, drewniane drzwi. Od progu uderzał dziwny, niesamowity zapach ni to stęchlizny, ni to egzotycznych kadzideł, ni to rzadkich ziół. Czuć było tam też zapach czegoś zupełnie odmiennego a zarazem boleśnie kuszącego. U sufitu wisiały przeróżne kości, skóry, zioła… Na półkach stały rozmaite słoje, pudełeczka z nieznaną mi zawartością. W rogu izby było ogromne palenisko, nad którym wisiał na pełnym ogniu kocioł. Wolałam nie zaglądać, co tam się gotuje…
Był wieczór. Gdy weszłam kobieta zaprowadziła mnie do drewnianego, okrągłego stolika mrucząc coś pod nosem. Siadając rozejrzałam się po jej chacie, zaskoczyła mnie ilość i różnorodność ksiąg i rękopisów. Wzięła moją rękę, uniosła ku oczom i zapatrzyła się. Zauważyłam jak na jej twarz powoli jak wielki ślimak wpełza strach, który przez chwilę przerodził się w przerażenie. Twarz jej stała się jakby z kamienia, martwego kamienia.
- Odejdź stąd duchu nieczysty, pomiocie szatana…- Wykrzyknęła. Czułam promieniujący od niej strach. - Jeszcze nie nadszedł twój czas. Choć jesteś taka młoda czuję od ciebie odór śmierci, jeszcze ulotny, ale jednak…
Nawet nie poczułam jak znalazłam się na zewnątrz. Przez chwilę nie mogłam się otrząsnąć. Mimo, że długo się potem dobijałam drzwi pozostały nieporuszone. Kobieta schowała cię w chałupie i udawała, że jej nie ma. Po paru minutach ruszyłam w stronę domu. Zastanawiałam się, co miała na myśli, a przede wszystkim, co ujrzała w mojej dłoni.
I tak minęło parę lat. Uczyłam się czytać i pisać u naszej prywatnej nauczycielki, uczyła także muzyki, jednak nigdy nie czułam pociągu do tej dziedziny sztuki. Byłam świadoma swego braku zdolności. Wieczorami wyjeżdżałam na przejażdżki na mojej klaczy, Wronie, lub wędrowałam pieszo po lesie. Najczęściej omijałam wieś szerokim łukiem, bo w dzieciństwie wiejskie dzieciaki kilkakrotnie obrzuciły mnie, śmiejąc się, kamieniami. Nikomu jednak o tym za życia nie powiedziałam, miałam wtedy jeszcze serce… Lecz te czasy odeszły nieodwracalnie. Nim jednak opowiem, jak zostałam jednym z Władców pod opieką Nathaniela, opiszę ostatnie chwile z mego śmiertelnego życia. Jak już wspomniałam będą to głównie moje fantazje. Ale zacznijmy od początku.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Pon 22:11, 02 Lip 2007, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 20:32, 02 Lip 2007
|
|
|
Szmaragdowa Wiedźma
|
|
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 9477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: rybnik/katowice
|
|
styl przywodzi mi na myśl sprawozdanie. momentami jest zbyt 'sucho', brakuje ekspresji. z kolei w innych fragmentach przedawkowałaś patos. z chronologią jest coś nie tak [patrz: historia konia], a i fabuła jak na razie oryginalnością nie grzeszy. wyłapałam kilka kosmetycznych błędów, parę powtórzeń... skoryguj koniecznie ;o)
mimo to czekam na ciąg dalszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 20:55, 02 Lip 2007
|
|
|
Malk Content
|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Powodem powtórzeń i nierówności stylu jest to, że ta część jest przepisana z moich notatek, a ostateczną poprawioną wersję utraciłam, gdy spalił się stary komputer i zginęły wszystkie poprawki.
Czasami popadam w zwyczaj uściślania, z którym usiłuję walczyć.
A temat, cóż, ćwiczenie literackie moim zamiarem były także wariacje na temat motywu wampira.
Poprawiłam(na ile możliwości pozwoliły) .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Pon 22:02, 02 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 21:42, 02 Lip 2007
|
|
|
Aksamitna Mgiełka
|
|
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 3194
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
|
Nie nasuwają mi się inne uwagi poza tymi, które już wymieniła Lady Witch, ale napiszę komentarz, żebyś wiedziała, że czytałam .
Pisanie o wampirach jest bardzo popularne w ramach takich "ćwiczeń literackich", zwłaszcza wśród osób powiązanych z klimatem, ale tak naprawdę to jest trudny temat, bo trzeba mieć sporą wiedzę o warunkach życia sprzed kilkuset lat (czego się nie da uniknąć przy opisywaniu przeszłości wampira, zwłaszcza jeśli się chce, żeby był "starszy"), a mało osób może się takową poszczycić. Lepiej więc się specjalnie podszkolić na potrzeby opowiadania .
Podobało mi się nawet. Jak na wprawkę całkiem ok. Nie pisane "na odwal się" (według mnie im więcej szczegółów, tym lepiej, chociaż trzeba je oczywiście umiejętnie wplatać w opowiadanie, żeby nie stały się suchą wyliczanką) i bez zmanierowanego przeintelektualizowania (słabość do skomplikowanego słownictwa), które się wielu początkującym zdarza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 15:11, 03 Lip 2007
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Grunt to "oko zawiesić"; najważniejsze, jeśli wyobraźnia czytelnika domaga się dalszego ciągu. Nawet pisarze zaliczani do klasyków literatury mają tak nudne pierwsze rozdziały swoich książek, że, by te docenić, trzeba się nie raz porządnie przemóc. A Twoje opowiadanie przykuwa uwagę.
Jak na ćwiczenie literackie naprawdę niezłe, prostota języka jest tu tylko zaletą, chociaż faktycznie, "dziennikarska sprawozdawczość" nie pomaga; wspomnienia wyglądają trochę jak życiorys wysyłany pracodawcy, a emocje, które miały wątek ubarwić, są trochę, hm... zbyt oczywiste? Od razu wlewasz kawę na ławę, odmalowujesz postać bez żadnych niuansów, a stąd już łatwo otrzeć się o banał: skrzywdzone, niechciane dziecko wkracza na ciemną drogę wampira i wszem i wobec głosi, jakież to ono złe.
Historii z Wroną się nie czepiam, gdyż widzę w tym małą retrospekcję, a surowy, realistyczny opis chaty bardzo mi się podoba; tworzenie rzeczywistego tła (nawet w historii z watkami fantastycznymi) wcale nie jest proste, łatwo gdzieś zgubić logikę i tu zgodzę się z Bellą, że jeśli opisujesz czasy odległe, musisz dokładnie znać realia.
No i wreszcie pochwała za pomysł - fajnie, że ta wampirzyca jest albinoską. Nareszcie coś innego niż kruczoczarna piękność z malinowymi usty:-).
PS. Krytyk traci rezon, jak sam jest oceniany:-). Czekam na dalszy ciąg.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|