Autor |
Wiadomość |
<
Psychologia i socjologia
~
Zacisze historyi czyli Powstanie Warszawskie za czy przeciw?
|
|
Wysłany:
Śro 18:22, 22 Sie 2007
|
|
|
Łowca czarownic
|
|
Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sfera Materii Negatywnej
|
|
Hm zainspirowany sygnaturką Goomisha postanowiłem założyć taki topic.
No więc co forumowicze myślą o tym naszym najsłynniejszym zrywie narodowym ?
Był potrzebny czy może była to głupota ?
Rosjanie zdradzili powstańców zatrzymując swoje wojska czy może dobrze się stało ?
Anglia i państwa zachodnie czy ich pomoc była wystarczająca ?
W reszcie postawa polskich dowódców powstańczych co o nich sądzicie ?
Czy posyłanie kilkunastoletnich dzieci do walki było dobre czy może jednak złe ?
I na koniec : Co nam dało powstanie ? Waszym zdaniem.
Jako że założyłem temat pozwolę sobie odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytania.
To moje prywatne zdanie oparte na przeczytanych publikacjach i własnych przemyśleniach.
Jeśli kogoś urażę przepraszam.
No więc zacznijmy od słuszności czy może potrzeby powstania.
Moim zdaniem ze strony militarnej powstanie było jedną wielką masakra, źle przygotowaną i jak na polaków przystało robioną pod wpływem chwili.
Powstańcy walczyli przeciwko lepiej uzbrojonym, o niebo lepiej wyposażonym , wyszkolonym i dowodzonym żołnierzom elitarnych niemieckich formacji.
Dla mnie głupota i nie potrzebne poświęcenie nawet jak na walkę o stolice państwa.
Teraz aspekt polityczny. Wiadomo że o niebo lepiej wyglądało by gdyby polski rząd witał Armię Czerwoną w samodzielnie wyzwolonej stolicy ale moim zdaniem taki zryw był wyrazem krótkowzroczności naszych rządzących no i za dużej ufności w szczere intencje sojuszników o ile można ich tak nazwać.
Teraz wiadomo że w roku 1944 świat już dawno był podzielony.
Anglia, Stany i ZSRR podzieliły już świat najpierw w Techernie a potem podział ten przypieczętowały w Jałcie.
Na obie konferencje Polska nie została zaproszona.
Więc tutaj też pozwolę sobie na negowanie argumentu że dzięki opanowaniu stolicy przez wojska powstańcze polscy dyplomaci mieliby lepsza kartę przetargową.
Ja sądze że nie że, sprawa już dawno została rozstrzygnięta.
Moje drugie pytanie.
Moja odpowiedz będzie połowiczna.
Ze względu politycznego ZSRR postąpiło zdradziecko i bardzo nie honorowo.
Stalin upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
Z jednej strony nie musiał się borykac z opozycja przyszłą polską opozycją a z drugiej wykrwawił niemieckie dywizje Waffen SS walczace z powstańcami w stolicy.
Moim zdaniem to świństwo.
Teraz mamy drugi aspekt militarny.
Polacy wybrali sobie najgorszy moment do rozpoczecia powstania.
Na zachodzie trwały walki o Francję, w prawdzie bitwa normandzka i kocioł pod Falaise już dawno był zamknięty ale nadal Niemcy stawiali bardzo zacięty opór co wykluczało prawie całkowicie pomoc dla powstania ze strony Anglielskiej czy Amerykańskiej.
Druga sprawa lotów wahadłowych dzięki którym pewno wali o stolice trawały by o wiele dłużej no ale Stalin nie zezwolił na udostępnienie lotnisk.
Teraz aspekt rosyjski.
no więc w dniu 1 sierpnia front wschodni był wygięty w swego rodzaju łuk którego najdalej wysuniety koniec leżał po prawobrzeżnej stronie Warszawy.
Dowódcy (o ile można ich tak nazwać) rosyjscy obawiali się że gdy udzielą pomocy powstańcom na lewym brzegu zostaną szybko okrązeni i zniszczeni co zapewne by się stało.
Anglia Stany, no cóż wiele zrobić nie mogli moim zadaniem.
Jedyne co można było zrobić to te nieszczęsne loty wahadłowe z zaopatrzeniem dla stolicy.
No ale niestety nie było lotnisk.
Polscy dowódcy.
Na pewno chcieli dobrze, ale no cóz z takim sprzętem i z tak wyszkolonymi oddziałami nie wiem na co liczyli może na Cud nad Wisłą mark 2 ?
A teraz najbardziej chyba kontrowersyjne zdanie :
W moim przekonaniu patrząc ze strony militarnej jak i politycznej było czystą głupota.
Nie potrzebne było zniszczenie prawie całej stolicy.
Nie potrzebne było poświęcenie kwiatu warszawskiej młodzieży tamtego okresu.
Jedna wielka rzeź a w sumie nic to nie dało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 19:23, 22 Sie 2007
|
|
|
Anhedoniac
|
|
Dołączył: 12 Cze 2007
Posty: 966
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Zbytnia ufność jest zawsze najkrótszą drogą do klęski. Tym większy błąd powstańców, że zapomnieli o najeździe Rosji, która jako kluczowy argument uznała fakt, że Polska nie miała stałego rządu, więc nie figurowała już jako państwo, no i o całkowitej bierności i zdradzie aliantów, którzy, pomimo zadeklarowanego sojuszu militarnego, nie raczyli ani trochę pomóc Polsce, która między innymi przez to upadła po zaledwie kilku tygodniach. Marzenia o poczuciu winy innego narodu i szybkiej reakcji? Albo marzenie o tym, że Stalin był honorowym człowiekiem, który przekonał się, że to Niemcy są "tymi złymi"... marzenia... marzenia... marzenia... Po czasie przekonali się, że nie chodziło o jakieś tam wygranie ze złymi, ale o podbicie jak największego terytorium. Z perspektywy czasu najlepszą opcją wydaje się teraz przeczekanie najazdu Rosjan i później wykurzenie ich, może wreszcie przy pomocy aliantów, którzy w tamtym okresie nie mieli najmniejszych szans, ani też zamiarów na zainteresowanie się 'jakąś tam środkowo-wschodnią Europą'.
Finlandia dzięki niesamowicie dobrze zorganizowanej obronie i taktyce opierała się Rosjanom wiele długich miesięcy, zadając przy tym ogromne straty w porównaniu do własnych, więc pokonanie 'Matuszki' wcale nie było takie nieosiągalne. Co prawda to było w skrajnie innym terenie, ale sprawny dowódca zapewne potrafiłby znaleźć haka nawet na stutysięczny motłoch niewyszkolonej armii, jak to było we wspomnianej Finlandii.
Co dało powstanie? Na pewno powód do rozpamiętywania mężnych walczących, którym zdarzyło się umrzeć na froncie i tak im już zostało. Wybiło ono tych 'mężnych', a przy życiu pozostały niedobitki, których później dobijano i ci, którzy woleli siedzieć w piwnicach, wsłuchiwać się w odgłosy strzałów i zdobywać doświadczenia do wspominania tej rzezi po latach (oczywiście nie wspominając przy tym, że nie mieli najmniejszego zamiaru wziąć udział w powstaniu). Mężni to nie tylko wspomniana przez Ciebie 'młodzież w kwiecie wieku', ale wszelkie osobniki, które wolały wziąć broń w rękę, niż spokojnie sobie 'bumelować'. Poszli do piachu, a razem z nimi "mężny" materiał genetyczny. Niewątpliwie wpłynęło to później napędzająco na aparat inwigilacji MO, SB, czy co tam jeszcze powstało - po prostu pozostali w większości ludzie, którzy byli od urodzenia nastawieni na służalczość i uległość, a nie indywidualizm. Przekazywali dalej uległy materiał genetyczny i tak to się kręciło dalej...
Podsumowując - Tak, powstanie było głupotą... może i heroiczną, ale jednak głupotą. Głupota potrafi czasem przynieść pozytywne rezultaty, ale wg mnie celu nie osiągnięto, a nawet przeciwnie - Stalin się wycwanił i wykorzystał naiwność, która już nieraz gubiła Polaków. Niemniej wtedy ludzie nie mieli najmniejszych możliwości przewidzenia skutków tego, więc fakt zorganizowania i później przystąpienia do powstania przez poszczególne jednostki zapewne był raczej czymś oczywistym. Nie zdziwiłbym się, gdybym sam wziął w nim udział, gdybym był 19-latkiem 63 lata temu
(edit - literówki)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 20:08, 22 Sie 2007
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Jak widać, wcale nie taka kontrowersyjna ta Twoja opinia, Vere. Skoro już druga osoba się do niej przychyla.
Nie będę powtarzał Waszych argumentów, tylko w miarę możliwości dodam coś od siebie. Nie ma się co zagłębiać w przyczyny wybuchu wojny czy przebieg kampanii wrześniowej.
Powstanie samo w sobie nie byłą zbyt mądrą rzeczą, ale możliwe, że nasi dowódcy i jakieś osobistości, które miały wtedy coś do powiedzenia powzięły taką, a nie inną decyzję czując presję społeczeństwa. Warszawa - stolica Polski - była pod okupacją od października '39 i już od początku rozwinęła się tam partyzantka. Po tych czterech latach duszenia w sobie nienawiści do agresora może stwierdzono, że nadszedł czas żeby dać upust ludzkiej desperacji i tłumionym uczuciom. Okazja też się niby nadarzyła: oto Armia Czerwona wkroczyła już głęboko na terytorium dawnej II RP i lada dzień miała szturmować Warszawę.
Ponadto sytuacja na zachodzie: alianci nijak nie mogli nam pomóc. Raz to operacja Overload, która pomimo sukcesu kosztowała wiele strat i Zachód nie mógł ich tak szybko uzupełnić (przypominam, że od 6 czerwca do 1 sierpnia mamy niecałe dwa miesiące). Poza tym, w drugiej połowie sierpnia odbyła się Market - Garden, która też absorbowała masę sprzętu (ludzi może mniej, ale duzo samolotów, które mogły być przydatna dla nas).
Co się tyczy zaś zrzutów, to jakoś nigdy nie miałem o nich wysokiego mniemania. Jakoś nie pomogły Niemcom w Stalingradzie. Podczas walk we Włoszech (słynne Monte Cassino) Niemcy za to nie korzystali z nich, a jakoś dali radę się tyle utrzymać. Jedyna sytuacja, która mi przychodzi do głowy, kiedy to owe zrzuty spełniły swoje zadania, to obrona Bastonii podczas niemieckiej ofensywy w Ardenach. Szpica pancerna nie była gotowa na zajęcie miasta z marszu i je po prostu ominęła (to był akurat błąd, bo dzień - dwa zwłoki wyjaśniłyby sytuację na korzyść Dolka). Po przerzuceniu fragmentów 82. i 101. DPD i zorganizowaniu zrzutów okazało się, że jednak mozna się bronić. Ale to niemal wyjątek.
Dalej: polityka Stalina w tej sprawie akurat w pełni się zrealizowała. Faktycznie Niemcy stracili trochę wojska i sprzętu, a i dla nas była to jedna z najkrwawszych lekcji historii.
Moja opinia jest podobna: powstanie było niepotrzebne (najważniejsze decyzje zapadły w Teheranie i Jałcie, jak Vere pisał), Alianci niewiele by pomogli, wojna powoli się kończyła (w zasadzie, to koniec się zaczął po przyłączeniu USA) a ci, którzy polegli mogliby się przydać przy odbudowie kraju; tak to sami się dobiliśmy. Inna sprawa, że Warszawa została potem zniszczona w 80 % a samo miasto opuszczone przez wojska niemieckie i ruscy weszli bez walki.
Najbardziej w tym wszystkim irytuje to, jak wielkie święto się z tego robi. Skoro tak, to dlaczego nie uczcimy innych powstań (w końcu to nasza specjalność narodowa) i tych, którzy w nich zginęli. A tak to co roku stroi się wszystko na jakąś wielką manifestację patriotyczną. Owszem, pamiętać trzeba, ale przeginanie też nie jest dobre.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 21:25, 22 Sie 2007
|
|
|
Consigliori
|
|
Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 1790
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Krótko, bo nie mam chwilowo czasu na długie pisanie, więc sam pogląd ze szczątkową argumentacją. Ta pojawi się w czasie bliżej nieokreslonym.
Militarnie: Bez najmniejszych szans. Nie mówię tu tylko o liczbach czy wyposarzeniu. Organizacja była do dupy. Dwódstwo nie przewidywało wariantów walk dłuższych niż 4 dni!
Politycznie: Zbrodnia. Ludzie, którzy wydali rozkaz powstania powinni siedzieć w Norymbergii obok zbrodzniarzy nazistowskich. Różnili się od nich tylko skalą.
Rosjanie: Nie wiem skąd przekonanie, że Stalin powinien pomagać powstaniu, które było skierowane przeciw niemu. Nie powinien, nie chciał a poza tym nie mógł. Armia Czerwona nie była gotowa po operacji "Bagration" na przekroczenie Wisły.
Alianci Zachodni: Powstanie rozpoczeto bez konsultacji z nimi. Dlaczego więc mieliby nagle zmieniać plany, zuzywać srodki i ludzi na awanturniczą operację kiedy sami mieli sytuację wymającą olbrzymiego zaangażowania środków?
O naszych dowódcaqch powstańczych nie wiem co myśleć? Idioci czy zbrodniarze? Zero myślenia, zero rozeznania politycznego i zero przygotowania do walki. Konspirę przygotować umieli, to im należy przyznać, ale poprowadzić ludzi do boju, nakreślić plan działań, koordynować operacje oddziałów - to przekroczyło ich możliwości. Oczywiści moja opinia jest zupełnia inna o d-cach poszczególnych oddziałów. Choć z tym też bywało różnie.
Dzieci: Dobre czy złe... sami szli. Czuli że to ich obowiązek i iść trzebna. Nikt ich nie zmuszał.
Co dało: Zniszczoną stolicę, setki tysięcy zabitych. Materialnie: same straty. Ale wystarczyło się prześć po ulicach Warszawy 1 sierpnia, żeby zobaczyć co dało jego mieszkańcom.
@ Verve. Napisałeś "Dowódcy (o ile można ich tak nazwać) rosyjscy". Powiem tak: dybyśmy my mieli podczas wojny takich d-ców jak np: Rokosowski, Wasilerski, Konier, Rotmistrow, Czujkow, Malinowski itd., to by wojna zupełnie inaczej wygladała.
@ Exile: Przyjrzyj się jescze raz wojnie w Finlandii. Zobacz co prasa przedwojenna pisała o Linii Mannerheima, zobacz jak Armia Czerwona sobie w tych warunkach radziła i jakie zmiany w niej nastąpiły w czasie działań, po pierwszych klęskach. Może zweryfuikujesz wpajana nam (nie wiem czemu) opinię, że Finlandia była dla Stalina klęską.
A więc czemu moja sygnatura jest tak jaka jest (mimo bardzo krytycznej opinni)? Dlatego, że rozróżniam tych, którzy wydali rozkaz o rozpoczęciu powstania, od tych, którzy w tym postaniu walczyli. I dla nich mam pełen szacunek. I mój podpis jast wyrazem dumy z tego, że mieszkańcy mojego miasta spełnili swój obowiązek. Walki z wrogiem w kazdym miejscu i każdymi siłami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 21:50, 22 Sie 2007
|
|
|
Anhedoniac
|
|
Dołączył: 12 Cze 2007
Posty: 966
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Koval - zrzuty mają to do siebie, że nie mogą dostarczyć za dużych sił na teren wroga. Tym większe przeciwwsazania do ogromnych zrzutów na teren PL, że Luftwaffe stało w pogotowiu. Akcja na szeroką skalę byłaby zdecydowanie nieopłacalna. Może i dostarczyliby wystarczające środki do obrony Polski, ale straty przeważyłyby nad zyskami - utrata większości samolotów transportowych to niezbyt miła wizja, szczególnie jeszcze w trakcie wojny. Szczególnie, że dla Anglików Rosja była wtedy bardzo silnym sprzymierzeńcem na zasadzie 'wróg wroga'
Goomish - Faktycznie, muszę przyznać się do błędu - dosyć głupio przeoczyłem Linię Mannerheima. Jednak poglądu na najlepszy czas rozpoczęcia i możliwość powodzenia powstania nie zmienię - po jakimś czasie byłyby zdecydowanie lepsze perspektywy do prowadzenia działań wojennych przeciwko innemu wrogowi.
Finlandia była mnie klęską dla Stalina. Przewaga Rosjan nad Finami była ogromna, zarówno w liczebności, jak i w uzbrojeniu, a pomimo tego wojna z tym krajem trwała wiele długich miesięci, a najeźdźcy doznali ogromnych strat, nieporównywalnych do strat swoich ofiar. Dodatkowo śmiem twierdzić, że to właśnie za sprawą Finów wojna przybrała później taki obrót. Naziści najpewniej dostrzegli słabość uzbrojenia i wyszkolenia wojsk ze wschodu i to najpewniej wpłynęło na ich decyzję o najeździe na Rosję jeszcze w trakcie działań wojennych na innych frontach i, co najważniejsze, jeszcze przed podbiciem Anglii.
Końcem końców Finlandia została podbita, ale koszt tej kampanii nie może ujść uwadze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 22:20, 22 Sie 2007
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Argumenty Goomisha, jakkolwiek zwięzłe, wydają mi się całkowicie słuszne i - co ważniejsze - zgodne z moimi. Co do dowódców, to bywało różnie. My we wrześniu też mieliśmy całkiem niezłych (Kutrzeba, Sikorski, Maczek, Szyling i paru innych), a im niżej w hierarchii, tym lepiej (ale to żadna reguła). Z ruskimi to trochę inaczej: o ile po czystkach Józefa kadra długo nie mogła dorównać niemieckiej, o tyle później - okolice '43 - pojawili się naprawdę dobrzy dowódcy. Największą bolączką wojsk radzieckich podczas pierwszych miesięcy Barbarossy była właśnie...organizacja i dowodzenie.
Exile: Luftwaffe w drugiej połowie '44 była wspomnieniem. Cieniem dawnej potęgi, której po bitwie o Anglię nie udało się odbudować. To widać chociażby po walkach we Francji, gdzie samolotów ze swastyką było jak na lekarstwo, a wtedy przecież Alianci nie zdążyli się jeszcze "zasiedzieć" na kontynencie. Na Wschodzie było jeszcze gorzej, bo w tym czasie (cały czas połowa '44) Armia Czerwona miała tak miażdżącą przewagę, że nawet szkoda słów.
Dziwi mnie tylko, jak dużą rolę nadaje się tym dostawom drogą lotniczą. A nawet gdyby wysłali to co ? Ile tego mogli wysłać ? Ile by trafiło w ręce walczących powstańców ? Nie, na pomoc z Zachodu nie było co liczyć.
Na koniec słówko o Finlandii: dla mnie to było zwycięstwo Rosjan, bo traktat pokojowy był dla nich sukcesem. A że zyskali mniej niż zapewne chcieli i że cała kampania pochłonęła ogromne ilości ludzi, sprzętu i materiałów... no cóż. Chyba już wtedy widać było, że Armia Czerwona nie osiągnie niczego bez przewagi liczebnej (i to się utrzymało do końca wojny).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 15:41, 23 Sie 2007
|
|
|
Łowca czarownic
|
|
Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sfera Materii Negatywnej
|
|
Cytat: |
Exile: Luftwaffe w drugiej połowie '44 była wspomnieniem. Cieniem dawnej potęgi, której po bitwie o Anglię nie udało się odbudować. To widać chociażby po walkach we Francji, gdzie samolotów ze swastyką było jak na lekarstwo, a wtedy przecież Alianci nie zdążyli się jeszcze "zasiedzieć" na kontynencie. Na Wschodzie było jeszcze gorzej, bo w tym czasie (cały czas połowa '44) Armia Czerwona miała tak miażdżącą przewagę, że nawet szkoda słów.
Dziwi mnie tylko, jak dużą rolę nadaje się tym dostawom drogą lotniczą. A nawet gdyby wysłali to co ? Ile tego mogli wysłać ? Ile by trafiło w ręce walczących powstańców ? Nie, na pomoc z Zachodu nie było co liczyć. |
O tutaj się nie zgodzę.
Samolotów Luftwaffe było sporo ale na rozkaz Hitlera były przywiązane do obrony Rzeszy przed amerykańską 8 Armią powietrzną która prowadziła już wtedy zakrojoną na szeroką skalę operację bombową.
Dwa.
Alianci w dniu rozpoczęcia powstania bardzo twardo już stali na kontynencie.
7-22 sierpnia bitwa pod Falaise i zniszczenie 326, 353, 363, 271, 276, 277. i 89 niemieckich dywizji piechota a także rozbicie prawie doszczętnie 12 Dywizji Pancernej SS i Dywizji Pancernej ,,Lehr" oznaczało że Niemcy na froncie zachodnim nie mają się już praktycznie czym bronić.
I to tylko dlatego że Hitler uległ alianckiej propagandzie i nawet po Caen i Falaise wierzył że głowne uderzenie będzie prowadzone na Point de Calais.
Trzy.
Dostawy lotnicze. Nie chodzi o same dostawy lotnicze.
Na kontynencie w czasie powstania była już taka ilość alianckich samolotów że mogły by zasypać zaplecze niemieckich dywizji bombami dosłownie.
Ale brakowało miejsca z którego mogły by wystartować.
B17 mogły w kilka godzin dostarczyć kilka tysięcy ton bomb na niemieckie zaplecze bardzo skutecznie odcinając je od zaopatrzenia.
Problem był w eskorcie.
Mustangi nawet po doczepieniu dodatkowych zbiorników nie miały dostatecznego zasięgu.
A jak wiemy lot samych bombowców nawet jeśli były by to B17 mógłby zakończyć się tragicznie.
@Goomish
Dla mnie dowodzenie radzieckie opierało się tylko i wyłącznie na strachu i przymusie.
No bo jak tu nie wygrywać bitew jak ma się prawie nie ograniczoną ilośc ludzkich zasobów a na tyłach tych zasobów kompanie NKWD z karabinami maszynowymi gotowe do otwarcia ognie gdy tylko te zasoby się zaczną cofać.
Pomyśl sobie co by się działo jak by we wrześniu 39' Guderian, Rommel czy Student byli po naszej stronie ? Dodajesz do tego Sosobowskiego i Maczka i masz wyborową ekipę.
@Exile
Polska miała stały rząd tyle że na emigracji.
Tak samo jak Francja czy inne państwa pod okupacją niemiecką.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 16:10, 23 Sie 2007
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Szybko się offtop zrobił, ale co tam. Przynajmniej można z kimś pogadać
No więc co maszyn przydzielonych do obrony Rzeszy, to już samo to wskazuje, gdzie miały operować. Droga do Polski nie była najeżona jakimiś wyrzutniami czy stadami myśliwców, które tylko czekały na samoloty alianckie. Dobrze chociaż, że nie zaprzeczasz faktu, że Luftwaffe była wtedy skromna liczebnie A jeżeli dodatkowo miała misję na terenie Rzeszy, to tym bardziej nie mieli co wystawić nad Polskę. Nie twierdzę, że naloty ze strony Niemców się nie odbywały albo że wszystkie transporty przechodziły bez problemów, ale w drugiej połowie '44 Dolek nie miał czego szukać w powietrzu.
Dalej: Co do zniszczenia niemieckich dywizji we Francji, zgoda. Faktycznie Adolf dał się wywieść w pole alianckiemu wywiadowi i błędnie określił miejsce lądowania sił sprzymierzonych, a ponadto - co jest nawet gorsze - nie zmienił zdania w sytuacji, kiedy już dużo czynników wskazywało, że się pomylił. Do tego dochodzą jeszcze liczne pomniejsze błędy (rozdział kompetencji wśród najwyższego dowództwa Wehrmachtu, pewne nominacje, niepotrzebna żonglerka stanowiskami etc.). Sama bitwa pod Falaise pochłonęła także dużo sił alinckich i wbrew pozorom straty niemieckie nie były tak katastrofalne. Owszem, stracili wiele, nawet bardzo wiele, ale cała operacja "oczyszczania" Francji była realizowana niedbale (jeśli mozna użyć takiego słowa) i miejscami po łebkach. Do tego doszły jeszcze wspomniane straty oraz problemy aprowizacyjne, które dały o sobie znać niedługo później - stąd m. in. zatrzymanie ofensywy na wschód, zwyczajnie brakowało wszystkiego. Sukces odnieśli oczywiście alianci, bo trudno o inną opinię, ale w wyniku wyczerpania działaniami wojennymi sami musieli złapać drugi oddech.
W sprawie lotnictwa nie jestem aż takim specjalistą,więc nie chcę się kłócić. Zgodzę się natomiast, że aliantom brakowało samolotów wsparcia,które mogłyby dorównać pod względem zasięgu swoim kolegom z eskadr bombowych (podobny problem mieli początkowo także Amerykanie na Pacyfiku). Ale to dalej nie zmienia faktu, że -moim zdaniem - te dostawy były by psu na budę. Co najwyżej wydłużyłyby czas trwania powstania, ale co dalej?
Nawet gdyby udało się Niemców wypędzić ze stolicy, to co ? Obwołać nowy rząd, władza w ręce Polaków, a tu wchodzi Armia Czerwona i chce władzy dla siebie ? I co ? Drugie powstanie ? O tym już było pisane, że cały zryw był niepotrzebny, więc nie ma co powtarzać.
To ma być niby do Goomisha, ale wspomnę tylko, że zawsze widziałem to tak: my mieliśmy problem ze sprzętem i ludźmi (chodzi bardziej o uzbrojenie i wyposażenie), bo o brak bitności nikt Polaków nie posądzał, ale dowódców nawet nawet (pomijając niektórych np. Śmigłego). Z kolei ZSRR miały odwrotnie: ludzi masa, sprzętu pełno (wraz z upływem czasu jeszcze więcej i coraz lepszy), a z dowództwem same problemy. Nie wiem co gorsze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 16:40, 23 Sie 2007
|
|
|
Consigliori
|
|
Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 1790
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
@ Koval: We wrześniu Sikorski nie dowodził niczym a Maczek był zaledwie pułkownikiem i d-cą brygady. Nie ten szczebel. A o d-ctwie naczelnym aż żal się wypowiadać. Argument o czystce w ZSRR jest o tyle oklepane i ogólnie przyjęty, co fałszywy – proszę spojrzeć na liste wyczyszczonych generałów i zobaczyć ile ich tak naprawdę zajmowało stanowiska dowódcze (na liście olbrzymia większość to NKWD-ziści ze stopniami wojskowymi, prokuratorzy i sędziowie wojskowi itp.). Problem z organizacje i dowodzeniem w 41 wynikał nie z czystki. Jest to znacznie bardziej skomplikowane (w tym poście ni będę poruszać, bo za długi wyjdzie)
@ Verve: Proszę więc dla przykładu zobaczyć operację „Bagration” a przede wszystkim ofensywę Armii Czerwonej przeciw Armii Kwantuńskiej. Proszę porównać jej wyniki, z tymi, jakie choćby jankesi osiągnęli na Okinawie. Dowodzenie było w Armii Czerwonej na bardzo różnym poziomie (jak zawsze i jak wszędzie), ale wiele operacji pokazuje klasę mistrzowską – nawet w 41 roku, pod koniec przełamanie frontu przez armię gen Własowa (wcale nie przeważającymi siłami). Niestety, u nas pokutuje wizja pijanych hord gnanych naprzód NKWD-owskimi salwami.
Co do oceny Guderian, Romla cz Studenta – Romel jest (dla mnie) bardziej wytworem propagandy. Dobry wódz, ale nie geniusz, jakim go Anglicy przedstawiali. Guderian – zgoda, ale Student to specjalista w swojej wąskiej dziedzinie. Zamieniłbym na bardziej elastycznego Mansteina. Tymniemniej, i tak dla mnie nie wytrzymują porównania z elitę A Cz.
@ KovaI ponownie: Zrzuty nigdy nie wystarczyłyby do osiągnięcia zwycięstwa. Niemcy i tak mieliby zawsze przewagę ciężkiego sprzętu, artylerii i lotnictwa. Przedłużały tylko walkę. Zgadzam się w zupełności. Poza tym, mówimy o zrzutach alianckich a zupełnie zapominamy o sporych zrzutach dokonywanych we wrześniu przez lotnictwo z czerwoną gwiazdą – a sporo tego było.
Jakbyśmy wygrali… niebezpieczne gdybanie, ale sądzę, że sytuacji by to nie zmieniło. Stalin miał Polskę już obiecaną, więc wyglądałoby to pewnie tak: Rząd Londyński przez delegata ogłasza się suwerenną władzą. Stalin się wkurza. Alianci zachodni naciskają, żeby doszło do kompromisu. Powstaje kompromisowy rząd jedności narodowej. W 1947 roku „wybory”. Resztę znamy.
O d-cach A Cz patrz wyżej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 17:26, 23 Sie 2007
|
|
|
Biggus Dickus
|
|
Dołączył: 19 Gru 2005
Posty: 2522
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Poznań
|
|
Goomish napisał: |
Niemcy i tak mieliby zawsze przewagę ciężkiego sprzętu, artylerii i lotnictwa. |
oraz przewagę w szkoleniu i co chyba najważniejsze doświadczeniu. Obojętnie czy byliby to najlepsi czy najgorsi, jeśli żołnierz uczestniczył już w jakiejś bitwie (bitwach ?) to wie ciut więcej niż ten, który zna tylko teorię (nie zawsze w 100% słuszną) lub słyszał opowiastki.
Osobiście uważam powstanie za zbędne i głupie. Nie wierzę, żeby dowódcy powstania nie zdawali sobie sprawy z tego, że Stalin nie chce pomagać, niemcy są lepiej przygotowani, alianci daleko i co najważniejsze armia czerwona parła na zachód dość długo a zbytnie rozciągnięcie linii zaopatrzenia nie służy dobrze.
Chyba jedynym plusem jest to, że gdyby Warszawa uległa mniejszemu zniszczeniu dzisiaj wiele ulic wyglądałoby zupełnie inaczej i przejazd przez centrum mógłby stanowić olbrzymi problem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 18:26, 23 Sie 2007
|
|
|
Łowca czarownic
|
|
Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sfera Materii Negatywnej
|
|
Cytat: |
@ Verve: Proszę więc dla przykładu zobaczyć operację „Bagration” a przede wszystkim ofensywę Armii Czerwonej przeciw Armii Kwantuńskiej. Proszę porównać jej wyniki, z tymi, jakie choćby jankesi osiągnęli na Okinawie. Dowodzenie było w Armii Czerwonej na bardzo różnym poziomie (jak zawsze i jak wszędzie), ale wiele operacji pokazuje klasę mistrzowską – nawet w 41 roku, pod koniec przełamanie frontu przez armię gen Własowa (wcale nie przeważającymi siłami). Niestety, u nas pokutuje wizja pijanych hord gnanych naprzód NKWD-owskimi salwami. |
Tak szczerze mówiąc nie bardzo znam się na historii wojskowości ZSRR.
No ale widać czas się dokształcić.
Więc może pan mieć rację panie Goomish.
A co do przewagi sprzętowej Niemców.
Taki mały offtop ale te wszystkie publikacje na temat wyższości technologicznej niemieckiego uzbrojenia nad alianckim to moim zdaniem troche to wszystko przesadzone.
Wezmy chociaż te słynne Bf109 w jakiejkolwiek wersji w roku 44' były już mocno przestarzałe amerykańskie P 51 słynne Mustangi robiły z nich sieczkę dzięki lepszemu uzbrojeniu i opancerzeniu.
Kiedy Niemcy nadal stosowali uzbrojenie samolotów oparte na karabinach MG 42 kal. 7.64 mm.
Amerykanie używali już działek pokładowych kaliber 12.7 mm które robiły po prostu spustoszenie ze słabo opancerzonych Me.
Niemcy zaczęli stosować potężniejsze uzbrojenie dopiero w końcówce 44' roku w wersji Bf 109 K.
To samo tyczyło się broni naziemnej.
Słynne Tygrysy same stawały w ogniu przez słabą wentylację ich silnika.
Czy pierwsze próby z działem kal. 88 mm. Trzeba było zmieniać wieżyczki (pierwszy PzKpfw VI miał nieco niższa sylwetkę przez co miał byc trudniejszy do trafienia w wierzę ) bo odrzut działa był tak wielki że powodował niebezpieczeństwo dla załogi.
Taka prawda że w 44 Niemcy już byli skrajnie wyczerpani wojną a najlepsze uzbrojenie miały tylko formacje Waffen SS które w większości walczyły na froncie francuskim.
Większość żołnierzy walczących o stolicę było uzbrojonych w przestarzałe karabiny Mauser i słynne wybuchające w ręku granaty trzonkowe (wybuchały bo fabryki produkujące te granaty musiały oszczędzać na lontach używanych do odpalania ładunku przez co były one krótsze niż być miały, żołnierz trzymający taki granat w ręce przez 2-3 sec po to by ten po przeciwnej stronie barykady go nie odrzucił czasie spotykał się z bardzo nie miłą niespodzianką).
Fakt faktem że powstańcy byli gorzej wyszkolenia i brakowało im ciężkiego sprzętu (hmm ciężkiego w walce o Warszawę niemcy użyli głownie czołgów PzKpfw III i IV które w 44' już były mocno przestarzałe i nie nadawały się do walki w mieście) ale uzbrojenie piechoty niczym nie ustępowało temu niemieckiemu a czasem nawet było lepsze.
Weźmy choć świetne angielskie granaty fosforowe.
Tak ps.
Za chwile nam się tu zrobi dyskusja na temat uzbrojenia armii
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 19:38, 23 Sie 2007
|
|
|
Biggus Dickus
|
|
Dołączył: 19 Gru 2005
Posty: 2522
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Poznań
|
|
vere napisał: |
Amerykanie używali już działek pokładowych kaliber 12.7 mm które robiły po prostu spustoszenie ze słabo opancerzonych Me. |
Były też z uzbrojeniem 4x 20mm lub 2x40mm
vere napisał: |
To samo tyczyło się broni naziemnej.
Słynne Tygrysy same stawały w ogniu przez słabą wentylację ich silnika.
Czy pierwsze próby z działem kal. 88 mm. Trzeba było zmieniać wieżyczki (pierwszy PzKpfw VI miał nieco niższa sylwetkę przez co miał byc trudniejszy do trafienia w wierzę ) bo odrzut działa był tak wielki że powodował niebezpieczeństwo dla załogi.
|
"Pierwszy PzKpfw VI" był ciut wcześniej niż w 44'
vere napisał: |
Większość żołnierzy walczących o stolicę było uzbrojonych w przestarzałe karabiny Mauser |
No patrz, a ruscy mieli mosina, brytole enfielda, ale przecież powtarzalne karabiny są przestarzałe tylko w rękach niemców.
vere napisał: |
Fakt faktem że powstańcy byli gorzej wyszkolenia i brakowało im ciężkiego sprzętu (hmm ciężkiego w walce o Warszawę niemcy użyli głownie czołgów PzKpfw III i IV które w 44' już były mocno przestarzałe i nie nadawały się do walki w mieście) |
Ale czołgi to nadal jest sprzęt ciężki. Nawet jeśli były to "tylko" Panzer III i IV to zawsze było to o wiele więcej niż mieli powstańcy.
vere napisał: |
ale uzbrojenie piechoty niczym nie ustępowało temu niemieckiemu a czasem nawet było lepsze. |
Często nie ustępowało bo w wielu przypadkach było zdobyczne. Czy lepsze, nie zawsze bo przecież trzymane często w gorszych warunkach. Poza tym Sten mk II, który teoretycznie mieścił 32 pociski w magazynku często się zacinał jeśli załadowało się go właśnie tą liczbą. W przypadku niezbyt wyszkolonych partyzantów taka drobnostka jest dość ważna, gdyż pewnie większość z nich o tym nie wiedziała
vere napisał: |
Weźmy choć świetne angielskie granaty fosforowe.
|
w rękach niewyszkolonych ludzi, o czym już wspominałem. Uwierz, że ktoś po gruntownym przeszkoleniu i znacznym doświadczeniu w boju nawet uzbrojony tylko "przestarzałego Mausera" nadal ma przewagę nad podniecającym się świetnymi angielskimi granatami fosforowymi partyzantem.
"Niedouczona odwaga jest niczym wobec wyedukowanych kul."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 20:47, 23 Sie 2007
|
|
|
Mistrz Gry
|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Miejscami mnie aż skręcało, kiedy czytałem posta Vere
Co do samolotów, może i racja, ale w grę wchodziła także olbrzymia przewaga liczebna, a jak powszechnie wiadomo "gdy luda kupa i Herkules...". Wtedy sprawy technologiczne schodziły na dalszy plan.
Co do Tygrysów, to sprawa się miała podobnie jak z chociażby Panterami. W normalnych warunkach nowy model czołgu "robi się" (uwzględniam tu wszystkie etapy, jak projektowanie, sama produkcja etc.) kilka lat. W warunkach wojennych Niemcy mieli po kilka miesięcy, więc trudno się dziwić, że wersje A czy B ( te początkowe) posiadały usterki techniczne czy jakieś wady konstrukcyjne. Stąd natłok późniejszych wersji, które w przypadku Panter doszły do H (i do tego jakaś cyfra). Inna sprawa: skuteczność. Z pewnością niemieckie czołgi (wspomniane Pantery i Tygrysy oraz wszelkie późniejsze egzemplarze konstruowane na ich bazie, czyli Jagdpanther i Jagdtiger) należały do najlepszych, jakie powstały w tamtym okresie. Alianckie wozy bojowe nie mogły im dorównać i znana jest instrukcja amerykańska, gdzie przewiduje się, że na jednego Tygrysa przypada 5 Shermanów. Z radzieckim sprzętem było podobnie. Może i sławny T-34/85 nie był taki zły i może działa samobieżne Su też były niczego sobie, ale wystarczy popatrzyć na straty, jakie Armia Czerwona poniosła i przebieg wojny na wschodzie, po wejściu Rosjan na tereny Polski. Jest mnóstwo potyczek czy raczej bitew pancernych, gdzie np. kilkanaście czołgów niemieckich niszczy po paredziesiąt czołgów rosyjskich przy własnych stratach kilku pojazdów. Za Niemcami stało wyszkolenie oraz doświadczenie (o czym była mowa).
W samym powstaniu, ze względu na typowo miejski charakter walk, faktycznie sprzęt ciężki miał utrudnione zadanie. Z pewnością był przydatny, ale nie mógł rozwinąć w pełni skrzydeł na wąskich uliczkach czy jakiś zabarykadowanych przejazdach.
Aha, jeszcze co do dywizji SS. Prawdą jest, że były one oczkiem w głowie Himmlera, który za wszelką cenę starał się je mozliwie jak najbardziej "wyhołubić". Faktycznie najlepszy sprzęt i ludzie (akurat z tym ostatnim był koniec wojny już problem) trafiały w pierwszej kolejności do SS, a potem dopiero do Wehrmachtu. Poza tym, z tym swoim najlepszym sprzętem Waffen - SS nie było jakąś laurką czy ozdobą. Dywizje te rzucane na najgorsze i najbardziej zagrożone rejony frontu i nie powiedziałbym, że większość walczyła we Francji. Dyslokowano je po całym kontynencie. Przecież kontrofensywa Mansteina na Krymie, walki pod Kurskiem i multum innych operacji wspierały oddziały SS, które po poniesieniu dużych strat (jak każdy oddział na froncie wschodnim prędzej czy później) były np. przenoszone do Holandii czy właśnie Francji "na odpoczynek". Najlepszy przykład: nie pamiętam teraz która, ale jedna z dywizji pancernych SS dosłownie w ostatniej chwili została umieszczona w Arnheim (dla "odpoczynku i nabrania sprawności bojowej"), gdzie m. in. mieli lądować Alianci podczas Market-Garden.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 20:55, 23 Sie 2007
|
|
|
Łowca czarownic
|
|
Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sfera Materii Negatywnej
|
|
Mordasz napisał: |
vere napisał: |
To samo tyczyło się broni naziemnej.
Słynne Tygrysy same stawały w ogniu przez słabą wentylację ich silnika.
Czy pierwsze próby z działem kal. 88 mm. Trzeba było zmieniać wieżyczki (pierwszy PzKpfw VI miał nieco niższa sylwetkę przez co miał byc trudniejszy do trafienia w wierzę ) bo odrzut działa był tak wielki że powodował niebezpieczeństwo dla załogi.
|
"Pierwszy PzKpfw VI" był ciut wcześniej niż w 44'
|
A to ja wiem
Ale chodziło mi o ogół.
Po prostu pierwsze modele były bardzo nieudane mimo że dysponowały bardzo potężnym pancerzem i siłą ognia były bardzo zawodne.
Z resztą do końca wojny Niemcom nie udało się wyeliminować zbytniego przegrzewania silnika.
Mordasz napisał: |
"Pierwszy PzKpfw VI" był ciut wcześniej niż w 44'
vere napisał: |
Większość żołnierzy walczących o stolicę było uzbrojonych w przestarzałe karabiny Mauser |
No patrz, a ruscy mieli mosina, brytole enfielda, ale przecież powtarzalne karabiny są przestarzałe tylko w rękach niemców.
|
Te karabiny też były przestarzałe.
W roku 44' armie wyposażały swoje siły w pistolety maszynowe które zapewniały lepszą siłę ognia podczas walk w mieście.
No bo chyba to 80 pocisków na minutę jest zawsze skuteczniejsze niż ten jeden.
A nie wmówisz mi że każdy niemiecki żołnierz był zawodowym snajperem
Mordasz napisał: |
vere napisał: |
Fakt faktem że powstańcy byli gorzej wyszkolenia i brakowało im ciężkiego sprzętu (hmm ciężkiego w walce o Warszawę niemcy użyli głownie czołgów PzKpfw III i IV które w 44' już były mocno przestarzałe i nie nadawały się do walki w mieście) |
Ale czołgi to nadal jest sprzęt ciężki. Nawet jeśli były to "tylko" Panzer III i IV to zawsze było to o wiele więcej niż mieli powstańcy.
|
A co Ci po tym że ten czołg jest ciężki skoro jego gąsienicę można zniszczy kawałkiem puszki z benzyną a cała załogę załatwić kawałkiem butelki z łatwopalną substancją ?
Panzery III miały taki pancerz że zdobyczne Panzerfausty po prostu przebijały je na wylot a Panzery IV bardzo ładnie stawały w ogniu kiedy trafiło się je w tylną pokrywę silnika butelką z benzyną.
Co mi po czołgu który może zostać zniszczony w każdej uliczce i każdej alejce ?
Ten złom nadawał się dobrze tylko do jednego.
Do strzelania z daleka w budynki w których kiedyś byli powstańcy.
Taka prawda że to to już ledwo jeździło a zagrożenie stanowiła naprawdę nikłe.
Co innego Sd.Kfz.251/1 Wurfrahmen
To owszem siało spustoszenie czy ten sam model z zamontowanym miotaczem ognia.
Albo słynne Goliaty które podjeżdżały pod budynek i booom nie ma.
Mordasz napisał: |
vere napisał: |
ale uzbrojenie piechoty niczym nie ustępowało temu niemieckiemu a czasem nawet było lepsze. |
Często nie ustępowało bo w wielu przypadkach było zdobyczne. Czy lepsze, nie zawsze bo przecież trzymane często w gorszych warunkach. Poza tym Sten mk II, który teoretycznie mieścił 32 pociski w magazynku często się zacinał jeśli załadowało się go właśnie tą liczbą. W przypadku niezbyt wyszkolonych partyzantów taka drobnostka jest dość ważna, gdyż pewnie większość z nich o tym nie wiedziała
|
Ta ale MP 40 już się nie zacinał.
Poza tym nie zapominaj że ludzie którzy stali za barykadami nie zawsze byli małolatami porwanymi patriotycznym zrywem.
Często gęsto byli to zawodowi żołnierze i partyzanci zaprawieni w walkach w mieście albo też Cichociemni.
Wyszkolenie powstańców nie było wcale takie złe.
A Niemców znów nie takie dobre, wojna w sumie już się kończyła weterani albo nie żyli albo byli ranni 80 procent stanów osobowych jednostek Waffen SS to byli młodzi ludzie w wieku 18 lat bez doświadczenia bojowego.
Mordasz napisał: |
vere napisał: |
Weźmy choć świetne angielskie granaty fosforowe.
|
w rękach niewyszkolonych ludzi, o czym już wspominałem. Uwierz, że ktoś po gruntownym przeszkoleniu i znacznym doświadczeniu w boju nawet uzbrojony tylko "przestarzałego Mausera" nadal ma przewagę nad podniecającym się świetnymi angielskimi granatami fosforowymi partyzantem.
|
Po pierwsze "świetny angielski granat fosforowy" może wyeliminować z walki cały pluton.
A "świetnie wyszkolony niemiecki kozak z Mauserem" już nie.
I nie ważne czy tym granatem rzuca zaprawiony w boju weteran czy nastolatek.
Rzucać umie każdy.
Dwa patrz to co napisałem wyżej.
@Koval
Cytat: |
Inna sprawa: skuteczność. Z pewnością niemieckie czołgi (wspomniane Pantery i Tygrysy oraz wszelkie późniejsze egzemplarze konstruowane na ich bazie, czyli Jagdpanther i Jagdtiger) należały do najlepszych, jakie powstały w tamtym okresie. Alianckie wozy bojowe nie mogły im dorównać i znana jest instrukcja amerykańska, gdzie przewiduje się, że na jednego Tygrysa przypada 5 Shermanów. Z radzieckim sprzętem było podobnie. Może i sławny T-34/85 nie był taki zły |
Toć nie neguję że Tygrys był świetnym czołgiem bo był i to jest bezsporne.
Ale też nie mozna powiedzieć że był bez wad.
Nawet te późniejsze wersje były zawodne właśnie przez te nieszczęsne silniki.
A ta amerykańska instrukcja potem mówiła że powinno się atakować jednego Tygrysa w pięciu bo gdy 4 okładają go ze wszystkich stron jeden podkrada się z tyłu i wali w pokrywę silnika która właśnie przez to przegrzewanie się była o wiele cieńsza i pocisk z Shermanowego działa miał szansę ją przebić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 22:46, 23 Sie 2007
|
|
|
Biggus Dickus
|
|
Dołączył: 19 Gru 2005
Posty: 2522
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: Poznań
|
|
vere napisał: |
Te karabiny też były przestarzałe.
W roku 44' armie wyposażały swoje siły w pistolety maszynowe które zapewniały lepszą siłę ognia podczas walk w mieście.
No bo chyba to 80 pocisków na minutę jest zawsze skuteczniejsze niż ten jeden.
A nie wmówisz mi że każdy niemiecki żołnierz był zawodowym snajperem |
Może i były przestarzałe, ale jeszcze długo nie przestano używać powtarzalnych karabinów. (wersji snajperskich, np amerykański M24 używa się do dziś) Chodzi o to, że były celne na większych dystansach a w bliskim kontakcie także potrafiły zabić (zakładając, że nie wpadałeś niczym rambo na kilku przeciwników)
vere napisał: |
A co Ci po tym że ten czołg jest ciężki skoro jego gąsienicę można zniszczy kawałkiem puszki z benzyną a cała załogę załatwić kawałkiem butelki z łatwopalną substancją ?
Panzery III miały taki pancerz że zdobyczne Panzerfausty po prostu przebijały je na wylot a Panzery IV bardzo ładnie stawały w ogniu kiedy trafiło się je w tylną pokrywę silnika butelką z benzyną.
Co mi po czołgu który może zostać zniszczony w każdej uliczce i każdej alejce ?
Ten złom nadawał się dobrze tylko do jednego.
Do strzelania z daleka w budynki w których kiedyś byli powstańcy.
Taka prawda że to to już ledwo jeździło a zagrożenie stanowiła naprawdę nikłe.
|
Takim sposobem można stwierdzić, że żaden czołg nie stanowi większego zagrożenia w mieście, bo przecież parę abramsów także zostało w Iraku zniszczonych (zarówno za pierwszego jak i drugiego Busha) Chodzi o to, że powstańcy to nie spiderman, przemieszczający się w okamgnieniu między budynkami i jeśli stojący ok 50 metrów od budynku (mógł nawet mniej, w każdym razie nawet 30 metrów wystarczy aby być bezpiecznym od granatów czy też mołotowów) czołg walnął w kamienicę to ludzie w środku mieli pecha.
vere napisał: |
Ta ale MP 40 już się nie zacinał.
Poza tym nie zapominaj że ludzie którzy stali za barykadami nie zawsze byli małolatami porwanymi patriotycznym zrywem.
Często gęsto byli to zawodowi żołnierze i partyzanci zaprawieni w walkach w mieście albo też Cichociemni.
Wyszkolenie powstańców nie było wcale takie złe.
A Niemców znów nie takie dobre, wojna w sumie już się kończyła weterani albo nie żyli albo byli ranni 80 procent stanów osobowych jednostek Waffen SS to byli młodzi ludzie w wieku 18 lat bez doświadczenia bojowego.
|
Było wielu młodych w SS, ale tak się składa, że było też mnóstwo weteranów, oraz tak dla ciekawości dodam, że w Warszawie byli też ludzie walczący tak jak niektórzy sowieci. "Odkupisz zbrodnie walcząc". Nadal zresztą uważam, że więcej było zawodowców wśród Niemców niż wśród Polaków. Bo tak samo ja mógłbym powiedzieć, że wielu byłych polskich wojskowych i cichociemnych zostało zabitych wcześniej.
vere napisał: |
Po pierwsze "świetny angielski granat fosforowy" może wyeliminować z walki cały pluton.
A "świetnie wyszkolony niemiecki kozak z Mauserem" już nie.
I nie ważne czy tym granatem rzuca zaprawiony w boju weteran czy nastolatek.
Rzucać umie każdy.
Dwa patrz to co napisałem wyżej. |
Po pierwsze aby ten granat wyeliminował kogokolwiek trzeba mieć okazję do rzutu i to celnego. No i nie użyłem słowa "kozak".
Jeśli nie ważne, kto rzuca to dlaczego na szkoleniach wojskowych nie pomijało się kwestii granatów ? Zresztą pewnie myślisz (sądząc po wypowiedzi z eliminacją plutonu), że Niemcy w boju skupiali się w ciasno zbite grupki ?
Zapomniałem także jednej rzeczy. Nie wspomniałeś, że Ci sami Niemcy posiadający przestarzałe kar98 mieli także Mp40, Mp32, SG44 czy też w końcu bardzo przydatne w oczyszczaniu budynków (co prawda brutalne, ale to była wojna i chodziło w niej o zabijanie) miotacze ognia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|