Autor |
Wiadomość |
<
Psychologia i socjologia
~
Rodzina - najwyższa wartość?
|
|
Wysłany:
Nie 12:56, 26 Sie 2007
|
|
|
Czarna Kucharka
|
|
Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 2630
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Bielsko-Biała
|
|
Kiedyś rodzina była najważniejszą wartością w życiu,teraz wydaje się,że to ulega zmianie.Jakie macie do tego podejście?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 13:02, 26 Sie 2007
|
|
|
Szmaragdowa Wiedźma
|
|
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 9477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: rybnik/katowice
|
|
właściwie nigdy nie uznawałam rodziny jako wartości nadrzędnej. a w chwili obecnej moje więzi rodzinne [jeśli w ogóle takie istnieją ;o)] są bardzo, bardzo słabe. średnio obchodzą mnie sprawy 'najbliższych' [rodzice, bracia], nie wspominając już o rodzinie dalszej. wszelakie rodzinne spotkania [na szczęście to u mnie rzadkość], dopóki jeszcze musiałam na nich bywać, były zawsze niewygodną koniecznością.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 13:21, 26 Sie 2007
|
|
|
Czarna Kucharka
|
|
Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 2630
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Bielsko-Biała
|
|
Moje stosunki z rodziną są bardzo napięte.Nie mam pojęcia z czego to wynika.Jestem grzecnym,dość spokojnym dzieckiem,zawsze doskonale maskuję wszystko,co mogłoby im się nie spodobać.Nie buntuję się.A jednak cały czas mi wszyscy zarzucają,że myślę tylko o sobie,że "obcym ludziom" ufam bardziej,niż rodzinie,nie rozumiejąc,że dla mnie ci ludzie obcy nie są.Moja rodzina bardzo wyraźnie rozdziela wszystkich na obcych i rodzinę i próbowali mi wpajać,że tym obcym nie wolno ufać,nie wolno na nich w ogóle polegać i warto poświęcić relacje z nimi dla dobra rodziny.Przy tym,że dobro wszystkich w rodzinie jest ważniejsze niż nasze własne i najlepiej je poświęcić,by z rodziną tych relacji nie zerwać.
Dlatego dla nich jestem swoistym wyrzutkiem,jak to powiedział mój brat "utrzymują cię bo muszą,ale odetchną z ulgą jak zaczniesz utrzymywać sama siebie,bo myślisz tylko o sobie".Oni są strasznymi materialistami,ja nie.I te relacje,jakie zaobserwowałam,zraziły mnie bardzo do pojęcia takiego jak rodzina i kult tego.Chociaż ciężej by mi było samej,wolałabym mieszkać sama i widywać się o tyle czesto,by zostawało jak najmniej negatywnych wspomnień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 14:12, 26 Sie 2007
|
|
|
WIDMO ADMIN
|
|
Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 3317
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stolpmünde
|
|
mam podobne podejście do wiedźmy, nigdy nie czułam jakiejś szczegolnej więzi z rodzicami i to się chyba nie zmieni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 14:43, 26 Sie 2007
|
|
|
Nocny Łowca
|
|
Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 1155
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Suwałki, niestety...
|
|
Czuję się dość blisko związany z matką i bratem.
Z resztą rodziny utrzymuję w zasadzie tylko stosunki dyplomatyczne - wiem że istnieją i chyba tylko tyle. Nie interesują mnie ich sprawy i się w nie nie mieszam - i tego samego wymagam od nich.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 14:55, 26 Sie 2007
|
|
|
Consigliori
|
|
Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 1790
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Ja w sumie nie czułem wiekszej wiezi z rodzicami do czasu zakończenia studiów. Kiedy zaczęliśmy mieć takie same problemy i podobne gatunkowo sprawy (w części przynajmniej), relacje się bardzo mocno poprawiły. Bardzo tez pomogło własne mieszkanie i wyprowadzenie się od nich. Co do reszty rodziny, to jest rozproszona po całym kraju i nie mam jakichś wiekszych z nimi kontaktów ani też wielkiej potrzeby żeby je mieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 15:13, 26 Sie 2007
|
|
|
Anhedoniac
|
|
Dołączył: 12 Cze 2007
Posty: 966
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
W mojej rodzinie skomplikowane relacje dosyć są...
uogólniając - matkę szanuję, ale zdecydowanie wolę jej unikać i, przede wszystkim, być jak najdalej od niej, gdy zaczyna prać mózgi wszystkim wokół; jednego brata (u którego mieszkam) bardzo lubię... zaś drugi brat i ojciec... hmm... powiedzmy, że ich bardzo nie lubię i mam do nich głębokie urazy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 15:23, 26 Sie 2007
|
|
|
Silvaticus Cruor
|
|
Dołączył: 01 Lip 2007
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Święte Miasto
|
|
Rodzina to w sumie ważna rzecz. Ale jak na razie dla mnie w teorii. Jestem w okresie największej burzy hormonów, i sprzeciwiam się rodzicom na wszelkie znane mi sposoby. Ale wiem, że potrzebuję jeszcze mamy. Czasami nawet bardzo.
Brat? Ech. Nie dorosłam jeszcze, żeby docenić to co mam. Boli mnie to, że czasami, potrafi on tak bardzo ranić zamiast pomóc mi. Chciałabym, żeby choć trochę zrozumiał to, co dzieje się ze mną teraz.
Ojciec? Niedzielny ojciec. Ale jest... I mam ich wszystkich, wiem, że chcą mi pomagać i pomóc. Ale... Jak mówiłam ja jeszcze nie umiem tego docenić. Czasami wstyd mi przed samą sobą, że jestem tak bezczelna wobec rodziców i tak się zachowuję. Mam nadzieję, że z czasem to przejdzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 16:39, 26 Sie 2007
|
|
|
Shak Burz Huni-latub-ob
|
|
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 1805
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Skawina (koło Krakowa)
|
|
To że w naszym społeczeństwie rodzina odgrywa coraz mniejszą rolę jest winą tego że mamy coś takiego jak rozwód (co jeszcze 2 albo 3 pokolenia temu było niedopuszczalne) oraz ogólną wolność obyczajową. Teraz rodzina jest czymś co można wymienić więc jako taka traci na ważności (na rzecz pieniędzy i kariery). Wiele osób żyje w rodzinach niepełnych a w takich nie ma aż tak silnych więzi.
Moi rodzice naprzykłąd sa po rozwodzie, mieszkam z mamą a z nią nigdy nie miałem specjalnie mocnych więzi. Tatę natomiast widuje śednio raz w miesiącu oprze weekend więc przy takiej formie kontaktu też trudno utrzymać jakieś silne więzi. Podobnie brat, można powiedzieć że jest to człowiek z którym tylko mieszkam w jednym domu. Na szczęście nie mam też z nikim w rodzinie specjalnych konfliktów. Oczywiście, matka się wszystkiego czepia ale ona taka już jest, okres buntu mam już za sobą. Ale i tak jak bym mógł to bym się od rodzinki jak najszybciej wyprowadził.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 17:54, 26 Sie 2007
|
|
|
Nocny Łowca
|
|
Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 1155
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Suwałki, niestety...
|
|
Cytat: |
To że w naszym społeczeństwie rodzina odgrywa coraz mniejszą rolę jest winą tego że mamy coś takiego jak rozwód |
Taaa, najgorsza to ta wolność obyczajowa, modernizm i Mistyczni Litewscy Cykliści...
A może upadek rodziny jest spowodowany tym, że rodzina nie ma dla siebie czasu i nie tworzy żadnych więzi?
Gdy ludzie nie kontaktują się ze sobą, nie rozmawiają, nie tworzą więzi emocjonalnej, to stają się dla siebie po prostu obcymi osobami.
Mnóstwo ludzi uważa, że kariera to podstawa, i że starczy dać reszcie rodziny kasę. Tylko że nagle się okazuje, że ich rola w "rodzinie" skurczyła się wyłącznie do "źródełka pieniężnego"... A gdy potem mają chęć domagać się wdzięczności...
Rozwody to nie powód upadku rodziny - rozwody to ostateczny efekt.
Co do więzi w niepełnej rodzinie: znam sporo osób, które czują głęboką więź z "niepełną rodziną". Znam też sporo osób które nie czują żadnych więzi z "pełną" rodziną. Tu nie ma żadnej prawidłowości, wszystko zależy od ludzi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 19:25, 26 Sie 2007
|
|
|
Alice in Gothland
|
|
Dołączył: 07 Lis 2006
Posty: 1659
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Piorun napisał: |
Co do więzi w niepełnej rodzinie: znam sporo osób, które czują głęboką więź z "niepełną rodziną". Znam też sporo osób które nie czują żadnych więzi z "pełną" rodziną. Tu nie ma żadnej prawidłowości, wszystko zależy od ludzi. |
Dokładnie, myślę, że jestem tego dobrym przykładem. Może nie czuję tego jakoś intensywnie na co dzień, ale jestem związana emocjonalnie i z matką, i z ojcem i nie czuję do nich żalu, że już od dawna [jakieś 14 lat] nie są ze sobą. Gorzej, gdybyśmy mieszkali razem i dusili się w wymuszonej atmosferze szczęścia rodzinnego. Oczywiście, konflikty się zdarzają, często denerwują mnie ich poglądy, szczególnie, kiedy mają jakiś bezpośredni związek ze mną...Ogólnie jednak nie jest źle.
Co do rodzeństwa, to rodzeństwa nie posiadam Mam za to dwie kuzynki, z którymi jestem związana, bo one też są jedynaczkami i praktycznie wychowywałyśmy się razem. I różnie między nami bywało też, ja jestem najmłodsza, więc w dzieciństwie czasem we dwie tworzyły taki mini front, nie dopuszczając mnie do swoich spraw na przykład, ale ten etap mamy raczej za sobą. Wydoroślałyśmy chyba I obecnie nasze kontakty są bliskie i pozytywne. To są dla mnie ważne osoby i myślę, że wzajemnie. Mamy też dużo wspólnych tematów, bo słuchamy podobnej muzyki [B., jeśli znowu inwigilujesz, pozdrowienia dla Ciebie ]
Rodzina priorytetem? Uważam, że każdy człowiek potrzebuje bliskich osób, a rodzina w sensie fizycznym jest najbliżej, ale nie zawsze w sensie psychicznym. Wtedy grupa innych, bliskich w ten drugi sposób, może stać się tą prawdziwą rodziną, bardziej nawet niż naturalna. A nawet, myślę, jedna osoba.
A rozpad rodziny? Częstym powodem jest pogoń za rzeczami wyłącznie materialnymi, zapominając, że wspólne spędzanie czasu, rozmowa- słowem, budowanie więzi, to rzeczy równie ważne, o ile nie ważniejsze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 20:02, 26 Sie 2007
|
|
|
Atropinowa panienka
|
|
Dołączył: 11 Maj 2006
Posty: 2872
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: rybnik/toruń
|
|
w domu większość czasu spędzam sama lub z niespełna 14 letnią siostrą, z którą mam bardzo przyjacielski układ. rodzinnych wojen nie prowadzę, nie kłócę się- cenię swój święty spokój. za rodziną dalszą ze strony matki szczerze nie przepadam. z rodziną ojca kontakt mam bardzo dobry- wspólne wypady w góry, na koncerty. kuzynostwo to same świry
nie miałabym nic przeciwko temu, żeby mieszkać sama. potrzebowałabym tylko kogoś, kto by mnie telefonicznie pilnował, żebym z głodu nie umarła... ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 20:27, 26 Sie 2007
|
|
|
Hrabia
|
|
Dołączył: 14 Sty 2007
Posty: 2148
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnowskie Góry
|
|
Moja rodzina umiera...
Ojciec się wyprowadził, nienawidzę go. Oszukał mnie. Matka mnie nie akceptuje, ma jakiś swój plan na moje życie. Chciałaby mieć zupełnie innego syna, bardziej normalnego, ale ma pecha, nie zmienię się. w ogóle ze sobą nie rozmawiamy.
Braci nie lubię, ograniczają mnie. Z siostrą jakoś wytrzymuję. Ma 7 lat i jestem dla niej najbliższym bratem. Wyrośnie z niej jakaś psychopatka
Dalsza rodzina mnie nie obchodzi.
Mógłbym żyć bez rodziny, nie jest mi potrzebna do życia. Niby można znaleźć w niej oparcie - ja jakoś nie znajduję. Wolę na razie żyć sam. Kiedyś się zastanawiałem, czy nadawałbym się na męża, ojca. I doszedłem do wniosku, że lepiej będzie dla tej kobiety, jak mnie nie spotka. Jeżeli dzieci dziedziczą także psychikę i wzorce postępowania od rodziców, to lepiej żebym nie zakładał rodziny. Oszczędzę cierpień innym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 21:20, 26 Sie 2007
|
|
|
Przewoźnik dusz
|
|
Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 1192
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wawa/Chełm
|
|
Z bliższą rodziną, czyli rodzicami (nie mam rodzeństwa) nie są takie złe. Żadnych większych konfliktów. Jestem spokojny i nie sprawiam kłopotów. Z drugiej strony mało z nimi rozmawiam. Z jednej strony nie czuję z rodzicami jakiejś więzi emocjonalnej, a z drugiej trudno mi sobie wyobrazić, bym miał ich nie mieć. Obecnie przez większość roku są kilkaset kilometrów ode mnie i relacje ograniczają się do rozmów telefonicznych. Wtedy oczywiście jest najlepiej.
Dalsza rodzina. Z nią jak wiadomo najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Jest dość skłócona.
O zakładaniu rodziny nie myślałem (trudno w wieku 21 lat), ani nie zamierzam. Mało prawdopodobne, bym się na to zdecydował.
Wartości rodzinne.
Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana, niż się niektórym wydaje. Rozwód moim zdaniem nie rozbija rodziny. Małżeństwo, które się na niego decyduje przeważnie już jest w poważnym konflikcie i trudno oczekiwać, by tworzyło prawdziwą, zdrową rodzinę. Prędzej jakiś patologiczny twór.
Rodzina w społeczeństwie jest bardzo ważną instytucją. To właśnie na rodzicach ciąży obowiązek wychowania dziecka. W tym nikt nie może ich w pełni zastąpić.
Przyczyny słabnięcia rodziny są różne. Często jest to pogoń za karierą i brak czasu na wychowanie.
O brak czasu trudno posądzić inne małżeństwa: ubogie i bezrobotne. Tutaj sytuacja jest nieco inna. Jednym z najważniejszych powodów jest nieudolna polityka socjalna państwa. Intencje są szczytne. Ma na celu wspomóc biednych, dać im szansę na wydźwignięcie się z ubóstwa, a dzieciom na edukację i awans społeczny. Niestety taka kuracja nie przynosi oczekiwanych efektów. Mieszkania socjalne przekształcają się w slumsy, a rodzice żyjąc z zasiłku odzwyczajają się od pracy. Często sięgają po alkohol. Nawet jeśli nie, to trzeba zwrócić uwagę na to, że dzieci biorą przykład z rodziców. Ostatni pomysł rządu w postaci becikowego także przyczynia się do rozwoju patologii.
To tylko w skrócie. Tak na szybko wypisałem powody, które sobie właśnie przypomniałem i tak na szybko wypisałem. Na pewno można napisać więcej powodów (od czasu do czasu pojawiają się różne teksty na ten temat), ale dziś jestem zmęczony i mi się nie chce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 22:44, 26 Sie 2007
|
|
|
+NecromanTesss+
|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Wydaje mi się, że za tą gloryfikacją wartości rodziny stoi "mit więzów krwi"; społeczeństwo ma tendencję do powtarzania równania:
"ktoś jest twym krewnym + blisko mieszkacie = nie możecie się nie kochać"
A tymczasem o wiele bliższe są duchowe więzi z obcymi - którzy obcy tak naprawdę nie są. Dla mnie w tej chwili bliżsi i ważniejsi są przyjaciele, a bardziej twórcze i rozwijające kontakty mam z wszelkiej maści znajomymi. Bardzo kocham moją mamę, ale nie jest ona moją kumpelką, przyjaciółką.
Niestety - nie wystarczy kogoś kochać. Trzeba jeszcze rozumieć. inaczej miłość to taki mdlący miodek.
Spośród mojej familii moim przyjacielem jest mój młodszy kuzyn. Brat-bliźniak to dla mnie de facto obcy człowiek; dla ojca żywię uczucia z przedziału: od chłodnej tolerancji po nienawiść, w zależności od "wysokości napięcia". Mamę kocham, owszem, ale nie mam do niej zaufania i rzadko rozmawiamy... Sama wybudowała mur; kiedyś ufałam jej najbardziej na świecie... Ale nie mogę się zgodzić na to, żeby mama widziała we mnie "upragnioną córeczkę" zamiast tej, którą ma... Szacunkiem, sympatią i pewna formą "córczynego" uczucia darzę ojca chrzestnego i zarazem wujka, ale to już dalsza więź. Bardzo kocham dziadków i ich stratę odczuję pewnie jako jedno z najboleśniejszych wydarzeń w życiu - jednak i oni to "oni".
Nie jest to mój świat...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|