Autor |
Wiadomość |
<
Psychologia i socjologia
~
Granica miłości. Istnieje czy nie?
|
|
Wysłany:
Wto 22:18, 19 Sie 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 1141
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Solec Kujawski
|
|
A coś mnie wzięło na takie 'miłosne tematy'.
Otóż zastanawia mnie czy istnieje granica miłości. Dajmy na przykład: żona bita przez partnera. Wie, że powinna go zostawić, ale nie chce tego zrobić, bo go kocha. W psychologii mówi się tu o współuzależnieniu, ale czy tylko? Może to właśnie nadal miłość czy raczej przyzwyczajenie. I dalej, czy miłość się kiedyś kończy i wtedy zaczyna się przuzwyczajenie, czy jest to prawdziwe i głębokie uczucie na całe życie?
Co o tym myślicie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 22:31, 19 Sie 2008
|
|
|
Mrok
|
|
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wola Muntowska
|
|
Jeszcze dwa miesiące temu myślałem, że miłość na całe życie istnieje i że jej doświadczam. Teraz się skończyła, a może nie? Sam właściwie nie wiem.
Miłość czy przyzwyczajenie? A czy jedno wyklucza drugie? Chyba nie. Jezleli zyjemy z kimś kilkadziesiąt lat to tak czy inaczej się przyzwyczaimy do jego obecności, zwyczajów, głosu itd. Czy w tedy miłość zanika? Niekoniecznie, ale chyba jest nieco wyparta właśnie przez przyzwyczajenie.
W każdym bądź razie ja wierzę, istnieje miłość na całe życie i że mnie taka spotka(spotkała[?]). Jeśli nie, to życie straciłoby dla mnie wiele ze swojego marnego sensu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 10:16, 20 Sie 2008
|
|
|
Aksamitna Mgiełka
|
|
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 3194
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
|
Nie nazwałabym relacji "maltretowana żona nie opuszcza męża" miłością. Jest to raczej niechęć przed zmianami, którą niektórzy mają bardzo mocno zakorzenioną. A jeśli już mówić o miłości, to raczej o miłości do wspomnień (z jakichś powodów przecież wzięli ślub).
Poza tym zaobserwowałam, że nawet jeśli komuś nie zależy na drugiej osobie jakoś specjalnie, ale ta druga osoba będzie na przemian dostępna (kochająca i czuła) z niedostępną (czy to znęcanie się, czy po prostu unikanie kontaktu) to podsyca zainteresowanie w tej pierwszej i wywołuje w niej uczucie, że ona NIE MOŻE żyć bez tej drugiej osoby. Nie wiem, czemu tak jest, ale to prawda. Może działa tu mechanizm:"to, co trudniejsze do zdobycia, jest cenniejsze"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 10:55, 20 Sie 2008
|
|
|
Ciemność
|
|
Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legnica
|
|
Gothabella napisał: |
Nie nazwałabym relacji "maltretowana żona nie opuszcza męża" miłością. Jest to raczej niechęć przed zmianami, którą niektórzy mają bardzo mocno zakorzenioną. |
Zgadzam się. To, że taka osoba nie opuszcza męża nie musi oznaczać, że nadal go kocha.
Hm.. Chyba istnieje taka prawdziwa miłość. Przecież jest wiele małżeństw, które się nie rozpadają. Na jakimś etapie na pewno pojawia się przyzwyczajenie. Przecież miłość i przyzwyczajenie się nie wyklucza. Przynajmniej ja tak myślę.
Z drugiej strony- czy przyzwyczajenie może wziąść górę nad miłością?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 10:59, 20 Sie 2008
|
|
|
Nowopowstały
|
|
Dołączył: 17 Sie 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pomorza Zachodniego
|
|
Gothabella, masz całkowitą rację... bo bardziej intrygująca wydaje się właśnie taka osoba, a nie ktoś, kto łazi za nami i niemalże wielbi (chociaż wyjątki się zdarzają, jak w każdej kwestii). Człowiek ma naturę ciekawską, i wydaje mi się, że z tym też się to wiąże.
Pamiętam, że dawno, dawno temu na religii wywiązała się rozmowa na temat chęci odejścia przy zawartym ślubie kościelnym - przykładem było właśnie bicie dzieci i żony przez męża - zdziwiony pan katecheta oznajmił: "Nie można wziąć rozwodu przy ślubie kościelnym... ale zawsze można żyć w separacji... ale jeśli się kocha, powinno się postarać o to, by się z tego wyleczył."
Myślę, że jeżeli naprawdę się kocha taką osobę, to powinno spróbować wziąć ją na leczenie, zrobić coś, by to zmienić ... rzadko który uzależniony przyzna się do tego, ale można zaciągnąć go do psychologa podstępem, chociażby. A jeżeli nic to nie da, pozostaje rozwód, lub dalsze życie w separacji.
Mówią, że zakochanie mija po dwóch-trzech latach. Może prędzej. Ale nie należy równać zakochania z miłością... bo wg mnie w przyzwyczajeniu też jest coś z miłości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 11:34, 20 Sie 2008
|
|
|
Czarny Mentor
|
|
Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 1141
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Solec Kujawski
|
|
Gothabella napisał: |
Nie nazwałabym relacji "maltretowana żona nie opuszcza męża" miłością. Jest to raczej niechęć przed zmianami, którą niektórzy mają bardzo mocno zakorzenioną. |
Tylko, że często owa żona uparcie powtarza, że nie chce odejść, bo kocha, a on się zmieni, bo jej obiecał. To znaczy, że ta kobieta się myli, co do swoich uczuć? Chociaż może masz rację, że jest niechęć przed zmianami, czyli przyzwyczajenie do tej osoby.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 11:43, 20 Sie 2008
|
|
|
Ciemność
|
|
Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legnica
|
|
Nie myli się co do jego uczć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 12:18, 20 Sie 2008
|
|
|
Aksamitna Mgiełka
|
|
Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 3194
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
|
MiGotka napisał: |
Tylko, że często owa żona uparcie powtarza, że nie chce odejść, bo kocha, a on się zmieni, bo jej obiecał. |
Syndrom ofiary. Niektórzy to lubią. Kochać to jedno, a rezygnować z siebie na rzecz kochanej osoby - drugie. To pierwsze, wiadomo, piękna rzecz, ale to ostatnie jest patologią. Ale dla ofiary też ma pewne korzyści: może użalać się nad sobą i utwierdzać się we własnej szlachetności.
Niektóre kobiety boją się tego, że gdy odejdą od alkoholika czy dręczyciela, zostaną napiętnowane przez otoczenie jako "te złe". Jednym słowem: pozostawanie u boku takiego człowieka ma na pewno dużo więcej przyczyn, niż miłość, o ile ona istnieje, a nie jest urojeniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 12:49, 20 Sie 2008
|
|
|
Ciemność Absolutna
|
|
Dołączył: 29 Maj 2007
Posty: 868
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock / Toruń.
|
|
jeśli mówimy o miłości w kontekście związkowości, to uważam ją za pewien rodzaj umowy społecznej, kiedy ludzie potrzebują tego co jeśli chodzi o uczucia, emocje [między innymi potrzeba bliskości, poczucia bezpieczeństwa] etc. może zaofiarować druga osoba, odpowiadają im charakter, osobowość potencjalnego partnera + są zgodni co do postaci, w jakiej ów związek ma występować. potem pojawia się coś takiego co powszechnie nazywa się "miłością", która kończy się wraz z końcem porozumienia bądź braku zaspokojenia potrzeb drugiej strony i oczywiście nie mam na myśli tylko potrzeb fizycznych.
ludzie bardzo lubią usprawiedliwiać się "miłością" w niektórych przypadkach, bo otoczenie w tych sprawach bywa bardziej wyrozumiałe i nie skarci wspomnianej żony, która nie chce odejść od męża z innych przyczyn. pojęcia "miłości" się po prostu nadużywa i tyle.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Monique dnia Śro 12:50, 20 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 22:21, 21 Sie 2008
|
|
|
Mrok
|
|
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wola Muntowska
|
|
Gothabella napisał: |
Kochać to jedno, a rezygnować z siebie na rzecz kochanej osoby - drugie. To pierwsze, wiadomo, piękna rzecz, ale to ostatnie jest patologią. |
Tu się nie zgodzę. Zależy to także od stopnia rezygnacji z siebie, ale rezygnacja z pewnych korzyści dla drugiej strony to podstawa miłości.
Monique napisał: |
ludzie bardzo lubią usprawiedliwiać się "miłością" w niektórych przypadkach, bo otoczenie w tych sprawach bywa bardziej wyrozumiałe i nie skarci wspomnianej żony, która nie chce odejść od męża z innych przyczyn. pojęcia "miłości" się po prostu nadużywa i tyle.. |
To jedyne słowa z Twojego postu z jakimi mogę się zgodzić. Reszata jest dla mnie kompletną bzdurą. Miłość to miłość. Jeżeli ktoś jej nie doświadczył to nie ma pojęcia czym jest i nikt mu tego nie wytłumaczy. Ty chyba jej nie doświadczyłaś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 22:55, 21 Sie 2008
|
|
|
Anhedoniac
|
|
Dołączył: 12 Cze 2007
Posty: 966
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Zależy co to jest "rezygnacja z siebie". Jeśli budząca u mniepierwsze skojarzenie całkowita rezygnacja z własnych aspiracji, godności i potrzeb byleby drugiej połówce niczego nie brakowało to autentyczna patologia. Być wiernie uległą kurą domową (zakładając, że aspiracje życiowe "kury" nie koncentrują się wokół garnków) przy robieniu kariery przez partnera chyba nie wymaga komentarza.
Jednak najzwyklejsze codzienne sprawy typu odmawianie czegoś na czym jednej stronie bardzo zależy, na przykład wspólne wybranie się gdzieś (zakładając, że to wyjście jest konieczne, a samotny wypad byłby nieprzyjemny), wspólne oszczędzenie pieniędzy na coś, co jednocześnie oznacza większe cięcia budżetowe dla obydwu stron, czy inne w tym stylu, na które odmowa stronie proszącej przysporzy problemów, a drugiej stronie korona z głowy nie spadnie, to raczej nierozłączny element związku. Dla przyjaciół jest się miłym i można rezygnować z niektórych spraw, a związek to więcej niż przyjaźń, ale znowu żyje się czymś więcej niż tylko partnerem.
Warto też dodać, że miłość rodzi się po czasie, nawet po latach. Przed nią jest stan zakochania, który jest o wiele bardziej żywiołowy, nieprzewidywalny i często o wiele mniej trwały.
Edit
zasadniczo zgadzam się z Monique... ale podchodzisz do tego jakoś tak książkowo i może przez formę wypowiedzi rzeczywiście po części sprawiasz wrażenie jakbyś nigdy się nie zakochała. To jest nagłe i niekontrolowane i po tym czy to przetrwa etap końca zakochania (o tym czy przetrwa sam ten etap nie wspominając) zazwyczaj wychodzi na światło dzienne czy to ma sens, a nie że jest jakaś umowa społeczna, porównywanie itd.
Edit #2 - co by się odnieść do pierwszego posta wreszcie.
Zakładając, że żona bita przez męża nie chce być bita (masochizm), to nie - nie jest to miłość. Wątpię żeby taka osoba chciała przebywać z partnerem, a nie wyobrażam sobie definicji miłości bez stwierdzenia, że dąży się do przebywania razem i wspólnego obcowania. To już przyzwyczajenie i to obustronne. Przy stopniowym przechodzeniu awantur od utarczek słownych po jawną agresję fizyczną nie dostrzega się tak bardzo takich aktów. Po latach takie coś zapewne wchodzi w nawyk w takim samym stopniu jak sprzątanie - nie chce ci się, tracisz na to czas podczas gdy możnaby przyjemniej go spędzić i mimo że potrafisz wszystko w bałaganie znaleźć - sprzątasz, bo się tego od ciebie oczekuje (oczywiście niekoniecznie tylko dlatego się sprząta, ale to przykład pierwszy z brzegu).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Exile dnia Czw 23:17, 21 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 0:23, 22 Sie 2008
|
|
|
Ciemność Absolutna
|
|
Dołączył: 29 Maj 2007
Posty: 868
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock / Toruń.
|
|
MartwyLos napisał: |
Miłość to miłość. Jeżeli ktoś jej nie doświadczył to nie ma pojęcia czym jest i nikt mu tego nie wytłumaczy. Ty chyba jej nie doświadczyłaś. |
ha! i tu się mylisz, bo tak się składa, że jak już napisałam, od ponad 8 miesięcy jestem w szczęśliwym związku z kimś na kim zależy mi najbardziej na świecie i z tego co wiem, z wzajemnością. nie jestem zgorzkniałą jędzą, bo nie wychodzi mi w tych sprawach - pudło
i wybacz ale dla mnie bzdurą jest wypowiedź w stylu "miłość to miłość", taaak, to tak jak "drzewo to drzewo" i już wszystko wiemy
Exile, faktycznie, może forma jest zbyt racjonalna i sprawia wrażenie książkowej definicji, jednak ludzie mają w zwyczaju mówić i pisać o miłości w taki dziwny, nazbyt emocjonalny sposób, och, ach, co w efekcie nic nie znaczy i nic z tego nie wynika. nie uważam, że to coś nagłego i niekontrolowanego, bo wówczas mamy zakochanie=zauroczenie, co jest moim zdaniem czymś zupełnie innym niż to na "M", które jak napisałeś, rodzi się z czasem i nie powstaje z niczego, ot tak, od pierwszego wejrzenia. bzdura.
związek jest przecież umową między dwojgiem ludźmi, którzy chcą takiego związku a nie innego, bo jeśli ich pojęcia miłości się rozbiegają to nici z tego, prawda? a jej granicą jest według mnie brak porozumienia, który może wynikać z tego, co napisałam. kończy się brak porozumienia w sferze potrzeb emocjonalnych, fizycznych, JAKICHKOLWIEK. jeśli nie ma porozumienia, ludzie żyją zupełnie na dwóch innych planetach. i koniec love story.
takie jest moje zdanie...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Monique dnia Pią 0:29, 22 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 14:04, 22 Sie 2008
|
|
|
Nowopowstały
|
|
Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
|
|
Z tym że "miłość to miłość" to faktycznie zabawne powiedziane. Względem miłości to podobno jest tak (i proszę się nie nabijać tak twierdzą amerykańscy naukowcy a oni przecież wszystko wiedzą: przez okres około 2 lat kontaktu z osobą w której jesteśmy "zakochani" zachodzą reakcje chemiczne które powodują taki stan jaki powodują. Po 2 latach natomiast często zaczynają się schodki a czasem nawet wirujące ostrza;). Powód jest podobno dosyć prosty, substancje chemiczne powodujące stań zakochania się są wydzielane w mniejszej ilości. Tutaj właśnie zaczynają się liczyć bardziej nie "uczucia" a często dosyć okrutny pragmatyzm bo jedno ciągnie w lewo a drugie w prawo... W dodatku przecież sporo osób wchodzi w związek gdzie nie ma miłości (przynajmniej z obu stron) ale związek jest całkiem udany. Właśnie z tego powodu że oboje partnerzy dażą do podobnych celów, mają podobną wizję życia razem, dobrze się rozumieją. Dziwne ale prawdziwe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 15:05, 22 Sie 2008
|
|
|
Ciemność Absolutna
|
|
Dołączył: 29 Maj 2007
Posty: 868
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock / Toruń.
|
|
ależ my nieromantyczni, może jakiś zbiorowy lincz?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Monique dnia Pią 15:06, 22 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 18:42, 22 Sie 2008
|
|
|
Druid
|
|
Dołączył: 14 Kwi 2007
Posty: 1035
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Krakow
|
|
Ale wracajac do pierwotnego tematu, to sadze ze granice w milosci wlasnie istnieja. Nie uznaje np takie tlumaczenia typu "gdybys mnie kochal/la to bys mi wszystko wybaczyl/la" Czesto sie tak zdarza, a prawda jest taka ze jezeli ktos kogos kocha to nie powinien chciec wybaczenia, ale wczesniej z milosci wlasnie powstrzymac sie od zlego. I tu wlasnie pojawia sie taka granica, ktora pokazuje na ile mozna tolerowac czyjes zdrady i inne negatywne zachowania, a na ile powinno sie to szybko zakonczyc zeby nie bylo milosci tylko jednostronnej i ktos nie pasozytowal na uczuciach drugiej osoby.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|